Drzwi
do lata Roberta A. Heinleina to
kolejna książka z serii Wehikuł
czasu, która swoją premierę
miała szmat czasu temu, a konkretnie w 1957 roku. Pokazuje
zaawansowany technologicznie świat, w którym opracowano sposób na
hibernację, a roboty wykonują większość prac za ludzi.
W grudniu 1970 roku wchodzimy do baru
wraz z Danem Davisem, który jest tu zarówno protagonistą jak i
narratorem, oraz jego ukrytym w torbie kotem Petroniuszem Arbitrem,
zwanym w skrócie Petem. Pomysłowy wynalazca załamany swoją
sytuacją osobistą i zawodową postanawia napić się czegoś
mocniejszego, a następnie poddać się szalenie modnej hibernacji i
obudzić się w towarzystwie swojego pupila za 30 lat, czyli w roku
2000. Niestety, okazuje się, że jego pazerna była narzeczona oraz
nieuczciwy wspólnik w interesach jeszcze z nim nie skończyli... Tak
więc gdy Dan odzyskuje przytomność na początku XXI wieku
przekonuje się, że jest bez grosza przy duszy, choć cieszy go
fakt, że jego robot Fenomenalny Frank stał się prototypem dla
obecnych modeli chociażby pielęgniarzy. Postanawia sprawdzić, co
się stało z jego była firmą oraz wspólnikami i odkrywa coraz
dziwniejsze fakty...
Jedna z angielskich wersji okładek:
dostęp 21.02.2020
Drzwi
do lata to sympatyczna podróż w stylu retro do
science fiction pisanego w połowie XX wieku przez białych mężczyzn
dla białych mężczyzn. Z jednej strony Heinleinowi jak zawsze
dopisała wyobraźnia, bo świat z zaawansowanymi automatami,
samoczynnymi szwami czy zerową grawitacją używaną w transporcie
jest intrygującą wizją, a głównemu bohaterowi można współczuć
oraz doceniać jego miłość do kotów. Zresztą warto nadmienić,
że miłośnicy tych zwierząt znajdą tu sporo wartych
zainteresowania fragmentów. Co więcej, pojawia się nawet wątek
podróży w czasie z dość przekonującą próbą wytłumaczenia,
jak może ona działać. Stosunkowo zabawne są też niektóre
elementy przyszłości: telefon z ekranem, gazeta sama przewijająca
kartki, gdy się dotknie rogu strony, czy brak popytu na samochody
starsze niż 2 lata. Z drugiej dziwi jednak naiwność bohatera i
sposób podejścia do kobiet, który można opisać jako bardzo
staroświecki. W trakcie lektury odniosłam też wrażenie, że
fabuła jest poprowadzona raczej chaotycznie i choć skręca w
niespodziewane strony, to czasem trudno uwierzyć w to, w jaki sposób
posuwa się do przodu, np. gdy bohater nawiązuje najistotniejsze
kontakty po przebudzeniu.
I kolejna okładka:
dostęp 21.02.2020
Podsumowując, Drzwi do lata
Roberta A. Heinleina to pomysłowa próba opisania świata
przyszłości, w którym hibernacja i automatyzacja są na porządku
dziennym, zaś wyobraźnia autora w tej kwestii może wywołać uśmiech
na twarzy współczesnego czytelnika. A do tego przekazuje nam mocne
przesłanie: pomimo rozwoju technologicznego najistotniejsze są
jednak rzeczy, które przynoszą człowiekowi szczęście – dająca
satysfakcję praca i szczęśliwa rodzina, w której absolutnie
niezbędny jest charakterny kot. Rekomenduję lekturę nie tylko
miłośnikom tych przesympatycznych czworonogów, ale i fanom lekko
trącącego myszką, ale pomysłowego science fiction.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
wydawnictwu Rebis.
Autor:
Robert A. Heinlein
Tytuł:
Drzwi do lata
Tytuł
oryginału: The Door into Summer
Tłumaczenie:
Zbigniew A. Królicki
Wydawnictwo:
Rebis
Rok
wydania: 2020
Książka w ogóle nie wpisuje się w moje gusta czytelnicze ;)
OdpowiedzUsuńCzytam bardzo dużo fantastyki i zastanawiałam się nad powyższym dziełem. Recenzja tak ciekawie napisana, że chętnie sięgnę po książkę :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo ta książka wpasowała w gust czytelniczy :) I dobrze!
OdpowiedzUsuńPo tytule i okładce nie spodziewałam się takich klimatów w książce. Jestem pozytywnie zaskoczona. :D
OdpowiedzUsuńTa mnie jakoś nie kusi, ale mam na liście do zdobycia inny tytuł z tej serii. ;)
OdpowiedzUsuń