28 sierpnia 2021

[recenzja] Feliks W. Kres „Grombelardzka legenda. Serce gór” – Skacząc w przepaść

Grombelardzka legenda. Serce gór to trzeci tom poprawionego i uzupełnionego cyklu fantasy Feliksa W. Kresa Księga Całości. Po niezwykle udanym drugim woluminie, który ogromnie przypadł mi do gustu Królu Bezmiarów, oczekiwałam kolejnej świetnej lektury, i po raz kolejny znalazłam galerię genialnych postaci, jednak pod względem fabuły ta część zrobiła na mnie nieco mniejsze wrażenie niż poprzedniczki.

 


W Północnej granicy wydarzenia toczyły się na styku Armektu i Aleru, w Królu Bezmiarów głównie na morzach i wyspach, zaś omawiana tu część przenosi nas przede wszystkim w smagane deszczem góry Grombelardu, w których przetrwać są w stanie tylko nieliczni. I choć nie ma tu śniegu, to zdarza się niebezpieczny opar przypominający mgłę, a przede wszystkim można natknąć się na stada obdarzonych rozumem sępów, które atakują wszystkie istoty bez wyjątku, a jak dotąd nikt nie znalazł sposobu na porozumienie się z nimi. Nic więc dziwnego, że żołnierze niechętnie zapuszczają się w te mrożące krew w żyłach rejony i że rodzą się tu legendy na przykład ta o Królu Gór, potężnie zbudowanym Basergorze-Kragdobie, którego zastępcą jest nieustraszony kot gadba L.S.I. Rbit. Albo inne, o Łowczyni, Armektance o imieniu Karenira, której droga zaczęła się od garnizonu i uczenia innych wojaków posługiwania się łukiem, a odwróciła o sto osiemdziesiąt stopni, gdy dowódca wysłał ją z poleceniem skontaktowania się z przebywającym w górach Dorlanem-Przyjętym. W wyniku dramatycznych wydarzeń z udziałem sępów jej dotychczasowe priorytety uległy całkowitej zmianie...

 

Najbardziej udanym elementem Grombelardzkiej legendy. Serca gór są bez wątpienia pełnokrwiste postaci, prezentujące wszelkie odcienie szarości. Karenira już od pierwszej sceny robi spore wrażenie, a przemiana w Łuczniczkę i jej późniejsze życie oraz wyczyny pod tym pseudonimem są z pewnością warte poznania. Łączy ona w sobie pozornie sprzeczne cechy – ogromny hart ducha, bezkompromisowość oraz pewność siebie z naiwnością. Nie mniej ciekawa jest drobniutka Kaga, kocica uwięziona w ludzkim ciele, będąca zarazem niezwykle ambitną i sprawną wojowniczką. Bliżej poznajemy także obiekt jej westchnień, Rbita oraz pewnego dartańskiego szlachcica Baylaya, który wyruszył odbić swoją żonę, prawdopodobnie uwięzioną w Złym Kraju. Podobnie jak w poprzednich częściach motywacje i sposób myślenia pokazanych tu bohaterów zasługują na brawa i to właśnie oni oraz ich wyjątkowe pragnienia tworzą całą magię tego utworu i jasno świecą na jego firmamencie.



Niestety, w przypadku uniwersum i fabuły nie odczułam aż tak głębokiej satysfakcji czytelniczej jak przy postaciach. Pierwsze dwa tomy miały rewelacyjnie dopracowane elementy military fantasy, a Król Bezmiarów genialnie eksplorował fantasy marynistyczne (i na razie pozostaje zdecydowanie moim ulubionym), a ten można opisać po prostu jako fantasy, bez żadnego dokładniejszego określenia odmiany tego gatunku. Przede wszystkim miałam nadzieję na nieco większą dawkę wiedzy o świcie przedstawionym – w głównej mierze liczyłam na jakieś konkretniejsze informacje o sępach, w końcu to jedna z trzech obdarzonych tu rozumem ras, a tymczasem dostałam tylko domysły i strzępki relacji przerażonych spotkaniem z nimi świadków. Oczywiście dam autorowi szansę i z pewnością będę kontynuować Księgę Całości, wypatrując więcej interesujących szczegółów na ten temat. Nie zachwyciły mnie też liczne, zupełnie chaotyczne potyczki, które wyraźnie kontrastują z przemyślanymi opisami walk z poprzednich woluminów.



Fabuła jest poszarpana niczym górska grań, bo utwór składa się tak naprawdę z pięciu zupełnie odrębnych opowieści, odległych od siebie w czasie, które luźno łączy jedynie postać Łuczniczki. Mamy opis kilku wypraw, z czego jedna ku mojemu rozczarowaniu nie zawiera najbardziej interesujących detali zdobycia Porzuconych Przedmiotów, które były jej celem, zaś kolejna jest dużo bardziej intrygująca, bo opowiada o Przyjętym, który prowadzi niemieszczące się innym w głowie eksperymenty. Jeżeli miałabym określić tu jakiś leitmotiv, to jest nim zapędzanie się przez bohaterów w kozi róg – do pewnego stopnia zdają sobie sprawę, że to, co robią, skończy się sromotną porażką i jest niezwykle ryzykowne, ale i tak uparcie brną do przodu. Feliks W. Kres jest z pewnością dogłębnym znawcą ludzkiej natury i wykorzystuje tę wiedzę budując swoich niepowtarzalnych, kroczących wprost w przepaść bohaterów. Wyraźnie rezonuje tu też temat wolności jako takiej, w tym tej dotyczącej wyboru, ale i poczucia obowiązku oraz podążania za tradycją. Co bardzo mi odpowiada mi w twórczości tego autora, niejednokrotnie niełatwe decyzje podejmowane przez bohaterów zawsze przynoszą tu konkretne konsekwencje. Zaś alternatywy, przed którymi stają protagoniści, zazwyczaj nie rysują się różowo, dzięki czemu czytelnik zdecydowanie ma tu co przeżywać.

Podsumowując, Grombelardzką legendę. Serce gór Feliksa Kresa warto przeczytać ze względu na pełne wyrazu i dramatyzmu postaci, szczególnie kobiece, które wybrały niełatwe życie w deszczowych górach Grombelardu, a z czasem ze względu na swoje niecodzienne dokonania stały się ich legendami. I wypatruję już kolejnego tomu Grombelardzka legenda. Wstęgi Aleru, by kontynuować niezwykłą przygodę z tą oryginalną serią i zanurzyć się jeszcze głębiej w świat Szereru. A będę mogła to zrobić już niedługo, czyli 3 września 2021, bo na ten dzień zapowiedziana jest premiera tej powieści.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

 

Moja ocena: 4,5/6

 
Autor: Feliks W. Kres
Tytuł: Grombelardzka legenda. Serce gór
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2021
Stron: 575
Ilustracje: Przemysław Truściński

14 komentarzy:

  1. A ja dalej dopiero po pierwszym tomie. Myślę jednak, że niedługo sięgnę po drugi i zobaczę co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na ten cykl, ale może kiedyś się na niego skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety tym razem nie do końca moje klimaty więc zrezygnuje.
    Pozdrawiam Kolorowo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne ilustrację :) Nie znam tej serii ale będę miała na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco, a autorem ilustracji jest Przemysław Truściński, muszę powiedzieć, że bardzo lubię jego styl rysowania.

      Usuń
    2. Świetne ilustracje ;) przyciągają uwagę :) Tonery Xerox pozdrawiają.

      Usuń
  5. Ta część "Grombelardzkiej legendy" pierwotnie była zbiorem opowiadań (właśnie jako "Serce gór"). Już kiedyś pisałem:

    Północna granica - militarne fantasy ze świetną kreacją obcych.
    Król Bezmiarów - marynistyka.
    Grombelardzka legenda - heroiczna fantasy w klimatach górskich.
    Pani Dobrego Znaku - taka bardziej martinowska fantasy.

    Więc jeśli "Wstęgi Aleru" również nie przypadną Ci do gustu (a to też łączone opka) - pamiętaj, że potem jest znowu zmiana klimatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będę czytać dalej, tym bardziej, że "Pani Dobrego Znaku" to ulubiona część wielu fanów Kresa, może i ja do nich dołączę?

      Usuń
    2. Dla mnie to akurat najsłabsza część cyklu (opinia na 2001 rok - być może teraz ocenię inaczej).

      Usuń
  6. Mam w planach wbicie się w tę serię, ale jeszcze nie teraz, inne propozycje czytelnicze niecierpliwie czekają. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Seria raczej nie jest dla mnie :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ekstra, wiem komu kupić na uroczystość.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cyklu nie znam, ale czuję, że przypadnie do gustu mojemu tacie

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.