Jeżeli stęskniliście się za klimatem
Harry'ego Pottera, to spieszę Wam donieść, że Miasteczko
Rotherweird Andrew Caldecotta jest dokładnie tym, po co
powinniście sięgnąć. To ponad 600 ekscytujących stron głęboko
skrywanych tajemnic w niezwykłej, pełnej wież miejscowości od
wielu lat skutecznie odizolowanej od świata zewnętrznego i nie
podlegającej oficjalnej angielskiej jurysdykcji.
A jak do tego doszło? Otóż w roku 1558
do Rotherweid potajemnie przywieziona została grupa wyjątkowo
utalentowanych, urodzonych w tym samym okresie dzieci, a co
niezwykłego stało się wyniku tegoż, stanowi jedną z zagadek tej
powieści. Nikt tego z całą pewnością nie wie, bo badanie
przeszłości miasta jest oficjalnie zakazane, a można zajmować się
jedynie wydarzeniami, które nastąpiły po 1800 roku. I właśnie
tego dowiaduje się świeżo zatrudniony nauczyciel historii Jonah
Oblong, pierwszy obcy przybyły do tytułowego miejsca. Drugim
przyjezdnym jest bogacz, nowy właściciel zamkniętego od lat na
cztery spusty Pałacu sir Veronal Slickstone, który to zatrudnia
aktorkę, by grała rolę jego żony i adoptuje rozrabiakę, by
odgrywał ich syna. Obaj panowie starają się zostać częścią
lokalnej społeczności i wbrew zakazom zaczynają interesować się
przeszłością Rotherweird – młody pedagog ze względu na notes
swojego zaginionego w tajemniczych okolicznościach poprzednika, a
milioner z uwagi na pewne głęboko skrywane motywy...
Największą zaletą powieści jest bez
wątpienia jej magiczny, podszyty nutką grozy i groteski klimat. Od
dawna żaden świat nie wciągnął mnie pod tym względem tak
bardzo, jak ten. Strzeliste mieszkalne budynki, pub z lokalnie
wytwarzanym piwem, czyli Zadziorną Osobliwością Starego Ferdy'ego,
czy szkoła z dwoma wieżami zajmującymi się różnorodnymi
wynalazkami lub ogrodnik hodujący oryginalne odmiany roślin to
tylko kilka z intrygujących elementów tego świata. Fabuła
brawurowo prowadzi nas od jednej zagadki do drugiej, trzymając w
napięciu, ale dając też momenty wytchnienia, gdy poznajemy zabawne
miejscowe zwyczaje – np. wyścig korakli (to typ łodzi) w
oryginalnych kostiumach. Autor pomysłowo wplótł w to wszystko
elementy najstarszej historii Anglii, a także folkloru z tego
okresu. Co ciekawe, w powieści nie ma jednego głównego bohatera,
ale pokazuje ona losy sporej grupy mieszkańców miasteczka i
okolicznej wsi. A są oni niezwykle barwni i różnorodni, każdy z
własnym systemem wartości i marzeniami, dlatego też myślę, że
każdy czytelnik znajdzie tu kogoś do polubienia i że nie zawiedzie
Was również pomysł na główny czarny charakter, bo w jego kwestii
czeka niejedna niespodzianka.
Miasteczko Rotherweird to pierwsza część trylogii, oto okładki angielskiego wydania tej serii:
Źródło: https://geekdad.com/2019/07/5-reasons-to-read-the-rotherweird-trilogy/, dostęp: 25.04.2020
Co szczególnie mnie ucieszyło, językowo
dzieje się tu naprawdę wiele, począwszy od tytułu, oraz licznych
imion i nazwisk znaczących, przez wstawki z łaciny, po zagadki
m.in. w formie anagramów. Co ciekawe, autor zajmował się wcześniej
pisaniem sztuk teatralnych i wykorzystuje swoją wiedzę w pomysłowy
sposób – bo wplata motyw rodem z Szekspira, gdy uczniowie
odgrywają przedstawienie, miesza się ono z magiczną
rzeczywistością. Ponadto inteligentnie stosuje mowę pozornie
zależną, np. w przypadku grającej żonę Slickstone'a aktorki,
która podsumowuje swoje działania oceniając je w kategoriach
scenicznych a szczególnie tego, w jakiej roli obecnie się znajduje.
Dzięki temu zabiegowi poznajemy bliżej sposób myślenia każdej z
prowadzonych tu postaci. Żałuję tylko, że tłumacz nie zdecydował
się spolszczyć większej ilości nazw własnych – Jonasz
Przydługi brzmi bowiem zabawniej niż Jonah Oblong, a wydaje mi się,
że o taki efekt chodziło pisarzowi.
Oto mapa okolicy z oficjalnego angielskiego wydania,
źródło: https://calmgrove.wordpress.com/2019/05/27/caldecott/, dostęp 25.04.2020
Miasteczko Rotherweird Andrew
Caldecotta oczarowało mnie już od pierwszych stron swą zagadkową,
odrobinę mroczną i lekko groteskową atmosferą, i z ogromną
przyjemnością poddałam się lekturze. To książka, która ma
warstwy – a każda z nich odsłania kolejne fascynujące, zarówno
technologiczne jak i magiczne sekrety. Ma galerię oryginalnych,
starannie naszkicowanych bohaterów, którzy prowadzą nas przez
kolejne, zaskakujące wydarzenia do finału, który wyjaśnia wiele,
ale jednak zostawia furtkę do kolejnego tomu. Ta zgrabnie łącząca
różne stylistyki powieść urban fantasy jest dla mojej głodnej
wyobraźni niczym prawdziwe delicje, polecam ją Wam więc gorąco,
jako Najdoskonalsze Remedium na Oderwanie się od Bieżących
Problemów.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
wydawnictwu Zysk i S-ka.
Autor:
Andrew Caldecott
Tytuł:
Miasteczko Rotherweird
Tytuł
oryginału: Rotherweird
Tłumaczenie:
Katarzyna
Krawczyk
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Rok
wydania: 2020
Cieszą mnie tak pozytywne słowa, bo właśnie mam ją w planach na najbliższe dni!
OdpowiedzUsuńMam ją w najbliższych planach, mam nadzieję, że mi również się spodoba :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobała. Ja mam ją w planach i dopiero w maju pewnie znajdę dla niej czas, ale już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Feniksa
Jestem świeżo po lekturze i śmiem twierdzić, że nic bardziej nużącego nie czytałem w ostatnich miesiącach. Zbyt groteskowa. Jakby autor nie był zdecydowany, czy to powieść dla młodzieży czy starszych czytelników.
OdpowiedzUsuńDobry materiał na film dla Tima Burtona. Nic więcej.
Ilu czytelników, tyle gustów. A mnie właśnie ta groteska kupiła, bo pozwoliła mi się nieźle odstresować. Myślę też, że autor pisał tę książkę dla dorosłych ze względu na wiek większości bohaterów, ale z pewnością spodziewał się, że znają oni cykl o Harrym Potterze.
UsuńPrzyznam, że już uwzględniam tytuł w planach czytelniczych, świetnie odnajduję się w takich klimatach. :)
OdpowiedzUsuńAleż mi teraz przykro, że jej nie wzięłam jak była w zapowiedziach. No nic, trzeba będzie dopisac do listy "kupię kiedyś".
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i nawet mam zamiar ją przeczytać. Jestem ciekawa jakie na mnie wyrze emocje. Harrego kocham, ale czy autor podoła podbić moje serce ? To się okaże.
OdpowiedzUsuń