„Lavondyss” Roberta Holdstocka to mój najbardziej niesamowity patronat, dlatego też długo szukałam słów, które oddałyby sprawiedliwość tej mądrej najstarszą mądrością powieści. W warstwie fabularnej to historia o dziewczynie, która wyprawia się do mitycznego lasu, by uratować brata, ale sama lektura oferuje znacznie więcej niż magiczną przygodę. To opowieść, która z każdą stroną coraz bardziej zakorzeniała się w moim czytelniczym sercu, budziła coraz większy podziw i nieustannie stymulowała szare komórki do wytężonej pracy. Prawda jest taka, że nikt, kto choć raz trafił do lasu Ryhope, nie wraca z niego taki sam – czy jest bohaterem stworzonym przez Roberta Holdstocka, czy też czytelnikiem jego książek.
„Lavondyss” to rzecz jasna kontynuacja rewelacyjnego „Lasu ożywionego mitu” oraz druga z czterech pozycji serii o lesie Ryhope. A co znajdziecie w tej jedynej w swoim rodzaju liściasto-mitologicznej powieści?
Tallis odziedziczyła po dziadku Owenie Keetonie tylko książkę o legendarnych bohaterach, ale też ciekawość świata i umiejętność dostrzegania tego, czego nie widzą inni. Gdy więc pewnego dnia przez chwilę niespodziewanie otwiera się przed nią przejście do zimowego lasu i słyszy w nim głos zaginionego przyrodniego brata, postanawia go odnaleźć i uratować. Przygotowania nie są jednak łatwe – dziewczyna musi między innymi własnoręcznie zrobić mające różne funkcje maski oraz stopniowo poznać prawdziwe nazwy okolicznych terenów, bo dopiero rozumiejąc ich naturę, może do nich naprawdę wejść i finalnie dostać się do lasu Ryhope. A gdy już do niego wkracza, zaczynają się dziać rzeczy niespotykane – autor po mistrzowsku żongluje tu archetypami, mitami i symbolami, ale przede wszystkim w zaskakujący sposób przeplata ze sobą czas i przestrzeń.
Jednym z najważniejszych pojawiających się w powieści motywów są najstarsze opowieści, które nadal tkwią w naszej zbiorowej podświadomości, a inspiracją dla autora w przypadku tego tomu były przede wszystkim mity walijskie. Kolejnym interesującym wątkiem są nazwy znaczące – zaczynając od imienia Tallis, nawiązującego do słynnego walijskiego barda Talliesina, poprzez maski (które są także tytułami rozdziałów), po fakt, że znając nazwę danego rejonu, można nad nim zapanować i swobodnie się po nim poruszać. Dla mnie jednym z najciekawszych poruszanych tu tematów była rola opowieści – bo gdy Tallis o czymś opowiada, coś śpiewa lub też tworzy maski, w istotny sposób wpływa na rzeczywistość, stając się zarazem artystką, bardką, szamanką lub wręcz czarodziejką. Tak więc historie nie tylko niosą tu istotne treści, ostrzegając oraz edukując, ale przede wszystkim uświadamiają, że kładą one podwaliny pod cały system myślenia i wartości danej kultury oraz społeczeństwa w niej funkcjonującego. Robert Holdstock w niezwykle inteligentny oraz oryginalny sposób pokazuje tu odwieczny wzajemny wpływ – opowieści na ludzi i ludzi na opowieści. Znakomicie obrazuje także moc przyrody, wykorzystując w książce zarówno jej niszczycielski, jak i twórczy aspekt.
Ponadto z przyjemnością śledziłam motyw wędrówki, gdy Tallis wkraczała do kolejnych niezwykłych pierwotnych krain i trzymałam kciuki, by pokonała czekające ją wyzwania. A w dużej mierze polegają one na tym, by coś pojęła, podniosła swoją świadomość, podjęła mądre decyzje, wybierając odpowiednią rolę-maskę i dojrzała do przejścia do następnego etapu. Jej podróż jest nierozerwalnie związana z motywami zrozumienia, dojrzewania i poznania – zarówno siebie, jak i świata dookoła. I rzecz jasna popełnia przy tym błędy, których konsekwencje będzie musiała ponieść później. Dlatego też przechodzi jedną z najbardziej niezwykłych transformacji w literaturze fantasy, którą koniecznie musicie poznać.
Podsumowując, „Lavondyss” Roberta Holdstocka to pachnąca starą dąbrową i mroźnym zimowym powietrzem czarowna wędrówka poprzez czas i przestrzeń ku najstarszym historiom, to książka, która zachwyca swoją głębią, pobudzając do rozmaitych przemyśleń – nad ludzką naturą, pierwotną potrzebą tworzenia opowieści i innych form sztuki i wreszcie o tym, jak mity kształtują naszą świadomość i zbiorową podświadomość. To lektura obowiązkowa dla wszystkich wymagających czytelników, którzy oczekują od fantasy przekraczania granic, niesienia uniwersalnej mądrości i poruszania fundamentalnych zagadnień naszej kultury.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Terminus – Wydawnictwo Fantastyczne.
Moja ocena: 6/6
Autor: Robert Holdstock
Książka brzmi bardzo ciekawe, ale obawiam się, że może być ciężkawa w odbiorze. Ostatnim czasem "cięższe" książki nie bardzo mi wchodzą.
OdpowiedzUsuńGratuluję ciekawego patronatu!
OdpowiedzUsuńPiękne wydania kuszą. Świetny patronat! Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie. Jest tak oryginalna, że w zasadzie trudno się domyślić jak się ją będzie czytało.
OdpowiedzUsuń