„Słowalkiria” Anny Szumacher zamyka humorystyczną trylogię fantasy o autorce, która została wciągnięta przez własny świat i odkrywa jego rozliczne braki oraz niedogodności.
Cyan, niepodziewanie zyskawszy Głos, zastanawia się, komu i jak go przekazać, a przede wszystkim jak wrócić do domu. Tymczasem chwilowo nieco mniej groźny zabójca Hidra uczy się funkcjonowania się bez zmysłu wzroku, zaś księżniczka Kwarq podejmuje brawurową misję wywiadowczą, by dowiedzieć się, jakie zagrożenie przywiozła armia okrętów zza morza. Z kolei książę Suyokan Laal próbuje ucywilizować smoki i trenuje je, by zminimalizować powodowane przez nie straty. A bogowie – jak to bogowie z nie do końca przemyślanego świata – nie mają pojęcia, kto jest nowym władcą i marzą tylko o odzyskaniu wolności.
Jeżeli znacie poprzednie dwie części, to nie zdziwi Was ani trochę to, że nic nie dzieje się tu na poważnie, a prawie żaden z bohaterów nie chce robić tego, czego oczekują od niego inni. Zastaniecie tu więc istny korowód zabawnych sytuacji, od Cyan próbującej przypomnieć sobie odpowiednie nieużyte wcześniej cytaty, by np. wyczarować jedzenie, przez nieoczekiwane spotkania wrogów na festiwalu pierogów, po mogące być uznane za nieobyczajne zachowania smoków. Znajdziecie tu rzecz jasna całą masę nawiązań popkulturowych – do utworów J.K. Rowling, Terry'ego Pratchetta, Andrzeja Sapkowskiego, jak również do współczesnych powiedzonek. Istotną rolę odgrywa tu też muzyka i piosenki, np. Beatlesów. Widać przy tym, że autorka zdecydowanie rozwinęła się pod względem językowym – bo przy każdej postaci zastosowała nieco inne, pasujące do niej słownictwo, a do tego przez tekst niemal się płynie.
Podobnie jak w pierwszej i drugiej części najbardziej przypadły mi do gustu żarty z typowych rozwiązań stosowanych nie tylko w fantasy. Uśmiałam się serdecznie z tarczy nietykalności osoby, która ma Głos – bo od razu przyszła mi na myśl tzw. tarcza fabularna, dzięki której bohater wychodzi cało ze wszelkich opresji i z góry wiadomo, że nic poważnego nie może się mu przydarzyć. W pewną konfuzję wprawił mnie początkowo wątek romansu Cyan z Hidrą, ale po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, mam nadzieję słusznego, że autorka bezwzględnie kpi z ogranego wątku hate to love, który tu ani przez chwilę nie wychodzi z pierwszej fazy. Bo przecież która pisarka nie marzyła choćby przez chwilę o romansie z bad boyem?
Fabuła toczy się z prędkością kamienia spadającego z wysokiej góry, choć moim zdaniem nie wszystkie wątki są w tak samym stopniu angażujące, np. przygody przybocznej jednego z książąt Sloe z piratami czy podróże Jorda. Rozumiem, że autorka chciała dać każdej postaci odrobinę miejsca i odpowiednie zakończenie, ale w moim odczuciu te wątki nie wniosły nic istotnego do całej opowieści. Prawdę mówiąc, spodziewałam się także znacznie bardziej śmiałych i nietypowych rozwiązań fabularnych, szczególnie w kwestii finału dla księżniczki Kwarq – bo czemu Cyan nie przekazała Głosu właśnie jej? I chyba najbardziej zabrakło mi czysto absurdalnego klimatu i autotematyzmu z mojego ulubionego w tej serii pierwszego tomu – szczególnie rozmyślań pisarza nad własnym dziełem – tego typu elementy występują tu już bowiem tylko na marginesie.
Podsumowując, „Słowalkiria” Anny Szumacher to zabawne, czysto rozrywkowe pożegnanie z nie do końca wprawną autorką Cyan i jej własnym światem fantasy, z którego w końcu udaje się jej wydostać. Każda postać dostaje tu swój finał, a zakończenie sugeruje, że być może będzie ciąg dalszy tej naszpikowanej nawiązaniami popkulturowymi opowieści...
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Mięta.
Moja ocena: 4/6
Ciekawe tytuły, Chętni bym poznała całą serię.
OdpowiedzUsuńZa taką serię w wolnej chwili chętnie bym się zabrała.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie - chętnie poznam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba jeszcze nie słyszałam o tych książkach. Możliwe, że po nie sięgnę, jak nieco zredukuję moją hałdę hańby.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Super, że są nawiązania do Pratchetta i Sapkowskiego! :)
OdpowiedzUsuńDla mnie fantastyka tylko na poważnie - żadne więc komedie czy romantasy (oj, to dopiero potrafią być komedie), więc w teorii powinnam nie być zainteresowana tą serią. A jednak jestem. Jeszcze muszę się nad nią zastanowić.
OdpowiedzUsuń