Głodne
Słońce. Ołtarz i Krew Wojciecha
Zembatego z rozmachem godnym eposu sprawnie zamyka historię z
Głodnego
Słońca. Dymiącego zwierciadła (recenzję
pierwszego tomu znajdziecie tu). Ekscytujące starcia potomków
Azteków poprzez rozliczne krwawe konflikty prowadzą do iście
epickiego finału, sprawiając, że ta dylogia znalazła się bardzo
wysoko na liście moich ulubionych, znakomicie przygotowanych
literackich dań.
Po
częściowym zwycięstwie nad Tlaszkalą i pojmaniu walecznego Lwa
Labiryntu Quinatzin wraca ze swoimi siłami do stolicy i zarządza
krwawą ofiarę Kamienia, w której ma wziąć udział ów słynny
jeniec oraz obecnie członek królewskiej gwardii Haran. Następnie,
łamiąc wszelkie dotychczasowe zasady, tlatoani
ogłasza kolejny zaciąg, by jeszcze raz w tym roku ruszyć na wroga.
I mówi swojemu przyjacielowi, generałowi Tizokowi: Kiedy
dwie drużyny spotykają się na boisku, jedyną neutralną stroną
jest piłka (s. 146).
Tymczasem Tennok odnajduje nowy cel – okazuje się bowiem, że w
bibliotece świątyni Bogini Pamięci można znaleźć wyjątkowo
interesujące lektury, które każą spojrzeć na ostanie 500 lat
historii Odrodzonego Przymierza pod całkowicie nieoczekiwanym kątem.
Jednak jego plan zostania kapłanem zostaje z całą mocą zawetowany
przez jego ojca, Maczuraia. Z kolei Citlali po karczemnej kłótni z
Haranem podejmuje decyzję, by wstąpić do pewnej tajemniczej,
radykalnej organizacji, co pozwoli nam dowiedzieć się więcej o
mistycznym aspekcie świata. Na domiar złego coraz aktywniejsi stają
się sprzymierzeni z tlatoanim
Zjadacze, budząc swoich kolejnych przedstawicieli.