10 sierpnia 2023

[recenzja] Marta Kładź-Kocot „Daraena” – Materia i mit

Niestety, mało kto słyszał o „Daraenie” Marty Kładź-Kocot, chyba że śledzi nominacje do nagrody im J.A. Zajdla. A szkoda, bo jest to wartościowy, wielowarstwowy utwór, który jest wręcz idealny dla odbiorców lubiących gimnastykować szare komórki, między innymi dlatego, że brawurowo podchodzi do tematu mitu i jego znaczenia dla ludzkiej egzystencji.


Ygg-Brasil to świat-drzewo, a w jego środkowych krainach, zwanych Middygbrasil, mieszkańcy codziennie wykonują rytuał odpędzenia bogów – bo chcą żyć w spokoju i uważają, że zainteresowanie istot nadprzyrodzonych sprowadzić może jedynie nieszczęście. Pewnego dnia jeden z prostaczków, niezbyt inteligenty Deran Tincre, zostaje oddany na nauki do mędrca Pankracego, ale nijak nie jest w stanie spamiętać tego, co każe mu wykuć na blachę mistrz. Gdy jednak spotyka tajemniczą kobietę o czerwonych oczach i nietoperzach skrzydłach, odkrywa ona jego talent do rysowania. Faenira, bo tak nazywa się owa postać, opowiada mu o losach księżniczki Daraeny z krainy Ventris i nakazuje mu być jej kronikarzem-rysownikiem. A co niespodziewanego z tego wyniknie, przekonacie się, sięgając po tę jedyną w swoim rodzaju magiczną powieść.

Autorka bardzo starannie przemyślała konstrukcję swojego świata – od stworzenia wielkiego drzewa, przez poszczególne krainy oraz istoty je zamieszkujące. Występują tu bogowie, ludzie i inne rasy, a także magiczne stworzenia, między innymi niezwykle istotne zmary – żywiące się strachem półmaterialne okropieństwa. Na szczególną uwagę zasługuje tu nietypowy koncept czasu, który nie płynie jedynie do przodu, z czego wynikają poważne konsekwencje dla fabuły. (I niestety nic więcej w tej materii nie mogę powiedzieć, by nie zepsuć Wam przyjemności z ich odkrywania). A wracając do przestrzeni świata przedstawionego – początkowo wydarzenia dzieją się w Middygbrasil, ale w miarę rozwoju wydarzeń odwiedzamy kolejne rejony i ich poznajemy ich znaczenie, mity i legendy, odkrywamy wachlarz nadprzyrodzonych mocy, a także bardziej przyziemne problemy konkretnych królestw. A całkiem sporo ma ich Ventris – w którym coraz starsza i słabsza królowa Gladys ma jedyną wnuczkę, jednak nie chce jej wydać za mąż za byle kogo i zmuszać do tego, do czego ona sama została niegdyś zmuszona. Gdy jednak sprytny i wyjątkowo wredny książę z sąsiedniego państwa oficjalnie prosi o rękę młodej Daraeny, sytuacja staje na ostrzu noża...



A skoro przy Dareanie jesteśmy, warto poświęcić jej chwilę uwagi – bo jest to bardzo nietypowa, zapadająca w pamięć bohaterka, której daleko do księżniczki na ziarnku grochu. Jest inteligenta, wyemancypowana, zafascynowana maszynami, ciągle się czegoś uczy, a także szyje własne buty, bo jedną nogę ma zdeformowaną i krótszą od drugiej, a do tego obcina sobie włosy sztyletem na krótko. Ponadto obraca się w towarzystwie żebraka-filozofa, córki prostytutki udanej mieszczkę oraz młodego złodziejaszka. Pozostali bohaterowie są równie dopracowani pod względem historii i osobowości, a działania czarnych charakterów wręcz wywołują ciarki. Widać, że pisarka ma bardzo szeroką wiedzę na temat archetypów postaci pojawiających się w literaturze i umiejętnie ją wykorzystuje. Znajdziecie tu więc głupka, rycerza, damę w opałach, szpiega, pokutującego za dawne grzechy, zbója, zdrajcę i jeszcze wiele innych barwnych istot, które znakomicie wpisują się w materię powieści.

Z przyjemnością towarzyszyłam tytułowej bohaterce w podróży poprzez oryginalny świat-drzewo, który w miarę rozwoju wydarzeń staje się coraz mniej oczywisty i materialny. Rozpoznacie tu bez trudu dominujący motyw wędrówki, ale oprócz niego pojawia się całe mrowie innych, na przykład wątek labiryntu. Nie przytoczę tu wszystkich pozostałych, ale postaram się ująć te najważniejsze. I tak istotnym zagadnieniem jest proces tworzenia opowieści – już w pierwszym rozdziale pojawia się bowiem wielu kronikarzy, a czytając, tak naprawdę do końca nie wiemy, kto tu jest narratorem której części historii i jak na nią wpłynął – czy byłą to Feanira, a może Dacre, lub też przewodnik Daraeny Aer, bo ona sama nie pamięta przecież wyraźnie niektórych sytuacji. Czy kiedykolwiek dowiemy się, co wydarzyło się naprawdę, czy tylko poznamy wygodne dla niektórych interpretacje, bo przytoczą oni tylko te fragmenty wydarzeń, które będą służyły ich przesłaniu? Autorka zwraca tu więc uwagę na ogromnie ważną rolę narratora w opowieści. I zarazem pokazuje nam, że żadne społeczeństwo nie jest w stanie bez swoich mitów i legend funkcjonować, bo określają one to, co jest dobre, a co złe, co słuszne, sprawiedliwe itd. Innymi słowy – pomagają stworzyć świat i go wytłumaczyć. Znajdziecie tu też motyw drużyny i wyprawy po skarb, coś w rodzaju lokalnego Graala kryjącego się pod nazwą yantarion, mityczną krainę szczęścia, ale też przyziemne elementy obyczajowe, w tym także romantyczne.



Ważnym dla mnie osobiście wątkiem, realizowanym poprzez wiele postaci, był los kobiet i problem ich braku wyboru oraz niemożność podejmowania decyzji, gdy zostają mężatkami (bo takie są realia w tym pseudośredniowiecznym świecie). Wiele z nich stara się zyskać wolność i odnaleźć szczęście, choć z różnym powodzeniem, bo za wszystko, co cenne, trzeba tu słono zapłacić. Ludzka krzywda i rozmaite pragnienia – te przyzwoite i te zupełnie wynaturzone odgrywają tu również istotną rolę, dodając wydarzeniom dramatyzmu i pazura.

Im dłużej myślę o tej książce i dokładniej analizuję, co przeczytałam, tym więcej smaczków w niej odkrywam, choć nie jest to opowieść pozbawiona wad. Pod koniec wędrówki do wnętrza drzewa historia robi się bowiem coraz bardziej abstrakcyjna, a fabuła się rozmywa i coraz trudniej za nią podążać. Myślę, że niektórzy szukający rozrywki i elementów humorystycznych czytelnicy mogą się nawet poczuć zagubieni i stracić zainteresowanie historią. Dlatego też nie poleciałabym im tego utworu, jak również odradzam jego lekturę osobom lubiącym realistyczne, przyziemne rozwiązania w fantastyce. 

 

Daraena” Marty Kładź-Kocot to książka dla czytelników, którzy nie boją się intelektualnych wyzwań, gry znaczeń i naręcza nawiązań ubranych w nieoczywistą, angażującą historię podróży zbuntowanej księżniczki do wnętrza świata-drzewa. Mit i materia łączą się tu w spójną całość, serwując nam niezwykle bogatą w znaczenia, wielowymiarową opowieść. Gorąco zachęcam Was do przeczytania tej jedynej w swoim rodzaju magicznej pozycji.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce oraz wydawnictwu Bibliotekarium.


Moja ocena: 5,5/6





Autor: Marta Kładź-Kocot
Tytuł: Daraena albo Drzewo jest światem, świat Drzewem, czyli opowieść w dwóch czasach, jednej nieskończoności i kilku pomyłkach
Wydawnictwo: Bibliotekarium
Rok wydania: 2021
Stron: 358

5 komentarzy:

  1. Myślę, że odnalazłabym się w tej historii tylko szkoda, że w końcówce rozmywa się fabuła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od jakiegoś czasu mam tę książkę u siebie na regale. Jednak niestety jeszcze nie znalazłam dla niej czasu. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka szkoda, że tak mało osób zna tę książkę, mnie też przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.