Chyba każda okładkowa sroka zanotowała premierę inspirowanej chińską kulturą powieści fantasy Dłoni Króla Słońca J.T. Greathouse'a, bo mało która książka na polskim rynku jest wydawana z barwionymi brzegami. Mnie jednak bardziej interesowało, co kryje się w samej treści i oto co ciekawego w niej odnalazłam.
Wen Olcha jest synem bogacącego się kupca, pochodzącego z podbijającego kolejne krainy potężnego Sienenu. Jego matka natomiast jest potomkinią Nayeńczyków, którzy bronią swej niepodległości już jedynie na północy swojej górzystej wyspy. Obie tradycje i kultury mają ogromny wpływ na młodego bohatera i toczą o niego swoistą walkę przez całą opowieść. A zaczyna się ona, gdy chłopak ma osiem lat, a nayeńska babcia potajemnie zabiera go do Świątyni Płomienia, pokazuje wiedźmią magię i nadaje mu tradycyjne lokalne imię, które brzmi Głupi Kundel. Od tego momentu bohater ponad wszystko pragnie poznać wszelkie aspekty wiedzy tajemnej i zostać potężnym czarownikiem. Okazuje się jednak, że nie będzie to wcale proste, bo niemal każdy dorosły lub przełożony w jego otoczeniu ma na jego przyszłość inny pomysł i pragnie go pchnąć na konkretną ścieżkę. I tak przez kolejne lata obserwujemy zmagania Olchy z zasadami rządzącymi cesarstwem i zdobywanymi przez niego krainami, aż do finału, w którym widzimy go jako już ukształtowanego, dwudziestotrzyletniego mężczyznę.
Podobnie jak każdy rozkładający się liść i każde rosnące drzewo pomaga kształtować strukturę świata, każdy ludzki czyn formuje ścieżki, którymi wszyscy możemy podążać (s. 320).
Widziałam sporo niespecjalnie pozytywnych recenzji tej powieści i myślę, że na taką ocenę wpływ miał przede wszystkim sposób prowadzenia narracji, któremu niestety daleko do oryginalności – a mianowicie prowadzi ją pierwszoosobowo nasz główny bohater. Wydarzenia następują tu chronologicznie, a Olcha opisuje wszystkie kluczowe momenty, które wpłynęły na jego charakter oraz losy. Zdarza się przy tym, że w różnych momentach opowieści zaprzecza sam sobie. Dlatego też poziom emocji towarzyszący lekturze może być odczuwalnie niższy niż w przypadku innych powieści jak na przykład inspirowanych kulturą chińską Wojen makowych czy pełnego zaskoczeń Tygla Dusz. Autor wykazuje tu jednak bardzo dobrą znajomość gatunku fantasy i serwuje nam charakterystyczne dla niego wątki, które są lubiane przez odbiorców – po pierwsze, rozwój protagonisty od naiwnego i zagubionego młodzieńca do świadomego siebie oraz sytuacji dookoła siebie mężczyzny, po drugie wędrówkę i poznawanie kolejnych rejonów oraz aspektów magii pokazanego tu uniwersum, po trzecie walkę o słuszną sprawę i lepszy świat. Przy tym obecne tu złe imperium i motyw wybrańca wzbudzą zapewne mniejszy entuzjazm doświadczonych czytelników. A brak mapy przy takiej oprawie graficznej to niemal zbrodnia! Ponadto o ile bardzo podobały mi się komiksowe ilustracje Pawła Zaręby w serii Tashy Suri, to mam wrażenie, że w tym przypadku niektóre po prostu nie mają pazura.
Najciekawszym aspektem świata jest tu zdecydowanie magia – każda kraina ma (a w większości przypadków miała) własnych bogów, którzy oferują swoim wyznawcom konkretny rodzaj czarów, np. Nayen ma magię wiedźm władających ogniem i zmieniających postać, An-Zabat jest natomiast słynny ze swoich Wiatromistrzów. Najpotężniejszym użytkownikiem magii jest jednak cesarz, który stworzył tak zwany kanon, opierający się na sześciu odmianach magii. Ci, którzy zdadzą najlepiej sieneński egzamin państwowy, mają szansę zostać jego Dłońmi i zostać podłączeni do źródła tej energii. Ma to oczywiście daleko idące konsekwencje i daje cesarstwu ogromną przewagę nad wszystkimi sąsiadami. Przy tym sam cesarz i jego plan to w mojej opinii najbardziej zaskakujący i najbardziej intrygujący koncept w całej opowieści.
Ten, kto spogląda w kierunku kolejnego zakrętu, nigdy nie doceni piękna lasu (s. 111).
Najbardziej przypadło mi w tej powieści do gustu to, że autor sprytnie przemyca w niej istotne przesłanie. Przede wszystkim znakomicie pokazuje obłudę i okrucieństwo sieneńskiej (a przez to w moim odbiorze także chińskiej) kultury oraz ichniejszy system władzy. Ponieważ wszystko jest tu w jakiś sposób wypaczone, dostaje się również podstawowej jednostce społecznej, czyli rodzinie – bo familia Olchy nie tworzy silnych więzów, ma wobec siebie jedynie oczekiwania w kwestii przydatności dla rodu. Ponadto pisarz używa wielu inteligentnych aforyzmów, znakomicie pokazując głębię chińskiej filozofii. Znajdziecie tu także wiele przypowieści, które mają bezpośrednie przełożenie na sytuację postaci w fabule. Zwróćcie koniecznie uwagę, jaką historię opowiada na egzaminie Olchy Dłoń Przewodnik i jak potem wybrzmiewa ona w całej powieści. Niezmiennie doceniam też imiona znaczące – a tak się składa, że nasz protagonista ma ich wiele – początkowo Wen Olcha oraz Głupi Kundel, a w miarę rozwoju historii pojawiają się kolejne i symbolizują przy tym jego rozwój. Głupi – tego chyba tłumaczyć nie trzeba, a Kundel – bo rozerwany między dwoma kulturami i musi sporo się powłóczyć, zanim znajdzie swoją receptę na bolączki własne i całego świata. Jak więc widzicie, czytelnicy lubiący interpretować znajdą tu co nieco do przeanalizowania. I koniecznie muszę jeszcze pochwalić świetne tłumaczenie Marcina Mortki – dzięki niemu po prostu płynie się przez tekst! Dobór słów pierwsza klasa!
Reasumując, Dłoń Króla Słońca to inspirowana chińską kulturą opowieść o krainie zdominowanej przez coraz silniejsze, oparte na magii kanonu imperium, w którym dojrzewa Wen Olcha – syn dwóch sprzecznych światów z nieposkromionym apetytem na magię. I to właśnie on opowiada nam swoją historię, której siła drzemie nie tyle w samej fabule, a raczej w jego poszukiwaniu siebie i tego, co słuszne. Ten utwór ma swoją głębię i mam nadzieję, że podobnie do mnie uda się Wam ją dostrzec podczas lektury. A to dopiero pierwszy tom serii Kroniki Olchy, czekam z zaciekawieniem na kolejne części.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
Moja ocena: 4,5/6
Autor: J. T. Greathouse
Tytuł: Dłoń Króla Słońca
Tytuł oryginału: The Hand of the Sun King
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Ilustracje: Paweł Zaręba
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2022
Stron: 500
Skoro jest inspirowana chińską kulturą to tym chętniej się skuszę, bo nie czytałam nic podobnego.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ją widziałam dziś i mnie kusiła. Wydanie przecudne!
OdpowiedzUsuńCudne wydanie :) Magia w fabule mnie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię nad lekturą, ale po raz kolejny kusisz!!
OdpowiedzUsuńNajbardziej przyciąga mnie do tego wygląd tej książki - jest wprost prześliczna!
OdpowiedzUsuńPod względem tematyki byłaby to dla mnie kompletna nowość, wiec tym bardziej jestem jej ciekawa.
OdpowiedzUsuńOch, zastanawiałam się, czemu chociaż widziałam dużo zachwytów wydaniem, prawie nie widziałam prawdziwych recenzji tej książki... wygląda na to, że nie jest tak odkrywacza, jak wielu chciało, aby była ;<
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie znałam książki wcześniej :) Bardzo chętnie zapoznam się z tym tytułem. Super recenzja!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Jestem bardzo ciekawa tej serii, bo niestety mnie ominęła.
OdpowiedzUsuńBędę miała ją na uwadze ;)
OdpowiedzUsuńMnie też bardziej od pięknej okładki i barwionych brzegów bardziej interesuje treść. W swoim czasie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńCudowna szata graficzna. Chyba kupiłabym książkę dla samej okładki. Kinga
OdpowiedzUsuń