Fantasy to bardzo pojemny gatunek, który inspiruje wielu autorów do wymyślania własnych światów i oryginalnych systemów magii. Jednym z nich jest debiutant Mateusz Wróblewski, który napisał i samodzielnie wydał „Wizjonera”. Sięgnęłam po niego zachęcona m.in. ciekawymi materiałami na stronie internetowej uniwersum AYS (po polsku Iwidaciowania), jednak niestety lektura nie do końca spełniła moje oczekiwania.
Główny bohater Renas jest członkiem rodu książęcego, wykształconym magiem, ale przede wszystkim naukowcem, który pragnie podróżować wśród gwiazd. Ponieważ on i jego rodzina należą do Partii Czwartego Serpensa, chcąc nie chcąc uczestniczą w rozlicznych politycznych rozgrywkach, jak również w gorącej dyskusji, czy dopuścić do swobodnego rozwoju nauki. Tak więc gdy protagonista niemal traci reputację w wyniku jednej z intryg byłego przyjaciela, postanawia dobrowolnie udać się jako zarządca do obozu pracy, w którym odkrywa niejedną niewygodną prawdę na temat swojego państwa – Związku Nezańskiego...
Jednym z ciekawszych elementów tej powieści jest świat przedstawiony. Miałam wrażenie, jakby był stworzony do gry RPG, przy czym bardzo podobały mi się materiały oraz ilustracje ze strony internetowej, umieszczone także co kilkanaście stron w książce, dzięki którym łatwo było znaleźć istotne informacje dotyczące uniwersum AYS. Dokąd przenosi nas zatem autor? Do uprzemysłowionego Związku Nezańskiego, w którym w wyniku rewolucji rody książęce oraz ich Zgromadzenie są obecnie kontrolowane przez Kamerdynat, składający się z osób z klasy robotniczej. Nie jest to spokojne i dostatnie miejsce – w wielu prowincjach brakuje jedzenia, a ziemia jest jałowa, zaś walka o władzę i wpływy przyćmiewa dobro ogółu. Stanowi więc dość interesujące tło wydarzeń. Ale najbardziej wciągający jest system magii i powiem wprost – to on uratował w moich oczach cały pomysł na tę powieść. Nie chcąc jednak spoilerować, wspomnę tylko, że pojawiają się tu różnego rodzaju magiczne cząstki, istnieje także kilka wymiarów, przez które można się przemieszczać i rzucać czary, zaś zaklęcia mają swoje formuły, wzory i nawet inkantacje w autorskim magicznym języku. Istotną częścią fabuły są też Zwidzenia, czyli swego rodzaju wizje przyszłości, których doświadcza między innymi Renas.
Pierwsza część książki wprowadza nas w świat polityki czterech partii i z przykrością muszę powiedzieć, że moim zdaniem jest to najsłabszy fragment opowieści, bo intrygi były tu grubymi nićmi szyte. Nie przekonał mnie też obowiązujący system polityczny, zabrakło mi tu dopracowania szczegółów, bym w niego uwierzyła. Niby zaszła w nim rewolucja, ale pod względem zarządzania nic się tak naprawdę nie zmieniło, bo członków Kamerdynatu można... po prostu przekupić. Nie rozumiem też, dlaczego przez tyle lat Kamerdynat nie popierał skutecznie rozwoju nauki, bo przecież pomogłaby ona wyrównać szanse różnych klas i wpłynęła na rozwój ekonomiczny czy pomogła ratować marniejące uprawy. Wracając jednak do fabuły, moim zdaniem ciekawiej robi się dopiero w drugiej części książki, gdy Renas udaje się zarządzać obozem Hochkerker, bo tam odkrywamy wraz z nim, jak naprawdę wygląda sytuacja poza stolicą i z jak poważnymi problemami zmaga się Związek Nezański. Tu też dowiadujemy się znacznie więcej o magii, która dla mnie, jak już wspominałam, była najbardziej wciągającym elementem uniwersum. I poznajemy największą, szokującą tajemnicę elit. Fabuła zawiera więc sporo sekretów oraz elementów akcji, takich jak np. pojedynki magiczne, które mogą uatrakcyjnić lekturę.
W kwestii postaci moja głodna wyobraźnia musiała obejść się smakiem, bo jedyną lepiej scharakteryzowaną postacią jest tu Renas, który oprócz naukowych aspiracji ma też wady – m.in. jest w gruncie rzeczy samolubny. Odniosłam wrażenie, że autor skupił się na nim w takim stopniu, że nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi pozostałym bohaterom, przez co w mojej ocenie są oni jednowymiarowi i stanowią jedynie tło dla protagonisty. Nie wiem, czemu Renas przyjaźnił się kiedyś z Ariyanem i o co się tak naprawdę poróżnili, jakie poglądy reprezentuje jego ojciec i jaki miał na niego wpływ, czy też czemu chłopak nie może dogadać się z siostrą.
Podsumowując, mam więc mieszane uczucia wobec „Wizjonera” – jako regularny gracz RPG doceniam system magii i interesujące eksperymenty protagonisty, jednak niemal na każdym kroku czułam, że jest to debiut i autor dopiero szuka swojego stylu i sposobu opowiadania. Ze strony na stronę robi się wprawdzie coraz lepiej, a końcówka książki broni się zdecydowanie bardziej niż jej początek, jednak nie da się ukryć, że czytałam ostatnio lepsze pozycje spod piór początkujących literatów. Trzymam oczywiście kciuki za Mateusza Wróblewskiego i za to, by w kolejnych tomach coraz umiejętniej wprowadzał nas w swój świat Iwidaciowania i rozwijał jego potencjał.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorowi.
Moja ocena: 3,5/6
Autor: Mateusz Wróblewski
To nie do końca mój typ fantastyki, więc raczej sobie podaruję.
OdpowiedzUsuń