Otrzymanie
przez Ałtorkę*
nagrody im Janusza A. Zajdla za najlepsze opowiadanie z 2017 roku
świadczy o tym, że proza Marty Kisiel jest obecnie na topie – a
potwierdza to wyczekiwane przez wielu czytelników drugie wydanie
Nomen omen,
powieści o humorystycznym zabarwieniu i historyczno-kryminalnym tle.
Główna
bohaterka, czyli obdarzona wysokim wzrostem oraz bujną figurą
rudowłosa Salomea Przygoda, postanawia opuścić łono lekko
irytującej rodziny i przenieść się do Wrocławia, by tam podjąć
studia i pracę w antykwariacie na wydziale polonistyki. Trafia przy
tym do wyjątkowej stancji na ulicy Lipowej, czyli do przedziwnej
kamienicy z wieżyczką, która mogła z
powodzeniem występować w horrorach klasy średniej. I to bez
charakteryzacji (s.22).
I tak zamieszkuje z wydającymi się pączkować identycznymi
starszymi paniami o dziwnych przyzwyczajeniach oraz z wojowniczą
papugą nie gardzącą wafelkami maści wszelakiej. Na domiar złego
wbrew woli Salki wkrótce dołącza do niej uwielbiany przez rodziców
brat Niedaś, a jej jedyny do tej pory sojusznik w familii, czyli
babcia, poznawszy jej nowy adres nie chce z nią więcej rozmawiać.
Jednak dziewczyny z długimi blond włosami we Wrocławiu mają
jeszcze gorzej – bo napada je dziwny młody człowiek, w celu nie
innym jak szybkie pozbawienie ich życia, a gdy wychodzi na jaw, że
agresor do złudzenia przypomina Niedasia, a także usiłuje utopić
w rzece Salkę, ta postanawia wziąć sprawy we własne ręce i wraz
z absztyfikantem Bartkiem oraz gospodyniami swojej stancji rozwiązać
zagadkę dziwnego zachowania brata. A ma ona sporo wspólnego z
wojenną historią miasta i grecką mitologią.
Ci, którzy znają już Martę Kisiel,
wiedzą, że przy lekturze jej utworów nie należy jeść ani pić –
w dowolnym momencie można bowiem parsknąć ze śmiechu tak
intensywnie, że nie odratuje się już trzymanej w ręku książki.
Podobnie jest tym razem – absurdalne poczucie humoru i umiejętność
ośmieszania każdego aspektu naszej codzienności, tu szczególnie
życia rodzinnego, sprawią, że spędzicie z tą powieścią wiele
zabawnych i relaksujących chwil. Wszystkie postaci są dość
wyraziście scharakteryzowane i dają się lubić, a fabuła jest
wokół nich bardzo zgrabnie obudowana, nawiązując do wydarzeń z
czasów drugiej wojny światowej. Komedia łączy się tu wyjątkowo
zgrabnie z tragedią, zapewniając kilka godzin niezłej rozrywki.
Jak zwykle rozbudowany i kwiecisty styl sprawia, że albo wskoczycie
w tę historię na główkę, albo też nie przebrniecie nawet przez
pierwszych kilka stron – ten znak rozpoznawczy autorki wywołuje
bowiem spore emocje czytelnicze, zarówno pozytywne jak i negatywne,
nigdy zaś obojętność. Co powiecie na takie sformułowanie: znak zapytania właśnie dorobił się gromadki energicznego potomstwa (s.83)?
Moim
zdaniem to jedna z lepszych powieści Marty Kisiel, choć trochę
słabsza od Toni,
ale jednocześnie najbardziej do niej podobna w podstawowym zamyśle,
czyli oparciu opowieści na dawnych wydarzeniach, które w połączeniu
z elementami nadprzyrodzonymi pociągają za sobą bardzo poważne
konsekwencje w teraźniejszości. Wprawdzie po tym, jak bohaterowie
dochodzą do sedna problemu i szukają konkretnego miejsca używając
starych map, robi się nieco mniej ciekawie, a niektóre postaci
(szczególnie matka i brat Salomei) są jednak ciut przerysowane, to
całość czyta się z ogromną przyjemnością. W moim przypadku
źródłem szczególnej radości były rzecz jasna żarty
polonistyczne – szczególnie wypowiedzi Bartka nawiązujące do
różnych słynnych polskich utworów romantycznych i nie tylko. A jeden z moich ulubionych cytatów to: chusteczek twoich niegodnam zakrwawiać (s. 313).
A
zatem nie ma lepszego przepisu na udane niedzielne popołudnie niż
drugie wydanie Nomen omen
– pieczeń z mitologii greckiej z sosem z historii Wrocławia,
upichconą starannie przez jedyną w swoim rodzaju Ałtorkę*,
której lekko absurdalne poczucie humoru doprowadza do łez ze
śmiechu lub też szewskiej pasji. A w którym obozie znajdziecie się
Wy?
*To nie błąd, tak o sobie mówi Marta
Kisiel i jej fani, którzy podchwycili ten żart.
Za
egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Uroboros.
Tytuł:
Nomen
Omen
Autor:
Marta
Kisiel
Wydawnictwo:
Uroboros
Rok
wydania:
2019 (wydanie II)
Po tym, co piszesz, najpierw poczułam do Mart Kisiel sympatię, ale jak wspomniałaś o tym stylu... to nie wiem, nie wiem... trudno mi powiedzieć, czy bym się z nim zaprzyjaźniła. Ale "chusteczek twoich niegodnam zakrwawiać" jest super, bez dwóch zdań ;))
OdpowiedzUsuńTrzeba samemu sprawdzić, czy ten styl się spodoba. Ale jeśli ktoś ma ochotę na coś lekkiego i rozrywkowego, powinno być ok.
UsuńWczoraj skończyłam ten tytuł i to było moje pierwsze spotkanie z Kisiel. Dla mnie osobiście to po prostu... "nic takiego". Sympatyczna, z dobrymi elementami, niby nie mam się do czego przyczepić, bo czytało się ją miło, ale ani nie śmiałam się w głos, ani nie byłam jakoś nadmiernie zaangażowana w fabułę. Mogłabym czytać więcej jej książek, ale jednocześnie nie jestem i raczej nie będę wielką fanką pani Kisiel.
OdpowiedzUsuńBo ta autorka celuje w odbiorcę, który ma ochotę raczej na relaks niż refleksję przy lekturze. I jeśli czytelnik się na to nastawi, będzie się zapewne dość dobrze bawić.
UsuńPotwierdzam, książka świetna nie tylko na udane niedzielne, ale każde popołudnie. :D
OdpowiedzUsuńJedna z trzech najlepszych - obok "Toni" i "Oczu urocznych".
UsuńWciąż do pani Kisiel jakoś się przekonać nie mogę. Może to byłoby dobre na początek?
OdpowiedzUsuńMogłoby być, także "Toń" i "Oczy uroczne" są niezłe. Ale z zastrzeżeniem, żebyś przeczytał najpierw jakąś próbkę, by sprawdzić, czy przypadnie Ci do gustu jej styl.
Usuń