15 października 2022

[recenzja] Mitchell Hogan „Tygiel Dusz” – Rzemyślnik w akcji

Debiut fantasy Mitchella Hogana pod tytułem Tygiel Dusz przyciągnął moją uwagę nie tylko interesującą okładką, ale też samym pomysłem na fabułę. I od razu mogę powiedzieć, że trudno mi się było oderwać od lektury, bo autor wykreował tu zarówno oryginalny świat z własnym systemem magii, jak i różnorodnych bohaterów stających przed niełatwymi wyzwaniami. A to zaledwie pierwszy tom ukończonej już trylogii Hierarchia magii.

 


Centralną postacią jest tu mający wkrótce osiągnąć pełnoletniość Caldan, który po śmierci rodziców i siostry jest wychowywany przez mnichów z klasztoru uczącego młodych bogatych ludzi posługiwania się magią. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności chłopak musi jednak w niesławie opuścić przyjazne mury i rozpocząć życie na własną rękę. Udaje się więc do pobliskiego miasta – Anasomy i tam próbuje znaleźć zatrudnienie, co jednak nie okazuje się zbyt łatwe, bo metropolia jest bezwzględna dla naiwnych... A na dobitkę wkrótce okazuje się, że młodzieniec znajduje się w samym środku szeroko zakrojonego konfliktu, który może zmienić oblicze całego Imperium Mahruzańskiego. 

 


To moim zdaniem bardzo udany debiut przede wszystkim ze względu na pomysłową magię, którą autor nazwał rzemyśleniem. Czarodzieje mogą tu bowiem pracować z wieloma materiałami – drewnem, metalem, kamieniem, gliną, a nawet papierem, by nadawać im tymczasowo rozmaite cechy. I tego między innymi uczy się Caldan w Klasztorze Siedmiu Dróg. Wraz z rozwojem wydarzeń dowiadujemy się też więcej o historii – między innymi o Zdruzgotaniu, które około tysiąca lat temu spowodowało, że magia osłabła i nie można już używać jej do destrukcji oraz tworzyć amuletów (na stałe utrzymujących dane zaklęcie). Rzecz jasna nie wszyscy uzdolnieni magicznie mają dobre zamiary, co jest jednym z najistotniejszych wątków w powieści. Samo uniwersum przypomina natomiast późne średniowiecze, choć kobiety są w nim zdecydowanie bardziej niezależne. Sposób wprowadzania nowych informacji jest tu bardzo przyjazny wobec czytelnika – małymi, ale bardzo interesującymi porcjami dowiadujemy się coraz więcej o świecie przedstawionym.

 


Autor wprowadził też galerię barwnych postaci, a każda z nich jest tu niczym pochodnia – bo rozświetla swoimi działaniami mroki fabuły. W praktyce oznacza to, że zdobywamy wiedzę o świecie tylko, jeśli coś się przydarza poszczególnym bohaterom. I jest to dla mnie zarazem zaleta, jak i wada konstrukcyjna, bo jednak lubię mieć szersze i bardziej obiektywne spojrzenie na całość uniwersum. A oprócz wspomnianego już Caldana, który musi szybko przestać być naiwny i uczy się coraz lepiej improwizować, poznajemy także Mirandę. To bardzo samodzielna młoda kobieta, która opierając się na swoim sprycie, próbuje robić w Anasomie interesy. Ciekawymi postaciami pobocznymi są też uzdrowicielka Elpidia oraz lady Felicenne Shyrise, Trzecia Arbiter cesarza, w praktyce ktoś w rodzaju szpiega, a przy okazji uzdolniona graczka w taktyczną grę na czterech planszach – dominion. Istotną rolę odgrywa też Aidan – wojownik z kompanii lady Cailtyn, która tropi groźnych czarnoksiężników, by ukrócić ich działania. Ów mężczyzna ze zgrozą obserwuje, jak jego przywódczyni stacza się coraz bardziej w mrok i zastanawia się, czy coś z tym zrobić. Nie mniej interesujący jest Amerdan, oficjalnie kupiec, a nieoficjalnie... nie będę spoilerować, powiem tylko, że musicie się koniecznie przekonać, jak oryginalny i mrożący krew w żyłach pomysł miał autor na kreację tego bohatera. Z największą przyjemnością śledziłam natomiast losy drugoplanowego Vasila, sędziego pokoju, który ma umiejętności wyczuwania, czy ktoś mówi prawdę. Właściwa osoba na właściwym miejscu, czyż nie? Jednak w wyniku perturbacji fabularnych musi on porzucić dotychczasowe życie, bo trafia na ślad sprawy, którą koniecznie musi wyjaśnić... Każda z wymienionych tu postaci jest istotna dla fabuły, każdej los rzuca kłody pod nogi i sprawdza, jak sobie poradzą wytrąceni z równowagi, dzięki czemu możemy obserwować ich wyraźny rozwój – i to się zdecydowanie autorowi chwali. Miałam za to pewien niedosyt w kwestii poznania motywacji i osobowości głównych złych, ale jestem pewna, że dowiemy się o nich znacznie więcej w drugim tomie, którego wypatruję z zaciekawieniem. 

 


A sama fabuła? Jak już wcześniej wspomniałam, budowana konsekwentnie wokół poszczególnych postaci wciąga jak wir, a każde kolejne wydarzenie budzi coraz większy czytelniczy głód. Na dodatek wszystkie obecne tu wątki są solidnie przemyślane – bo rewelacyjnie składają się w logiczną całość, a ku mojej uciesze w finale bohaterowie łączą swe siły. Autor, mimo iż debiutował tą książką, z pewnością ma wyczucie dramatyzmu i potrafi umiejętnie posługiwać się charakterystycznymi dla fantasy elementami, chociażby zachwianiem równowagi świata. 

Jest jednak jeden element, który nie zagrał mi do końca – czyli warstwa językowa, bo od czasu do czasu pojawia się w niej wiele naprawdę dziwnych, ekstremalnie rzadko spotykanych w języku polskim słów czy wyrażeń, a także chaotyczny szyk zdań, co sprawiało, że moje brwi co i rusz to wędrowały do góry. W niektórych przypadkach była to chyba próba stylizacji, ale niestety w mojej ocenie niebyt udana, bo większość słownictwa jest tu współczesna i dynamiczna. „Jako żywo” używane przez piratów, „zajadajmy” z ust Mirandy, „zawiercił się” czy „Najpierw rzeczy pierwsze” nie zdobyły mojego lingwistycznego uznania. Mam wrażenie, że niektóre fragmenty zostały po prostu przetłumaczone zbyt dosłownie, bo bez trudu byłam w stanie odtworzyć sobie oryginalną angielską wersję. Ale osoby, które skupią się na akcji i losach bohaterów, pewnie w ogóle nie zwrócą uwagi na to, o czym piszę w tym akapicie. 

 


Podsumowując, Tygiel Dusz, pierwsza część trylogii Hierachia magii Mitchella Hogana, to bardzo udany, intrygujący debiut, w którym młody mag Caldan i wachlarz innych barwnych postaci muszą dopasować się do szybko zmieniającego się świata, a pomagają im w tym między innymi umiejętności posługiwania się rzemyśliwem oraz niezłomne charaktery. Zdecydowanie polecam ten smakowity literacki kąsek ze względu na oryginalny system magii oraz angażującą fabułę i z wypiekami na twarzy czekam na drugi tom!


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

 

Moja ocena: 5,5/6



Autor: Mitchell Hogan
Tytuł: Tygiel Dusz
Tytuł oryginału: A Crucible of Souls
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2022
Stron: 550

8 komentarzy:

  1. Zawsze jestem godna podziwu dla wyobraźni autorów fantastyki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dość, że bardzo lubię poznawać debiuty, to jeszcze książka jest ładnie wydana. To lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja książki brzmi zachęcająco, chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Juz sam tytuł mnie zaciekawił:) z recenzji tez wydaje się interesujaca ksiazka :)
    Agaman

    OdpowiedzUsuń
  5. Na tak udany debiut z przyjemnością się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zbliżam się do połowy. Książkę "czytam" w audiobooku i dobrze się słucha. Ostatnie nowości (Godzina wiedźm, Dłoń Króla Słońca, Cesarstwo piasku) były ciężkie. To idzie w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że warstwa językowa nie w każdym przypadku zdobyła Twoje uznanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. To cieszy, kiedy debiut spodoba się czytelnikowi. A tutaj zainteresowałaś mnie tą magią - rzemyśleniem. To faktycznie coś innego niż dotychczas się spotykałam w książkach.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.