John Wyndham wyrasta na moje tegoroczne odkrycie w dziedzinie science fiction, bo bardzo spodobały mi się jego wizjonerskie powieści „Dzień tryfidów” i „Poczwarki”, ale to napisane w 1957 roku „Kukułcze jaja z Midwich” zrobiły na mnie największe wrażenie. A co było tego powodem, opisuję w niniejszej recenzji.