Powiedzieć, że Bóg Maszyna Joanny W. Gajzler to debiut roku, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Ta rewelacyjnie napisana powieść fantasy ze zdrową domieszką steampunka zasługuje raczej na tytuł debiutu dekady, bo takiej kreacji świata przedstawionego, w tym pomysłu na warstwę magiczną, nie powstydziłby się Feliks W. Kres czy Brandon Sanderson. Podczas lektury nie byłam w stanie uwierzyć, że to naprawdę pierwszy dłuższy utwór spod pióra tej autorki – wszystkie elementy składowe są tu tak znakomicie przemyślane, że funkcjonują jak dobrze naoliwiona – nomen omen – maszyna.
Nie da się ukryć, że książka podbiła me czytelnicze serce mnie już od pierwszych zdań intrygującego prologu, w którym każde słowo dobrane jest po prostu perfekcyjnie. I wprowadza głównego bohatera, czyli Tagarda Logor Szalana, wokół którego obracają się wszystkie wydarzenia. Jest on jedynym syn Erwastana i pochodzącej z rodziny królewskiej Ochany, szlachciców o prawie najniższym statusie i tytule dannów. Ponadto z charakteru jest introwertykiem, interesującym się mechaniką, nic więc dziwnego, że gdy dorasta, postanawia studiować na uniwersytecie, by zostać w przyszłości wielkim inżynierem. Los ma jednak dla niego inne pomysły w zanadrzu i wrzuca go w środek złożonej dworskiej intrygi, która toczy się przez cały utwór i dostarcza czytelnikom całej gamy emocji i zaskoczeń.
Ze zmianami jest ten problem, że ludzie ich nie lubią. (…) Ludzie boją się niewiadomych. Wolą trzymać się kurczowo tego, co znają, niż ryzykować poznanie czegoś nowego, nawet jeśli to nowe jest dla nich lepsze. (s. 658)
Autorka wprowadza nas do opartego na systemie klasowym królestwa Antianu, będącego na poziomie rozwoju mniej-więcej naszego oświecenia, w którym władzę sprawują Arenai i Arenaia – królowie-bogowie, jako jedyni mający prawo do posługiwania się Wolą. A to właśnie ona jest tu najważniejszą siłą, mogącą zmienić oblicze świata. I co ciekawe, posiadają ją nie tylko ludzie, ale wszystkie istoty żywe oraz skały i rośliny. Ma to oczywiście przełożenie na konstrukcję i wygląd budynków – lewitujący pałac to nic niespotykanego, a pływająca po wodzie wyspa to tradycyjne rozwiązanie. Mieszkańcy pokazanego tu państwa mają stygmaty – czyli elementy odzwierzęce, np. łuski, pióra czy rogi lub wypustki. Znacznie gorzej mają się ci, którzy ich nie posiadają lub są kalekami – zostają oni zepchnięci na margines społeczny i mogą być niewolnikami, robotnikami lub co najwyżej służącymi. Jak więc widzicie, jest w tym uniwersum spory potencjał – niepokoje klasowe, pogardzanie liczną grupą „odmieńców”, moc, do której dostęp mogą mieć wszyscy, ale nie mogą jej używać – bo grozi za to nawet kara śmierci. I bez wchodzenia w spoilery mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem został on rewelacyjnie wykorzystany. Mnie szczególnie zachwycił mit o stworzeniu świata i trzynastu bogach oraz tym, jak Wola trafiła do wspomnianych wcześniej grup. Rozbawił mnie zaś motyw gryfów, które traktowane tu są jak nasze swojskie bociany i dlatego każdy chce mieć w okolicy ich gniazdo, występują też w popularnych powiedzonkach, np. jak to ze strony 86: „próbujesz złapać zbyt wiele gryfów za ogon”. Bardzo dobrym pomysłem były w mojej opinii cytaty z różnych pism umieszczone na początku każdego rozdziału – dzięki nim można bowiem uporządkować sobie najważniejsze informacje o uniwersum Boga Maszyny. Najbardziej przypadły mi natomiast do gustu pomysłowe, bardzo naturalnie brzmiące nazwy własne (np. zmienidło) i cała warstwa językowa, bogata w środki stylistyczne i dopracowana niemal do perfekcji.
Fabuła
toczy się wartko, a gdy trzeba, przesuwa się w czasie nawet o kilka
lat, stopniowo pokazując nam nowe aspekty świata i kolejne istotne
dla historii wydarzenia, w czym pomaga skrupulatna narracja
trzecioosobowa. A przy tym kryje ona wiele niespodzianek, skręcając
czasem w nieoczekiwane strony i wprawiając w zdumienie. Istotne są
tu motywy szeroko rozumianego rozwoju i blokowania go przez
uprzywilejowanych, walki o sprawiedliwość i równość społeczną,
a także sposób traktowania kalek – osób wykluczonych z
normalnego życia. I ten ostatni jest poprowadzony tak zgrabnie, że
zdecydowanie angażuje emocjonalnie. Mnie osobiście najbardziej
wciągnął zaś wątek poszukiwana zakazanej wiedzy o Woli i
przełamywania kulturowych ograniczeń, żadnemu innemu bohaterowi
nie kibicowałam ostatnio tak bardzo, jak Tagardowi. Zauważyłam
też, że towarzyszą mu bardzo współczesne problemy – za długa
lista rzeczy do zrobienia i za mało czasu, albo też podejmowanie
niezbędnych działań, które będą miały przykre konsekwencje dla
naszych bliskich, to coś, co wszyscy rozumiemy.
Tagard i Ilya - rysunek ze strony
Bohaterowie to kolejny precyzyjnie skonstruowany element Boga Maszyny – każdy z nich ma swoje wady i zalety oraz ukryte motywacje, czy też w pewnym stopniu zazdrości innym tego, czego sam nie ma. Najlepiej mamy okazję poznać Tagarda – a jest to ciekawa, wielowymiarowa postać, która czasem próbuje złapać zbyt dużo gryfów za ogon i ewoluuje w miarę rozwoju wydarzeń. Do tego pojawia się znakomicie poruszająca się po obszarze dworskich intryg Ilya, bez której protagonista niewiele by zdziałał i dał się porywać negatywnym emocjom. Istotnym drugoplanowym bohaterem jest zaś Gawier – kaleka i sługa Logor Szalana, z racji swojego niskiego statusu pozostający z nim w dziwacznej, ale mającej spore znaczenie dla fabuły relacji. Pozostałe dramatis personae tworzą zaś wiarygodne, kolorowe tło dla tej frapującej historii.
Gawier - rysunek ze strony
Jeżeli miałabym wymienić wady tej książki, to najważniejszą z nich będzie to, że się kończy. Po przeczytaniu epilogu poczułam dojmującą pustkę po opuszczeniu tego świata i mam nadzieję, że autorka jak najszybciej da nam szansę do niego wrócić! Innym drobnym potknięciem było w mojej opinii zarzucenie Tagarda zbyt wieloma wątkami i zadaniami, ale przecież taka rola głównego bohatera. Nie do końca rozumiałam też ekonomię tego świata – na czym właściwie szlachta zarabiała oprócz kopalni rodziny Logor Szalan, skoro wielu z nich nie miało ziemi? Zabrakło mi też ilustracji – bo niestety oprócz tej na okładce w środku powieści nie ma ani jednej.
Ilya i Tagard - rysunek ze strony
Jeżeli zatem macie ochotę zanurzyć się w świecie, w którym siła woli nie jest metaforą, a kalecy pozbawieni są praw i obserwować, jak próbuje skonstruować go na nowo niepozbawiony emocji inżynier Tagard, nie znajdziecie nic lepszego, niż Bóg Maszyna. Ta powieść fantasy z nutką steampunka jest jak precyzyjny mechanizm, w którym każdy element – uniwersum, jego niezwykła, oparta na Woli magia i trójwymiarowe postaci, umieszczony został idealnie na swoim miejscu i współdziała z resztą, zapewniając odbiorcom niezapomniane przeżycia podczas lektury. Jestem pod takim wrażeniem talentu, precyzji i empatii Joanny W. Gajzler, że nie mogę dać tej powieści oceny innej niż 6/6. I czekam niecierpliwie na drugi tom tej rewelacyjnej historii.
Moja ocena: 6/6
Autor: Joanna W. Gajzler
Tytuł: Bóg Maszyna
Wydawnictwo: Lira
Rok wydania: 2021
Stron: 704
Lubię taki klimat, więc to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńChętnie się za nią rozejrzę
OdpowiedzUsuńSuper, że polubiłaś bohaterów :)
OdpowiedzUsuńNooo, taki fantasy-steampunk to mi się kojarzy od razu z Mielvillem. I bardzo chętnie poczytałbym coś w tym stylu. Ja ogólnie - jak wiesz - nie sięgam po polską fantastykę, a to z tego powodu, że nie lubię polskich nazw własnych. Dlatego jak już to taki Wegner, Sapkowski czy DUkaj mi bardzo pasują, bo tam nie ma polskich miast,bohaterów itp. PLO też było całkiem spoko.
OdpowiedzUsuńZ takich polskich debiutów fantasy dobrych to chyba Hałas ostatnio. Ale ogólnie bardzo mnie zachęciłaś. I sprawdzę to na pewno. :)
PS: Zaglądając tutaj od razu rzuciły się te foty i miałem nadzieję, że będą w książce. Ale w sumie przy tej cenie to byłoby za piękne. Niemniej okładka mega. :)
Intrygująco piszesz o tej książce, aż chce się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nabrałam chęci na ten tytuł, przyjrzałabym się każdej śrubce fabuły, rozgryzła mechanizm klimatu. :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale zapowiada się naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie, na bank na nią zapoluję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak opisałaś, że się skuszę!
OdpowiedzUsuńCiekawa tematyka pierwszy raz się taką spotykam w literaturze i ta okładka też bardzo fajna, będę musiała się na nią skusić.
OdpowiedzUsuńChętnie zwrócę uwagę na tę lekturę w przyszłości, zapowiada się świetnie.
OdpowiedzUsuń