Przestrzeni!
Przestrzeni!
Harry'ego Harrisona to
szósty tom serii wydawnictwa Rebis pt. Wehikuł
czasu, poświęconej
klasycznej sf. Ta powieść, wydana po raz pierwszy w 1966 roku,
pokazuje wizję warunków życia przełomu XX i XXI wieku w Nowym
Jorku. Moim zdaniem nie zestarzała się jednak zbyt dobrze, a
dlaczego, tłumaczę poniżej.
W
prologu autor informuje nas, że w 1950 roku Stany Zjednoczone,
skupiające 9% ludzkości świata, wykorzystywały 50% światowego
wydobycia surowców, a ponieważ ich zapotrzebowanie ciągle rośnie,
pod koniec wieku będą potrzebowały już ponad 100% pozyskiwanych
na Ziemi kopalin. I właśnie dlatego na czas akcji wybrany został
rok 1999, zaś na miejsce przeludniony Nowy Jork, liczący sobie 35
milionów mieszkańców. A przetrwanie w nim nie jest łatwe –
brakuje mieszkań, normalne jedzenie jest towarem luksusowym, ludzie
żywią się m.in. sucharami z wodorostów, regularnie wstrzymywane
są dostawy wody, zaś starsi ludzie protestują na ulicach, bo nie
mają pracy ani warunków do życia.
W
powieści śledzimy losy 17-letniego Billy'ego Chunga, biedaka
pochodzenia tajwańskiego, który próbuje podjąć jakąkolwiek
pracę, jednak wskutek pecha znajduje się w bardzo trudnej sytuacji.
Jego ścieżki krzyżują się przypadkowo z około trzydziestoletnim
policjantem Andym Ruschem, który dostaje zadanie rozwikłania
zagadki morderstwa wpływowego Mike'a O'Briena. Obaj mężczyźni
poznają też rudowłosą piękność Shirl Greene, byłą utrzymankę
denata. Niestety, w mojej ocenie główni bohaterowie, czyli
zapracowany policjant, wygodnicka dziewczyna i biedny nastolatek są
dość schematyczni i łatwo mi było przewidzieć, jakie podejmą
działania, tak więc podążanie ich tropami nie wydało mi się
zbyt emocjonujące. Najbardziej udaną postacią jest tu w moich
oczach współlokator Andy'ego, 72-letni Sol, były mechanik
samolotowy.
Autor stawia tu ważne pytania: jak można przetrwać w
obliczu wykorzystania przez ludzkość niemal wszystkich zasobów
Ziemi? Jakie wartości przyświecają społeczeństwu, które nigdy
nie ma pełnego brzucha i któremu nie starcza wody, by się
normalnie umyć? Czy w takim świecie istnieją jeszcze jakieś
ideały, a liczbę urodzeń należy kontrolować? Czego trzeba, by o
kotlety sojowe wybuchły zamieszki? I należy tu stanowczo
podkreślić, że czytelnikami docelowymi dla Harry'ego Harrisona w
1966 roku byli biali, bogaci, najedzeni Amerykanie, przyzwyczajeni do
wysokiego poziomu życia. Na nich opisane tu realia z całą
pewnością zrobiły wtedy piorunujące wrażenie i dostrzegli w tym
świecie przedstawionym bezsens istnienia, paranoję i egzystencję
na granicy wegetacji. I to jest jednym z powodów, dla których moim
zdaniem ta książka nie przetrwała próby czasu – bo gdy
pokażecie ją mieszkańcom krajów komunistycznych bądź slumsów
współczesnego Rio de Janeiro czy też krajów afrykańskich, gdzie
nadal nie ma dostępu do wody pitnej, powiedzą Wam, że to nie jest
i nigdy nie była fikcja literacka, a i tak jak na słabe warunki
bytowania panuje tam zbyt duży porządek. Ponadto uważam, że nie
bronią się także pomysły pisarza dotyczące technologii, bo w
Nowym Jorku 1999 roku nadal używa się telegramów, telewizorów
kineskopowych i telefonów stacjonarnych.
Jedna z angielskich okładek:
źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Make_Room!_Make_Room!, dostęp: 13.09.2019
I
mimo że rozumiem w pełni intencję pisarza i próby ostrzeżenia
nas przed nieuchronną katastrofą i wykorzystaniem zasobów Ziemi,
to Przestrzeni! Przestrzeni!
nie wywarło na mnie zamierzonego przez Harry'ego Harrisona efektu.
Może dlatego, że z dzieciństwa pamiętam kartki na żywność i
puste półki w sklepach oraz kilometrowe kolejki, gdy już cokolwiek
w nich było. Z tego względu mogę tylko doradzić, byście sami
sprawdzili, jak na Was wpłynie wizja pisarza i czy zachwyci Was jej
realizm, czy też podzielicie moje zdanie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
wydawnictwu Rebis.
Autor:
Harry Harrison
Tytuł:
Przestrzeni! Przestrzeni!
Tytuł
oryginału: Make room! Make room!
Tłumaczenie:
Radosław Kot
Wydawnictwo:
Rebis
Rok
wydania: 2019
Tematyka jest ciekawa, może na mnie autor wywarł by lepsze wrażenie :)Aczkolwiek rzadko sięgam po SF.
OdpowiedzUsuńNie jest to mój gatunek, dlatego też tym razem muszę odpuścić.
OdpowiedzUsuńAutor porusza aktualnie bardzo często poruszany temat w ostatnim czasie. Przyznam jednak, że recenzja mnie nie do końca przekonała, więc nie mam ochoty po nią na razie sięgać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Niestety nie moja tematyka czytelnicza. Raczej nie przeczytam, natomiast podoba mi się Twój sposób prezentacji niniejszych tytułów. Opisałaś je bardzo ciekawie, a co najwazniejsze-rzetelnie. 🙂
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że fenomen tej książki nie przetrwał. Schematyczni bohaterowie to jedno, ale taka codzienność znana była moim rodzicom i dziadkom.
OdpowiedzUsuńNie jest to tematyka która mnie interesuje. Nie jestem wielką zwolenniczką si-fi ;)
OdpowiedzUsuńMega mi się podobają te wydania od Rebisa! A ta książka właśnie czeka w kolejce :D
OdpowiedzUsuń