Drugi tom napisanej przez Martynę
Raduchowską cyberpunkowej serii Czarne światła zatytułowany
Spektrum skupia się na
replikantce Mai i przedstawia tak bardzo oczekiwaną przez
czytelników jej interpretację dramatycznych wydarzeń,
które zapoczątkował atak przeprowadzony przez tajemniczą
organizację Equilibrium. (O pierwszej części Łzy Mai
pisałam tu.)
Akcja utworu rozpoczyna się od znanego
nam z poprzedniego tomu zamachu w budynku Beyond Industries, tym
razem jednak obserwujemy wszystko oczami Mai, bo to właśnie ona jest tu narratorką. Jej sytuacja jest
skomplikowana – najpierw zostaje skierowana do
opanowania zamieszek na ulicach, gdzie spotyka innych, zbuntowanych
replikantów – w tym wyrazistą Siobhan, która morduje swój
policyjny oddział i proponuje głównej bohaterce zażycie reinforsyny. I choć ta stanowczo odmawia, i tak jest na celowniku
sierżanta Pike'a, który za wszelką cenę próbuje udowodnić, że
jest zdrajczynią i należy ją natychmiast zdezaktywować. Co
gorsza, obecnie nieprzytomny Jared Quinn uczynił ją swoim
pełnomocnikiem, więc zgodnie z jego wolą próbuje go bronić przed
wszczepieniem cybernetycznych implantów do mózgu. Zgodnie ze
słowami przychylnego jej naukowca Harry'ego Turveya próbuje przy
tym pozostać sobą, nieustannie dosłownie i w przenośni balansując
nad przepaścią, co jest jednym z ciekawszych wątków w tej powieści.
Dla mnie
najbardziej interesującą częścią książki były jednak
wydarzenia dziejące się po drugiej stronie Muru, czyli po ucieczce
protagonistki do Dark Horizon. Specyficzna równowaga pomiędzy
Equilibrium i replikantami pod przywództwem Siobhan, w której Maya
musi odnaleźć swoje miejsce, przyjaźń z krukami i wreszcie
ciekawe teorie naukowe to mocne punkty tej historii. W kwestii tych
ostatnich najważniejsza jest rzecz jasna hipoteza czarnych
świateł – która
sugeruje, że gdy android zauważa samego siebie, traci z oczu całą resztę świata, co w konsekwencji całkowicie zaburza
jego zdolność bezstronnej oceny sytuacji (a przy okazji autorka elegancko
wyjaśnia pomysł na tytuł tego cyklu).
W stosunku do pierwszego tomu znacznie
lepiej wypada poprowadzenie głównej bohaterki – Maya jest bowiem
zdecydowanie głębszą postacią niż Jared Quinn, i mimo że oboje
mają podobny problem, czyli pogodzenie elementów ludzkich z
cybernetycznymi, większą przyjemność sprawiło mi obserwowanie,
jak radzi z tym sobie replikantka. Jej niecodzienna transformacja
jest niewątpliwie jednym z najbardziej emocjonujących wątków w
tym utworze – warto przekonać się, jak budzi się w niej najpierw
instynkt przetrwania, potem samoświadomość i lojalność wobec
przyjaciela, a wreszcie szeroko rozumiane człowieczeństwo. Autorka
realistycznie opisuje też stopień zaawansowania świata, złożone
programy, w tym bojowe SI oraz rozmaite nowoczesne sprzęty, przy czym zręcznie
wplata wątki kryminalne, które jak zwykle wychodzą jej znakomicie.
Słabą stroną jest natomiast to, że niektóre wydarzenia znamy już z Łez Mai, przez co
pierwsza część nie jest specjalnie zaskakująca. Ponadto znawcy
tematu uzyskiwania człowieczeństwa przez androidy czy miłośnicy
posthumanizmu niestety nie znajdą w tym utworze nic szczególnie
nowatorskiego. Jednak wraz z rozwojem wydarzeń akcja stopniowo
przyspiesza, zmierzając do emocjonującego finału i sporej
niespodzianki w zakończeniu, która sprawiła, że nabrałam
ogromnej ochoty na kolejny tom serii.
Spektrum
udowadnia, że Martyna Raduchowska potrafi zbudować skomplikowany i
wciągający cyberpunkowy świat, z poszukującą swojej tożsamości
replikantką w centrum oraz zaskakującą intrygą i elementami
detektywistycznymi w tle. Klątwa drugiego tomu nijak się jej nie
ima – bo zarówno Demon luster (recenzja
tu), jak i ta książka pokazują, że z utworu na utwór pisze coraz
lepiej. I oby tak dalej!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
wydawnictwu Uroboros.
Autor:
Martyna Raduchowska
Tytuł:
Spektrum
Wydawnictwo:
Uroboros
Rok
wydania: 2018
Zauważyłam osttnio, że Raduchowska w pewnym sensie wyrobiła już sobie markę na polskim rynku wydawniczym i utwierdzam się w przekonaniu, że sięgnąć po nią warto. Zastanawia mnie ta równowaga Equilibrium, bo coś bardzo podobnego czytałam ostatnio u Agnieszki Hałas. W każdym razie sprawdzę na pewno i muszę z tej okazji jak najszybciej sięgnąć po Łzy Mai.
OdpowiedzUsuńEquilibrium to wpływowa organizacja, i nic więcej nie powiem, żeby nie spoilerować. A po tę autorkę warto sięgnąć, choć z nastawieniem, że w pierwszych tomach się rozgrzewa, a kolejne są coraz lepsze.
UsuńMi te powtórzenia i znajomość wydarzeń z pierwszego tomu nie przeszkadzały. Niby wiedziałam co się wydarzyło, ale teraz mogłam na to spojrzeć na to z innej perspektywy. I choć na początku książki sam pomysł przejścia tych samych wydarzeń jeszcze raz nie wydawał mi się najlepszy, to jednak po odłożeniu książki byłam zachwycona. Marta Raduchowaska #umiewcyberpunk :D
OdpowiedzUsuńChoć nie lubię zbytnio czytać o tym samym, książka podobała mi się coraz bardziej ze strony na stronę, a po finale zdecydowanie chcę więcej!
Usuń