23 lipca 2024

[recenzja] John Wyndham „Dzień tryfidów” – Roślinna apokalipsa

Powieść science fiction z 1951 roku „Dzień tryfidów” Johna Wyndhama zdecydowanie zasługuje na uwagę ze względu na oryginalny pomysł na tytułowe roślinne istoty, które w tajemniczy sposób rozpleniły się po całej Ziemi, niemal przejmując nad nią kontrolę.

Główny bohater i zarazem narrator Bill Masen budzi się w szpitalu po operacji oczu i szybko zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Okazuje się bowiem, że spadające poprzedniego wieczora komety były jedynie początkiem końca znanego mu świata, ponieważ prawie wszyscy ludzie oślepli, a wielu z nich także oszalało. I tak rozpoczyna się jego walka o przetrwanie, która okaże się niełatwa z wielu względów, między innymi z powodu tryfidów. 

 


A kim oni są? Nikt tego tak do końca nie wie, wiadomo jedynie, że powstali na skutek badań nad bardziej wydajnymi roślinnymi źródłami oleju. Mają też specjalny mechanizm obronny w postaci biczowatego parzydełka i... potrafią się przemieszczać na swoich trzech korzenionogach. Wszystko wskazuje też na to, że są bardziej inteligentne, niż ktokolwiek przypuszcza... Tytułowe stworzenia to element z naprawdę dobrego horroru, bo zdecydowanie należy się ich bać. Natomiast protagonista ma o nich pewną wiedzę ze względu na to, że przed katastrofą pracował w branży żywieniowej, a jako dziecko został oparzony przed jedno z nich, i oczywiście chętnie dzieli się informacjami z czytelnikiem. Dlatego też nauki biologiczne są tu jednym z istotnych elementów skłaniających do refleksji – na ile etyczne są eksperymenty nawet w szlachetnym celu wykarmienia ludzi na coraz bardziej jałowej i gorącej planecie? Czy doprowadzenie do mutacji innego gatunku spowoduje koniec ery człowieka na Niebieskim Globie? Co zrobimy, gdy zabraknie jedzenia, znów zaczną szerzyć się choroby i stracimy nasze technologiczne zaplecze?

 

Narracja prowadzona jest w żywy i wciągający sposób, pokazując potencjalne przyczyny i realne skutki apokalipsy. Bill dobrowolnie bądź też pod przymusem dołącza do rozmaitych grup, które mają własne pomysły na przeżycie. Między innymi zostaje przydzielony do opieki nad grupą ślepców, którymi ma kierować w zdobywaniu pożywienia i innych niezbędnych środków. Co istotne, każda z tych organizacji wyznaje inne wartości – od skrajnie konserwatywnych do oświeconych, a ważnym elementem utworu są dyskusje na temat najwłaściwszego postępowania, zahaczające między innymi o tematy z „Księcia” Machiavellego. Mamy tu więc nie tylko interesujące rozważania, ale też zdrową dawkę fantastyki socjologicznej w postaci wspomnianych grup przetrwania. Natomiast najistotniejsze pytania dotyczą tego, czy będzie potrzebny zupełnie nowy sposób myślenia, ile wysiłku fizycznego i intelektualnego trzeba będzie włożyć w uratowanie rodzaju ludzkiego i zachowanie jego dotychczasowych osiągnięć. Bardzo inteligentnie poprowadzony jest też wątek przyczyn katastrofy – nic nie wiadomo tu na pewno, czy winni są sami ludzie, czy też może tryfidzi się do tego jakoś przyczynili? Ponadto książka okraszona jest cytatami między innymi z Szekspira oraz klasyków poezji angielskiej, co nadaje jej głębi.

Jak wiecie, niespecjalnie przepadam za literaturą postapokaliptyczną, ale ta książka znajduje się wysoko na mojej liście nie tylko ze względu na solidną dawkę fantastyki naukowej i socjologicznej, ale też zgrabne połączenie ich obu z horrorem, w którym strach przed tryfidami nie jest ani trochę irracjonalny. Zaś moim ulubionym pytaniem, które pojawia się w powieści, jest to, na ile ludzie różnią się od owiec. I właśnie z nim Was zostawiam, zachęcając do sięgnięcia po pobudzający intelektualnie „Dzień tryfidów” Johna Wyndhama.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis.



Moja ocena: 5/6


Autor: John Wyndham

Tytuł: Dzień tryfidów
Tytuł oryginału: The Day of the Triffids
Tłumaczenie: Wacława Komarnicka
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2024
Stron: 316

5 komentarzy:

  1. w planach, ale pewnie dopiero we wrześniu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bardzo lubię literaturę postapokaliptyczną i chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja słuchałem audiobooka. Było ok. Szczególnie końcówka.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.