Kontynuując lektury z listy pozycji nominowanych do nagrody im. J.A. Zajdla, rzecz jasna w ramach akcji Zew Zajdla 2020, zabrałam się za dystopię SeeIT Jagny Rolskiej i okazała się ona dla mojego czytelniczego podniebienia istną gruszką ulęgałką. A dlaczego tak się stało, wyjaśniam poniżej.
Jak widzicie, sam pomysł na ten dystopijny świat nie jest zły. Jednak jego realizacja pozostawia sobie moim zdaniem bardzo wiele do życzenia. Po pierwsze, czytając nie mogłam pozbyć się wrażenia, że wszystkie pokazane tu przerażające elementy znam już z innych książek lub filmów z gatunku dystopii, cyberpunka i postapokalipsy, a wszystkie one skumulowane w jednej książce nie tylko spowodowały u mnie uczucie przesytu zamiast współczucia, ale zestawione w takiej ilości po prostu przestały tworzyć logiczne uniwersum, niczym puzzle z innych kompletów. Fabuła zaś składa się z różnych przypadków, które są akurat autorce na rękę i w dodatku była ona dla mnie łatwa do przewidzenia.
Po drugie, zupełnie nie odpowiada mi
styl, jakim napisana jest ta pozycja. Już od pierwszych zdań widać,
że narrator nie jest bezstronny, ale wszystko ocenia, nie
pozostawiając czytelnikowi ani odrobiny miejsca na własną
refleksję. A większość doświadczonych moli książkowych raczej
nie lubi podawania rozwiązań na talerzu. Ponadto zdania są tu
krótkie, a słownictwo ograniczone, narracja zaś prowadzona jest
chaotycznie, przeskakując od postaci do postaci. Najbardziej jednak
zdziwiło mnie użycie słowa spolegliwy w znaczeniu uległy,
i o ile takie
rozwiązania są akceptowalne w języku mówionym, ale nie powinny
pojawić się w literaturze.
Po trzecie, postaci są czarno-białe: zły do szpiku kości jest przywódca Rady i jego cyniczna współpracowniczka, dobrzy są członkowie ruchu oporu, w tym ukrywający się od lat profesor i pięcioletnia czarnoskóra Allie, która jak się okazuje ma niezwykłe zdolności. Niestety, jej umiejętności są rozwiązaniem typu deus ex machina, bo rozwiązują większość pojawiających się w fabule problemów. Na dobitkę, niczym w operze mydlanej, większość bohaterów jest ze sobą spokrewniona, a pierwszoplanowy czarny charakter Wordsworth popełnia tyle negatywnych czynów, że ich kumulacja ponownie daje uczucie zdecydowanego przesytu. Pozostałe osoby są zaś scharakteryzowane bardzo pobieżnie, pojedynczymi scenami z przeszłości. I co gorsza, jedna z nich nazywa się... Mary Sue. Jak widać, autorka nie ma świadomości, że powszechnie nazywa się tak bohaterki, którym z założenia wszystko się udaje i są tak wyidealizowane, że aż nierealne. A w przypadku tej książki można określić tym mianem właśnie małą Allie. I powiem Wam szczerze, że nie rozumiem, dlaczego ta powieść została nominowana do nagrody im. Janusza A. Zajdla, bo nie broni się w żadnym aspekcie. Również zakwalifikowanie utworu do gatunku thriller science fiction to jedno wielkie nieporozumienie, bo nie ma tu nic emocjonującego.
Podsumowując, SeeIT Jagny Rolskiej może być interesującą książką jedynie dla początkujących w science fiction czytelników, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z konwencją dystopii, cyberpunka lub postapokalipsy. Jednak wyjadaczom fantastyki naukowej nie ma ona nic do zaoferowania, stąd moje początkowe porównanie do gruszki ulęgałki – nie miałam się w co tu wgryźć, moja wyobraźnia zdecydowanie nie została nakarmiona, a zmarnowany potencjał fabularny i bohaterski oraz prymitywny język pozostawiły cierpkość w ustach. Jedyny plus płynący z tej lektury jest taki, że może zachęcić do sięgnięcia po inne dystopie, na które gorąco Was namawiam: Opowieść Podręcznej i Testamenty Margaret Atwood, 451 stopni Fahrenheita Raya Bradbury'ego, Rok 1984 George'a Orwella, czy Limes inferior Janusza A. Zajdla, a z młodzieżówek cykle Niezgodna Veroniki Roth czy Igrzyska śmierci Suzanne Collins.
SeeIT i pozostałe dystopie możecie nabyć w ebooku na Woblinku tu.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję księgarni Woblink.
Na pewno nie będę sięgać po tę książkę. Czasami nie mam nic przeciwko ogranym schematom fabularnym, bo lubię pewne motywy i ich wykorzystanie w powieściach, i nie przeszkadza mi fakt, że "gdzieś już to czytałam". Tak mam na przykład z opowieściami o apokalipsie zombie. Jednak prosty język i bardzo sztampowe postaci skutecznie odstraszają mnie od książki. Nominacji do nagrody również nie rozumiem. Czy to znaczy, że nie ma już lepszych powieści w tym gatunku?
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę, za dużo w niej schematów, które mogłyby mi odebrać przyjemność z czytania.
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńSzkoda jak książki nas zawodzą. Ja nauczyłam się odkładać powieści, które mi nie podchodzą, chociaż dużo mnie to kosztowało.
OdpowiedzUsuńMAm problem z książkami SF, ale za to bardzo lubię klimaty dysutopii - i początkowo jak zaczęłaś o tej książce pisac to pomyślałam " O to coś dla mnie" , ale im dalej w las przeszłąm przez Twoją recenzję tym jakoś mniej mnie do tej książki ciągnie a szkoda, bo pewnie sama fabuła miała spory potencjał
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Science fiction to zdecydowanie nie jest mój gatunek. Jednak recenzja bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz wiele uwag co do tej książki. Sama nie wiem. Lubię dystopie, ale szczególnie powtarzalność mnie zniechęca
OdpowiedzUsuń