07 lutego 2020

Traktat o Utopii – Ada Palmer „Do błyskawicy podobne”

Rzadko zdarza się tak dojrzały i złożony debiut science fiction jak Do błyskawicy podobne Ady Palmer, który porusza różnorodne zagadnienia humanistyczne, za podstawę biorąc filozofię i literaturę pochodzącą z XVIII wieku. A jako że powieść otrzymała nagrodę im. Johna W. Campbella w roku 2017, postanowiłam sprawdzić, czym sobie na nią zasłużyła. 

 

Autorka pokazuje nam świat XXV wieku, który różni się od naszego w niemal każdym aspekcie – nie ma już narodowości, są za to Pasieki, łączące ludzi pod kątem filozofii i kultury. Każda z nich ma swoją nazwę związaną z systemem wartości oraz sposób na wybieranie władz. Również tradycyjna rodzina została zrewolucjonizowana – rodzice oddają zazwyczaj swoje dzieci do adopcji innym, tak więc zamiast niej istnieją teraz basze, grupy współpracujących ze sobą ludzi. Ponadto zrezygnowano z podziału na płcie uważanego za przestarzały i niesprawiedliwy sposób myślenia, dlatego też wszyscy mówią o sobie używając neutralnych końcówek (np. zrobiłom czy powiedzałom). Kolejna istotna zmiana to brak religii – nie wolno już jej wyznawać, ale za to trzeba rozmawiać z senseistami, będącymi swoistym połączeniem psychologów, filozofów i znawców systemów wartości, którzy pomagają rozwiązywać nie tylko wewnętrzne dylematy. Jednak autorka zadaje tu zarazem pytanie, czy jakikolwiek świat może istnieć bez pierwiastka duchowego. Postarałam się tu streścić najważniejsze elementy świata przedstawionego, ale w samej książce jest ich jeszcze sporo do odkrycia.

Żaden kraj, choćby najpotężniejszy nie zasługuje na nazwę wielkiego, jeśli narzuca tyranię swoim obywatelom. (s. 122)

Narratorem jest Mycroft Canner, który należy do Programu Usługowców – osób, które popełniły kiedyś przestępstwo, ale pozwolono im zadośćuczynić mu pracując na rzecz całego społeczeństwa i przyjmując zadania od każdego, kto im je przydzieli. Prowadzi on opowieść w dość nietypowy sposób – oprócz tradycyjnej relacji pierwszoosobowej stosuje czasem zapis jak w dramacie, bądź też na czacie, zwraca się do czytelnika i podaje jego odpowiedzi, tłumacząc się z podjętych wyborów. Kilka rozdziałów napisanych jest zaś przez inne postaci, które bezpośrednio brały udział w konkretnych wydarzeniach. Ponadto autorka wprowadzając tematy związane z kolejnymi myślicielami oświeceniowymi czasem naśladuje ich styl (np. co z pewnością Was zaciekawi – także styl markiza de Sade).

Gdyby cała ludzkość była mniej skłonna oszukiwać samą siebie, być może nie wyrzeklibyśmy się naszych największych marzeń. (s. 182)

Główna nić fabularna pokazuje nam śledztwo w sprawie kradzieży i podrzucenia listy najbardziej wpływowych ludzi do baszu Saneer-Weeksbooth, który zajmuje się między innymi kontrolą systemu transportu. Jest jednak ona zaledwie pretekstem do rozważań na bardzo wielu polach – organizacji społecznej i związanych z nią wartościami, poszukiwaniem optymalnego systemu politycznego, próbą pokazania przywódców oświeconych, problemu wagi tożsamości płciowej, a przede wszystkim jedyną w swoim rodzaju dyskusją nie tylko z filozofami, ale też z literatami pochodzącymi z XVIII-wiecznej Europy. A żeby skomplikować sytuację, w tym racjonalnym i uporządkowanym uniwersum pojawia się dziecko, które potrafi czynić coś, co można jedynie określić mianem cudów...

Istnieje opatrzność. Istnieje plan. Istnieje stojący za tym planem umysł, którego nieskończonych głębin nie mam szans przeniknąć (s. 341).

A tak wygląda amerykańska okładka książki, dostęp 6 lutego 2020, źródło: 


Nie wątpię, że na podstawie tego czteroczęściowego cyklu powstanie niejeden doktorat z zakresu nauk humanistycznych, szczególnie socjologii i literatury. Wymaga on bowiem od czytelnika najwyższego skupienia – z jednej strony przypomina istotne fakty na temat filozofów i pisarzy oświecenia, ale z drugiej jest złożoną humanistyczną rozgrywką na kilku poziomach jednocześnie. Jeden z nich odnosi się oczywiście do współczesności i wartości, które towarzyszą jednostkom i całemu społeczeństwo, ale też poszczególnym krajom. Ja po lekturze mam mieszane uczucia – z jednej strony znalazłam tu najciekawsze od bardzo dawna nawiązania do Utopii i oświecenia, jednak nie jestem do końca przekonana, czy przedstawione tu społeczeństwo przyszłości będzie w stanie funkcjonować tak, jak opisuje to autorka. A najdziwniejszy dla mnie był pomysł całkowitego porzucenia identyfikowania się z konkretną płcią i przede wszystkim jego konsekwencji w języku (mówienie o sobie np. słyszałom), który w języku polskim byłby całkowicie karkołomny. Przecież większość naszych części mowy odmienia się przez rodzaje, więc nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że nagle używalibyśmy do nich wszystkich jedynie rodzaju nijakiego. W języku angielskim byłoby to o wiele prostsze, bo jedynie kilka rzeczowników ma w ogóle rodzaj żeński (np. waitress, actress).

Czy zniszczylibyście lepszy świat, by uratować ten? (s. 482)

Dlatego też myślę, że ta książka może wzbudzić skrajne reakcje – od zachwytu nad próbą praktycznego zastosowania filozofii XVIII wieku i dyskusji szczególnie na temat możliwości stworzenia działającej Utopii, po zdziwienie formą i treścią aż do ich całkowitego odrzucenia. Poleciłabym ją raczej molom książkowym preferującym grę intelektualną ponad fabułą, pragnącym prowadzić humanistyczne rozważania nad kondycją naszego świata i społeczeństwa.

Autor: Ada Palmer
Tytuł: Do błyskawicy podobne
Tytuł oryginału: Too Like a Lightning
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2019

4 komentarze:

  1. Rozważę, choć ostatnio tego typu literatury potrzebuję mniej. Może zakupię i postawię na półce w oczekiwaniu, aż najdzie mnie ochota na poważniejszą, wymagającą literaturę. Sama kreacja społeczeństwa w tym wydaniu, o jakim pisałaś wydaje się wciągająca, więc trochę mnie jednak ciągnie do tych błyskawic ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie odnajdę w takiej historii, ale mój mąż by na pewno chętnie przeczytał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiłaś mnie. Co do kwestii językowej - sporo mamy języków i to w samej Europie, gdzie nie ma rodzajów, wszystko jest, wg mnie, kwestią dostosowania morfologii i gramatyki. Np. węgierski i szwedzki w ogóle nie mają rodzajów, ba, w szwedzkim nie odmienia się też przez osoby czasowników! (to taka moja uwaga filologa z wykształcenia ;) )

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie tytuł dla mnie, ale zainteresowani tematem mogą być zainteresowani.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.