19 września 2020

Bang, bang, I shot you down – „Siedem czarnych mieczy” Sama Sykesa

Siedem czarnych mieczy Sama Sykesa to pierwszy tom cyklu fantasy Śmierć imperiów. Skupia się na opowieści prowadzonej przez cyniczną do szpiku kości Sal Kakofonię, swego rodzaju magicznego rewolwerowca, której główny cel w życiu to zemsta na swoich danych oprawcach. Powieść ma swoje mocne, jak i zdecydowanie słabsze strony, o których piszę poniżej. 

Przygoda zaczyna się, gdy protagonistka zostaje osadzona w więzieniu i opowiada swoją historię Tretcie Srogiej, oficerowi Rewolucji Pięści i Ognia. Wraz z rozwojem wydarzeń okazuje się, że jest ona znacznie ciekawsza od przeciętnego więźnia, bo miała do czynienia zarówno z najbardziej poszukiwanymi zdrajcami Imperium, jak i znajdowała się w wielu punktach zapalnych toczącej się od wielu lat wojny. Jeszcze bardziej interesująca jest jej trzykomorowa broń palna z lufą w kształcie smoka, zwana Kakofonią i tajemnicza przeszłość. Rzecz dzieje się zaś świecie od lat pogrążonym w krwawym konflikcie pomiędzy posiadającym na swoich usługach magów Imperium i Rewolucją skupiającą nuli, czyli ludzi pozbawionych magii (mamy tu zatem nowe słowo na mugoli). Neutralnym terenem pozostaje zaś Blizna, czyli baronostwa, które nie są lojalne wobec żadnej siły, a zajmują się głównie różnego rodzaju handlem i stanowią jedyny azyl dla uciekinierów i typów spod ciemnej gwiazdy.

Udanym elementami świata przedstawionego jest magia, której źródłem jest Lady Handel, i jak samo jej imię wskazuje, trzeba jej coś oddać, by móc posługiwać się tą nadprzyrodzoną siłą. Znajdują się tu także inne źródła mocy, m.in. swoiste minerały i artefakty oraz rzecz jasna rozmaite potwory. Wiarygodny jest także powód konfliktu pomiędzy magicznym Imperium i Rewolucją i opłakany stan, w którym z tego powodu znajduje się prezentowane tu uniwersum. Ponadto autor umie też stworzyć wyraziste postaci i pokazać ich sposób myślenia, a także przekonujące relacje między nimi, szczególnie główną bohaterką a freemakerką Liettą. Ciekawym dodatkiem do tego duetu jest zaś idealistyczny oficer Rewolucji Cavric Dumny. Przy czym interesującym zabiegiem jest pokazanie poprzez narrację pierwszoosobową, co dzieje się w głowie protagonistki, dzięki czemu przekonujemy się, że nie jest ona wcale taką antybohaterką, na jaką się kreuje. Jednak jej brak umiejętności rozmawiania o swoich emocjach wydał mi się cechą spotykaną raczej u mężczyzn niż kobiet. Ponadto pisarz z pewnością znakomicie się bawił, tworząc rozmaite bronie typu pikorusznica, bojowe środki transportu jak Żelazny Dzik czy każąc głównej bohaterce lubić operę i porównywać do niej swoje popaprane życie. Potrafi też zaangażować czytelnika w wydarzenia, gdyż Sal wielokrotnie zwraca się bezpośrednio do niego, zadając rozmaite pytania. Sam wyjściowy pomysł na przesłuchanie przed egzekucją również się sprawdza. 

A tak wygląda oryginalna okładka utworu, (polska moim zdaniem jest dużo lepsza):

 

dostęp 19.09.2020

Niestety, powieść ma też elementy, które mogą zepsuć przyjemność z czytania. Zacznę od pierwszoosobowej narracji Sal, opartej przede wszystkim na języku mówionym, która na mój gust miejscami bywa zbyt chaotyczna, a na domiar złego bohaterka klnie jak szewc. Najbardziej irytowało mnie jednak nadużywanie przez nią słowa hej, które jest popularne w języku angielskim przy wprowadzaniu dodatkowych uwag do wypowiedzi ustnej. Jednak po polsku nie ma racji bytu, nie wiem, czemu tłumacz nie pokusił się o znalezienie jakiegoś ekwiwalentu w stylu no przecież. Nie jest to zresztą jedyny aspekt, w którym tłumaczenie jest moim zdaniem zbyt dosłowne. Pisarz stosuje też specyficzną ekspozycję – wprowadza nowe elementy świata przedstawionego tylko wtedy, gdy pasuje mu to w fabule. Stara się przy tym dynamicznie prowadzić wydarzenia, pokazując coraz to nowe sceny walk, niestety prawie wszystkie według tego samego schematu: bohaterka najpierw obrywa, a potem wpada na pomysł manewru, który odwróci sytuację. Ponadto sam świat po bliższym przyjrzeniu nie do końca się broni, podobnie jak motywacja obiektów zemsty Sal. Zabrakło mi szczególnie wyjaśnienia tej ostatniej, a pisarz zapewne planuje zrobić to w kolejnych tomach. A ponieważ mam mieszane uczucia do tej historii, jeszcze nie wiem, czy sięgnę po kontynuację. 

Ogólnie rzecz biorąc, Siedem czarnych mieczy Sala Sykesa to lektura dla tych, którzy mają ochotę na cyniczne fantasy z biseksualną antybohaterką i jej magicznym rewolwerem oraz chęcią zemsty w centrum, a także stawiają na sceny akcji. 

 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Rebis.


Autor: Sam Sykes
Tytuł:
Siedem czarnych mieczy
Tytuł oryginału:
Seven Blades in Black
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2020

8 komentarzy:

  1. Hmm, brzmi dobrze, ale nie jestem pewna, czy to coś dla mnie. Przemyślę, poczytam więcej opinii i kto wie, może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie skuszę, nie bardzo porywają mnie takie powieści. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst czytało się dobrze, jednak tematyka zupełnie nie dla mnie. Jakoś nie zachęca mnie sama historia. Dodatkowo tłumaczenie mogłoby również i mnie zirytować. Do dziś nie przepadam za spolszczaniem choćby mion lub niedostosowywaniu wypowiedzi do realizmu świata przedstawionego...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest moim guście. Może mi narracja i język nie będzie przeszkadzać.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka ostatnio często rzuca mi się w oczy, jednak jak na razie nie zamierzam po nią sięgać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię narrację pierwszoosobową. Mam nadzieję, ze ogarnę ten chaos

    OdpowiedzUsuń
  7. Brzmi jak książka idealna dla mnie. Przyjrzę się bliżej tej serii, bo pierwszy raz się z nią spotykam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm... nie wiem czy się skuszę :D Przekleństwa akceptuję, ale jako ozdobnik raz na jakiś czas. Jeśli przekleństwa tam przeważają to mógłby być problem, bo trochę mnie to razi ;) Poza tym jeszcze rewolwer i biseksualizm... może jestem nudna, ale no jakoś mnie nie kręci :D

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.