Też zaintrygował Was tytuł „Najazd z przeszłości”? I słusznie, bo ta napisana w 1982 roku przez Jamesa P. Hogana powieść fantastycznonaukowa przedstawia arcyciekawą wizję skolonizowania przez ludzkość jednej z planet w układzie Alfa Centauri – Chirona, co jest pretekstem do wprowadzenia wielu trafnych uwag na temat naszej historii, organizacji społecznej i systemu wartości.
W roku 2025, czyli 23 lata po wyniszczającej wojnie jądrowej, Ameryka powoli podnosi się z kryzysu i wysyła w kosmos sondę, a w niej ludzkie zarodki oraz mające się nimi opiekować roboty. Udaje się im szczęśliwie dolecieć na Chirona i założyć tam kolonię, ale gdy pięćdziesiąt lat później dociera do niego załogowy statek z Ziemi, pełen ambitnych i niespełnionych pasażerów, uważających się za „trochę lepszych”, wybuch poważnego konfliktu wydaje się nieuchronny...
Sukces jest jak pierdnięcie (...). Tylko własne ładnie pachnie. (s. 28)
W tej sytuacji wydaje się, że Chirończycy są na przegranej pozycji – nie mają bowiem żadnej hierarchii, konkretnego systemu rządów, waluty, a przede wszystkim jakichkolwiek sił porządkowych czy wojskowych. Nowo przybyli nie mogą wręcz uwierzyć, że to wychowane przez roboty społeczeństwo tak dobrze funkcjonuje, ma wystarczająco dużo ogólnodostępnej energii, czy też że towary w sklepach można po prostu brać z półek, jeśli się ich potrzebuje. A ponieważ stojącemu na ich czele przywódcy Kalensowi marzy się wprowadzenie ustroju neofeudalnego i ma do dyspozycji kilka oddziałów wojskowych i cały arsenał broni, staje się istotnym zagrożeniem dla pokojowo nastawionych Chirończyków.
Nauka jest zbyt potężna, by ją powierzać masom. Musi być kontrolowana przez tych, którzy są na tyle inteligentni, żeby się nią posługiwać kompetentnie i dobrotliwie. (s. 79)
Aby pokazać luki w sposobie myślenia starej ludzkości, autor wprowadził do swojej powieści szereg postaci, które przyleciały z Ziemi na statku Mayflower II. Jest pastor, który chce nawracać ciemnych kolonistów, nieszczęśliwa żona, która poświęciła karierę naukową dla rodziny, żądni władzy i hierarchii politycy, pazerni przedsiębiorcy i karni żołnierze oraz inni ludzie, którzy potrafią jedynie wypełniać rozkazy innych. Są oczywiście także tacy, którzy mają otwarte umysły i są gotowi do zmiany nastawienia. Wśród nich wyróżnia się sierżant Colman z Kompanii D – mężczyzna wiecznie nieprzystosowany i szukający swojego miejsca w świecie. Wyobraźcie więc sobie, jak ciekawe jest to starcie idei – bo w gruncie co zadufana w sobie, wyrzynająca się nawzajem ludzkość ma do zaoferowania społeczeństwu, w którym liczy się przede wszystkim fachowość, a każdy ma kilka specjalności?
Dlatego też jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu na utopię, którą stworzyli sobie Chirończycy – bez hierarchii, konfliktów i polegającą na byciu wartościowym członkiem społeczeństwa oraz okazywaniem sobie wzajemnego szacunku. Mam szczerą nadzieję, że i nam kiedyś uda się dojść do takiego poziomu rozwoju społecznego. I przede wszystkim ze względu na ten aspekt utworu gorąco namawiam Was do lektury.
Społeczeństwo w warunkach naturalnych jest jak lodowiec. Osiem dziewiątych pogrążonych w grubej ignorancji i służących jedynie temu, by wynieść i podtrzymywać wartościową mniejszość, która ucieleśniając wszystko, co najbardziej wysublimowane, co najdoskonalsze w swej rasie, nabywała przez to prawa do przywilejów obok obowiązku władzy. (s. 75)
Autor nie poprzestał jednak na fantastyce socjologicznej, bo serwuje tutaj także solidną porcję hard science fiction, opisując budowę i funkcjonowanie Mayflowera II, zaś jedna z postaci będąca fizykiem wielokrotnie przybliża nam swoją dziedzinę, między innymi analizując sposób wytwarzania energii przez Chirończyków. Nie możemy zapomnieć też o political fiction – na Ziemi powstają bowiem takie twory jak Chińsko-Japońska Strefa Wspólnego Rozwoju czy też pomysł Amerykańskiego Nowego Porządku. Jak więc widzicie, autor zdecydowanie miał fantazję i naszpikował swój utwór wieloma aspektami fantastycznonaukowymi. Nie pozostawił przy tym suchej nitki na hierarchicznym i skostniałym społeczeństwie opartym na nierównomiernym rozdziale dóbr, więc warto się przekonać, w jakim pomysłowym stylu to robi. Myślę, że wybrane przeze mnie cytaty dobrze to ilustrują.
Maszyny nigdy nie mówiły czegoś innego, niż myślały, nie dawały mniej, niż obiecały, i nie żądały niczego ponad to, o co już poprosiły. Nie kłamały, nie oszukiwały, nie kradły i były uczciwe wobec tych, którzy je uczciwie traktowali. (…) Maszyny nie znały pojęć wyższości czy niższości i akceptowały istniejące między nimi różnice – jedne nadawały się do tego, a drugie do czegoś innego. Potrafiły to zrozumieć. Czemu, rozmyślał Colman, ludzie tego nie potrafią? (s. 50)
Podsumowując, jeżeli jesteście fanami inteligentnej, wielopłaszczyznowej fantastyki naukowej, celnie wytykającej błędy w ludzkim rozumowaniu, koniecznie sięgnijcie po „Najazd z przeszłości”. Łatwo jest bowiem krytykować ludzkość (a tu James P. Hogan robi to wręcz błyskotliwie!), a znacznie trudniej pokazać jakąś rozsądną alternatywę. Od teraz jest to moja ulubiona literacka utopia i gorąco namawiam, byście sprawdzili, czy też chcielibyście być jej częścią.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis.
Moja ocena: 5,5/6
Autor: James P. Hogan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Proszę jednak o zachowanie kultury dyskusji i nie umieszczanie spamu, dlatego też włączyłam funkcję moderowania.