25 kwietnia 2020

Jonasz Przydługi i miasteczko tajemnic – Andrew Caldecott „Miasteczko Rotherweird”

Jeżeli stęskniliście się za klimatem Harry'ego Pottera, to spieszę Wam donieść, że Miasteczko Rotherweird Andrew Caldecotta jest dokładnie tym, po co powinniście sięgnąć. To ponad 600 ekscytujących stron głęboko skrywanych tajemnic w niezwykłej, pełnej wież miejscowości od wielu lat skutecznie odizolowanej od świata zewnętrznego i nie podlegającej oficjalnej angielskiej jurysdykcji. 

 
A jak do tego doszło? Otóż w roku 1558 do Rotherweid potajemnie przywieziona została grupa wyjątkowo utalentowanych, urodzonych w tym samym okresie dzieci, a co niezwykłego stało się wyniku tegoż, stanowi jedną z zagadek tej powieści. Nikt tego z całą pewnością nie wie, bo badanie przeszłości miasta jest oficjalnie zakazane, a można zajmować się jedynie wydarzeniami, które nastąpiły po 1800 roku. I właśnie tego dowiaduje się świeżo zatrudniony nauczyciel historii Jonah Oblong, pierwszy obcy przybyły do tytułowego miejsca. Drugim przyjezdnym jest bogacz, nowy właściciel zamkniętego od lat na cztery spusty Pałacu sir Veronal Slickstone, który to zatrudnia aktorkę, by grała rolę jego żony i adoptuje rozrabiakę, by odgrywał ich syna. Obaj panowie starają się zostać częścią lokalnej społeczności i wbrew zakazom zaczynają interesować się przeszłością Rotherweird – młody pedagog ze względu na notes swojego zaginionego w tajemniczych okolicznościach poprzednika, a milioner z uwagi na pewne głęboko skrywane motywy...

Największą zaletą powieści jest bez wątpienia jej magiczny, podszyty nutką grozy i groteski klimat. Od dawna żaden świat nie wciągnął mnie pod tym względem tak bardzo, jak ten. Strzeliste mieszkalne budynki, pub z lokalnie wytwarzanym piwem, czyli Zadziorną Osobliwością Starego Ferdy'ego, czy szkoła z dwoma wieżami zajmującymi się różnorodnymi wynalazkami lub ogrodnik hodujący oryginalne odmiany roślin to tylko kilka z intrygujących elementów tego świata. Fabuła brawurowo prowadzi nas od jednej zagadki do drugiej, trzymając w napięciu, ale dając też momenty wytchnienia, gdy poznajemy zabawne miejscowe zwyczaje – np. wyścig korakli (to typ łodzi) w oryginalnych kostiumach. Autor pomysłowo wplótł w to wszystko elementy najstarszej historii Anglii, a także folkloru z tego okresu. Co ciekawe, w powieści nie ma jednego głównego bohatera, ale pokazuje ona losy sporej grupy mieszkańców miasteczka i okolicznej wsi. A są oni niezwykle barwni i różnorodni, każdy z własnym systemem wartości i marzeniami, dlatego też myślę, że każdy czytelnik znajdzie tu kogoś do polubienia i że nie zawiedzie Was również pomysł na główny czarny charakter, bo w jego kwestii czeka niejedna niespodzianka.

Miasteczko Rotherweird to pierwsza część trylogii, oto okładki angielskiego wydania tej serii:  

Co szczególnie mnie ucieszyło, językowo dzieje się tu naprawdę wiele, począwszy od tytułu, oraz licznych imion i nazwisk znaczących, przez wstawki z łaciny, po zagadki m.in. w formie anagramów. Co ciekawe, autor zajmował się wcześniej pisaniem sztuk teatralnych i wykorzystuje swoją wiedzę w pomysłowy sposób – bo wplata motyw rodem z Szekspira, gdy uczniowie odgrywają przedstawienie, miesza się ono z magiczną rzeczywistością. Ponadto inteligentnie stosuje mowę pozornie zależną, np. w przypadku grającej żonę Slickstone'a aktorki, która podsumowuje swoje działania oceniając je w kategoriach scenicznych a szczególnie tego, w jakiej roli obecnie się znajduje. Dzięki temu zabiegowi poznajemy bliżej sposób myślenia każdej z prowadzonych tu postaci. Żałuję tylko, że tłumacz nie zdecydował się spolszczyć większej ilości nazw własnych – Jonasz Przydługi brzmi bowiem zabawniej niż Jonah Oblong, a wydaje mi się, że o taki efekt chodziło pisarzowi. 

Oto mapa okolicy z oficjalnego angielskiego wydania, 

 
Miasteczko Rotherweird Andrew Caldecotta oczarowało mnie już od pierwszych stron swą zagadkową, odrobinę mroczną i lekko groteskową atmosferą, i z ogromną przyjemnością poddałam się lekturze. To książka, która ma warstwy – a każda z nich odsłania kolejne fascynujące, zarówno technologiczne jak i magiczne sekrety. Ma galerię oryginalnych, starannie naszkicowanych bohaterów, którzy prowadzą nas przez kolejne, zaskakujące wydarzenia do finału, który wyjaśnia wiele, ale jednak zostawia furtkę do kolejnego tomu. Ta zgrabnie łącząca różne stylistyki powieść urban fantasy jest dla mojej głodnej wyobraźni niczym prawdziwe delicje, polecam ją Wam więc gorąco, jako Najdoskonalsze Remedium na Oderwanie się od Bieżących Problemów.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.

Autor: Andrew Caldecott
Tytuł: Miasteczko Rotherweird
Tytuł oryginału: Rotherweird
Tłumaczenie: Katarzyna Krawczyk
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2020

8 komentarzy:

  1. Cieszą mnie tak pozytywne słowa, bo właśnie mam ją w planach na najbliższe dni!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ją w najbliższych planach, mam nadzieję, że mi również się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Ci się podobała. Ja mam ją w planach i dopiero w maju pewnie znajdę dla niej czas, ale już nie mogę się doczekać :)

    Pozdrawiam
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem świeżo po lekturze i śmiem twierdzić, że nic bardziej nużącego nie czytałem w ostatnich miesiącach. Zbyt groteskowa. Jakby autor nie był zdecydowany, czy to powieść dla młodzieży czy starszych czytelników.
    Dobry materiał na film dla Tima Burtona. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilu czytelników, tyle gustów. A mnie właśnie ta groteska kupiła, bo pozwoliła mi się nieźle odstresować. Myślę też, że autor pisał tę książkę dla dorosłych ze względu na wiek większości bohaterów, ale z pewnością spodziewał się, że znają oni cykl o Harrym Potterze.

      Usuń
  5. Przyznam, że już uwzględniam tytuł w planach czytelniczych, świetnie odnajduję się w takich klimatach. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ mi teraz przykro, że jej nie wzięłam jak była w zapowiedziach. No nic, trzeba będzie dopisac do listy "kupię kiedyś".

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o tej książce i nawet mam zamiar ją przeczytać. Jestem ciekawa jakie na mnie wyrze emocje. Harrego kocham, ale czy autor podoła podbić moje serce ? To się okaże.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.