20 marca 2021

Skąpany w szkarłacie – Arkady Saulski „Czerwony Lotos”

Po serii książek postapokaliptycznych zapragnęłam zmienić nieco ponury nastój i sięgnąć po obiecujący Czerwony Lotos Arkadego Saulskiego, by zanurzyć się w żywe, japońsko-samurajskie klimaty. Powieść okazała się rozrywkowym strzałem w dziesiątkę, bo dynamiczna fabuła wciągnęła mnie już od pierwszych stron, kilkukrotnie zaskoczyła i trzymała w ekscytującym napięciu do samego finału.

 

Historia zaczyna się z rozmachem – od epickiej bitwy zjednoczonych klanów wyspiarskiego Nipponu z liczniejszą armią bezwzględnych najeźdźców z kontynentu zwanych Mandukami. Bój jest się niezwykle krwawy i niestety przegrany dla obrońców, a nad trupem jednego z nich poznajemy głównego bohatera powieści – liczącego kilka lat Kentaro, który zostaje wzięty pod opiekę przez tajemniczego samuraja. Dwadzieścia lat po tych wydarzeniach wyszkolony w wielu stylach walki protagonista towarzyszy swojej pani, ostatniej Nieśmiertelnej z rodu Sekai, zwanej też Czerwonym Lotosem, w spotkaniu z przywódcą klanu Nobunaga. Wszyscy spodziewają się ogłoszenia sojuszu między tymi dwiema siłami w postaci zawarcia małżeństwa, jednak Nobunaga Hiroshi ma nieco inne plany, który realizuje z bezwzględną precyzją. A wpływają one na przyszłość całego Nipponu, w tym także Kentaro. I tak rozpoczyna się skąpana we krwi droga głównego bohatera, która z powodzeniem mogłaby posłużyć jako scenariusz do gry komputerowej.

A jest nim nikt inny, tylko dwudziestokilkuletni mężczyzna zwany Kentaro, Duchem bądź też Sai Seisei, znakomicie wyszkolony samotny wojownik, który myśli o sobie jako nie człowieku, ale raczej narzędziu, a na służbie nigdy nie poznał prawdziwego życia. I ma okazję zrobić to dopiero po dramatycznych wydarzeniach w twierdzy Shu Nu, biorąc pod opiekę ubogą lokalną rodzinę i przenosząc się z nią do miasta Kedo. Los nie daje mu jednak wielu chwil wytchnienia i wkrótce Duch staje przed trudnym wyborem... Fabuła toczy się bowiem bardzo energicznie, serwując niejeden zwrot akcji i ociekając hektolitrami krwi. Sporą rolę odgrywa tu bushido, w tym kwestia honoru wojownika, nauki udzielane młodszym, a także stawianie i realizowanie celów. Na szczególną uwagę zasługują zaś precyzyjnie opisane sceny walk, a te z Kentaro w roli głównej mogłyby z powodzeniem znaleźć się w najlepszych zręcznościowych grach komputerowych lub filmach akcji. Z drugoplanowych postaci sprytnie wykorzystany jest mały Akinobu, dzięki któremu gładko wchodzimy w wymyślone przez autora uniwersum. W kwestii płci pięknej na plus wyróżnia się Tora, inteligentna i ambitna służka Hiroshiego, która próbuje otworzyć sobie drogę do awansu społecznego. Zaś czarny charakter, wraz ze swoim znającym się na magii sługą, dzięki wiarygodnej motywacji i brawurowemu planowi jest kolejnym udanym punktem tej powieści.

 
W świecie przedstawionym znajdziecie rozliczne elementy kultury japońskiej, Nippon jest bowiem odbiciem tego państwa z epoki samurajów. Mamy więc kraj na wyspie, podzielony na terytoria różnych klanów, poszczególnym daimyo służą zaś wojownicy posługujący się katanami, yari i rusznicami, społeczeństwo podzielone jest na kasty. W warstwie mitologicznej autor zdecydował się wspomnieć Izanami i Izanagiego, wyspiarze wierzą zaś między innymi w Mędrca, w klasztorach którego szkolą się i zdobywają rozmaitą wiedzę mnisi, pojawiają się też bóstwa animalistyczne oraz rzecz jasna demony, najeźdźcy czczą zaś wielkiego konia. Widać wyraźnie, że autor posiada niezwykle szeroką wiedzę na temat historii, wojskowości oraz kultury Japonii, i nie waha się jej użyć, na przykład umieszczając na początku każdego rozdziału pasujące do niego krótkie białe wiersze przypominające haiku. Oprócz tego wprowadza do świata przedstawionego wymyślone przez siebie, nadzwyczaj intrygujące nadprzyrodzone elementy, np. wspominaną wcześniej Nieśmiertelną, i nie zdradzę, jakie jeszcze, bo warto przekonać się o tym samemu, czytając Czerwony Lotos.

W trakcie lektury da się odczuć, że to już nie pierwsza powieść Arkadego Saulskiego, bo wyjątkowo umiejętnie angażuje czytelnika w wydarzenia, między innymi dzięki dynamicznemu stylowi – używa sporej ilości wykrzykników, powtórzeń i krótkich zdań, które znakomicie pasują do opowiadanej tu historii. Podczas lektury odniosłam wrażenie, że autor czerpał ogromną przyjemność z opisywania losów Kentaro, a jego entuzjazm po prostu emanuje z kart książki, bezwiednie udzielając się czytającemu. Sprawdźcie sami, jak skutecznie!

 

Nie ma jednak róży bez kolców – na niewielki minus zaliczam tu najeżdżających Nippon Manduków – są bowiem tak liczni, a do tego wyposażeni w statki, że walka z nimi wydaje się z góry skazana na niepowodzenie, dlatego też trudno mi uwierzyć, że wstrzymali podbój wyspiarskiego kraju na dwadzieścia lat i poczekali grzecznie, aż Kentaro dorośnie i wyszkoli się w walce. A wyraźnie dominuje tu droga miecza, nie dyplomacji. Chciałabym też dowiedzieć się więcej o Nieśmiertelnych i innych źródłach nadprzyrodzonej mocy, być może kolejne dwa tomy wyjaśnią co nieco w tej kwestii.

Jeżeli zatem szukacie napisanej z ikrą, oryginalnej powieści fantasy w samurajskich klimatach, w której bohaterowie podejmują szereg dramatycznych decyzji wpływających na losy całego kraju, tocząc przy tym krwawe walki, nie znajdziecie nic lepszego niż Czerwony Lotos Arkadego Saulskiego, będącego udanym pierwszym tomem trylogii Zapiski stali. Ja tak dobrze bawiłam się przy lekturze, że czekam na kolejne części z niecierpliwością! Na więcej wykrzykników też czekam!

 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

Autor: Arkady Saulski
Tytuł: Czerwony Lotos
Ilustracje: Paweł Zaręba
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2021
Stron: 408 

11 komentarzy:

  1. Ciekawe klimaty jak na fantastykę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, ze tematyka jest całkiem ciekawa. Ostatnio zafascynowałam się kulturą azjatycką, więc może powinnam sprawdzić tę pozycję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. totalnie mój klimat, chociaż dawno nic takiego nie czytałam, muszę sięgnąć <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam nic z elementami kultury japońskiej, więc chętnie to zmienię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sympatycznie spędziłam czas z powieścią, zgrabnie wprowadziła w japońskie klimaty, nadała ciekawą tonację przybliżanej historii, ubrała bohaterów w burzliwe losy, odcienie czerwieni, żółci i bieli. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak raczej za filmami/książkami w takim klimacie nie przepadam to ta bardzo mnie zaintygowała :D Koniecznie muszę sama sprawdzić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno temu czytałam "Opowieści rodu Otori", które były w podobnym klimacie, i do dziś pamiętam te książki. Chętnie przeczytam "Czerwony lotos", być może będzie to kolejna seria, którą zapamiętam na długo.

    OdpowiedzUsuń
  8. >na niewielki minus zaliczam tu najeżdżających Nippon Manduków – są bowiem tak liczni, a do tego wyposażeni w statki, że walka z nimi wydaje się z góry skazana na niepowodzenie, dlatego też trudno mi uwierzyć, że wstrzymali podbój wyspiarskiego kraju na dwadzieścia lat i poczekali grzecznie, aż Kentaro dorośnie i wyszkoli się w walce<.

    Mandukowie = Mongołowie. Ostatni uznawany w całym państwie mongolskim wielki chan - Kubilaj w 1274 roku wysłał potężną armię (ok. 30 000 żołnierzy i 7000 marynarzy; wg źródeł japońskich było ich znacznie więcej - 102 000) na podbój Japonii. Japończycy mogli tej armii przeciwstawić około 5000 żołnierzy, więc dysproporcja potężna. Po początkowych sukcesach Mongołów, Japonię uratował tajfun, który zmiótł flotę chana - miało zatonąć ok. 200 okrętów i kilkanaście tysięcy żołnierzy.

    W samej Japonii w tym czasie władzę sprawowało (teoretycznie) dwóch chłopców: siedmioletni cesarz Go-Uda i dziesięcioletni shogun Koreyasu.

    Kubilaj pozwolił im nieco dorosnąć - kolejna inwazja, jeszcze potężniejsza (podobno wojska chana liczyły 142 000 żołnierzy i marynarzy oraz 4400 okrętów!) miała miejsce dopiero siedem lat później. Tym razem dysproporcja jeszcze większa, bo Japończycy zgromadzili ok. 8000 żołnierzy. Ale znowu tajfun zmiótł mongolską flotę (tajfun Japończycy nazwali Kamikaze czyli Boski Wiatr).

    Ale to takie historyczne skojarzenia, być może od czapy, bo książki nie czytałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja interpretacja idealnie pasuje do książki, Mandukowie są z pewnością wzorowani na Mongołach. I chyba podałeś autorowi znacznie lepsze wyjaśnienie zatrzymania ich ekspansji niż ta, którą umieścił w utworze. Jak zwykle dzięki za wartościowy komentarz!

      Usuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.