Ponieważ Jay Kristoff oczarował mnie
swoją debiutancką serią, czyli Wojną Lotosową (recenzje tu:
Tancerze Burzy, Bratobójca, Głosząca Kres), postanowiłam
kontynuować przygodę z tym pisarzem i sięgnąć po jego kolejną
trylogię zatytułowaną Nibynoc. Tym razem
autor stworzył dość krwawą, choć momentami zabawną epic fantasy
wzorując się na takich twórcach jak Terry Pratchett, J.K. Rowling
czy Brandon Sanderson.
Główną bohaterką Nibynocy
jest Mia Corvere, która w wieku 10 lat traci całą rodzinę – jej
ojciec zostaje ścięty za zdradę, zaś matka z malutkim synkiem
wtrącona do więzienia zwanego Kamieniem Filozoficznym. Ona sama z
kolei, wywieziona z rezydencji do miasta ma być zabita, jednak w
niezwykłych okolicznościach udaje się jej dać drapaka. W
Bożogrobiu nie jest jednak łatwo przetrwać na ulicy, a w jej
głowie ciągle dźwięczą słowa matki: Nigdy się nie
wzdragaj. Nigdy się nie lękaj. I nigdy, przenigdy nie zapomnij
(s. 27). Dzięki niezbyt
szczęśliwemu zbiegowi okoliczności dziewczyna trafia pod opiekę
starego Mercurio, kapłana Czerwonego Kościoła wyznającego Niah,
Boginię Nocy, Naszą Panią od Błogosławionego Morderstwa. I jak
się można domyślić, zaczyna pobierać u niego nauki. Cały czas
towarzyszy jej przy tym przyjmujący formę kota stwór cienia, zwany
przez Mię Panem Życzliwym. Gdy protagonistka kończy 16 lat,
Mercurio wysyła ją w daleką podróż do głównej świątyni
bogini. I choć do tej pory dziewczynie nie było łatwo, dopiero tam
przekona się, co to znaczy na każdym kroku walczyć o przetrwanie i
zwycięstwo – tylko cztery osoby z 28 akolitów dostąpią
zaszczytu zostania Ostrzami, czyli zabójcami Czerwonego Kościoła.
I trzeba przyznać autorowi, że udało mu się tu stworzyć zabójczo
udaną odpowiedź na Hogwart.
W tej
serii Jay Kristoff z całą pewnością hołduje modzie na
antybohaterów – motywacje Mii są bowiem zdecydowanie negatywne, a
jej życiowe doświadczenia w żadnej mierze nie są przyjemne, choć
każde uczy ją, jak ujść cało i osiągać swoje cele w
niesprzyjającym środowisku. Jej charakter łagodzi
nieco tym, że dziewczyna stara się być lojalna wobec nielicznych
przyjaciół oraz próbuje zachować swoje współczucie. Ponadto
wyposaża ją w unikalne zdolności manipulowania cieniami, które
przychodzą w sukurs w najtrudniejszych momentach. Ja
zaczęłam trzymać kciuki za Mię już od pierwszego rozdziału i
chętnie przekonam się, jak sobie poradzi z kolejnymi wyzwaniami.
Obawiam się jednak, że pisarz może przesadzić w kwestii jej
umiejętności, choć dam mu szansę na ich wyjaśnienie.
projekty okładki Nibynocy autorstwa Jasona Chana
źródło: https://www.tor.com/2016/01/27/revealing-the-cover-for-jay-kristoffs-nevernight/dostęp 27.07.2018
Świat przedstawiony jest kolejnym mocnym
punktem Nibynocy – na niebie krążą trzy słońca,
przez co prawdziwa ciemność zapada tylko raz na dwa i pół roku.
Główną areną wydarzeń jest zaś miasto Bożogrobie, zbudowane na
ciele upadłego boga, a poszczególne rejony noszą nazwy od części
ciała: Serce, Kręgosłup czy Żebra. Istnieje rzecz jasna boski
panteon – Niah jest byłą żoną Aa, boga Światła, matką ich
czterech córek i syna. Ustrój przypomina nieco starożytny Rzym,
choć cywilizacja jest na etapie rozwoju zbliżonego do początku
naszego Odrodzenia. I tu właśnie widać inspiracje Brandonem
Sandersonem i jego podejściem do tworzenia światów od A do Z, przy
czym ten jest rzeczywiście oryginalny i wciąga jak wir od
pierwszych stron.
australijska okładka Nibynocy
źródło:
https://www.booktopia.com.au/ebooks/nevernight-the-nevernight-chronicle-book-1--jay-kristoff/prod9780008204013.html
dostęp 27.07.2018
Następnym
interesującym rozwiązaniem jest sposób prowadzenia narracji. Po
pierwsze, autor prowadzi dwie nitki wydarzeń – jedną, gdy Mia ma
6 lat, drugą zaś, gdy ma 10. Dzięki temu może zachować różne
istotne informacje dokładnie do momentu, gdy tego chce i całkowicie
nas nimi zaskoczyć. Ponadto jest dwóch narratorów – jeden
klasyczny wszechwiedzący, przedstawiający wydarzenia realistycznie
i dość brutalnie, oraz drugi (piszący kursywą), który na samym
początku informuje nas, że kochał główną bohaterkę i z tego
względu nieco łagodzi i upiększa niektóre wątki. Co więcej,
pojawiają się liczne komiczne przypisy na wzór Terry'ego
Pratchetta: możemy się z nich w zabawny sposób dowiedzieć sporo o
świecie przedstawionym, np. o geografii, bogach jak i ważnych
wydarzeniach z historii. Tu pojawia się w zasadzie trzeci narrator –
bard, zwracający się bezpośrednio do czytelnika i puszczający do
niego oko, komentujący wszystko bez ogródek. Zabieg ten pomaga też
rozluźnić śmiertelnie napiętą atmosferę głównego wątku,
którą dobrze pokazuje następujący cytat: Kiedy
wszystko jest krwią, krew to wszystko
(s. 151).
Nibynoc
nie zawodzi też pod względem fabuły i akcji, które są
poprowadzone interesująco i sprawnie. W porównaniu do poprzedniej
trylogii da się zauważyć, że pisarz znacznie poszerzył swój
warsztat, a póki co podjęcie ryzyka stworzenia własnego świata się opłaciło. W efekcie otrzymujemy bowiem wywołującą
ciarki na plecach, spływającą krwią opowieść o młodej adeptce
szkoły zabójców, która ma potencjał, by wstrząsnąć
podwalinami nie tylko Republiki, ale i całego świata. Jeżeli
chcecie przekonać się, czy umiejąca manipulować cieniami
antybohaterka Mia dokona upragnionej zemsty i jaką zapłaci za to
cenę, niezwłocznie bierzcie się za lekturę Nibynocy.
Ja tymczasem sięgam po drugi tom, czyli Bożogrobie.
Autor:
Jay Kristoff
Tytuł:
Nibynoc
Tytuł
oryginału: Nevernight
Tłumaczenie:
Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo:
Mag
Rok
wydania: 2017
Jak to jest, że wystarczy, iż wejdę na Twojego bloga, przeczytam jakąś Twoją recenzję i prawie z miejsca chcę poznać zrecenzowaną przez Ciebie książkę? To jest niesamowite! Jakim cudem Ty trafiasz na tyle wspaniałych tytułów?
OdpowiedzUsuńFabuła niezmiernie mnie zaciekawiła, także nie pozostaje mi nic innego, jak zapisać sobie tytuł książki, by móc w razie czego na nią zapolować. :)
Pozdrawiam!
DEMONICZNE KSIĄŻKI
Cieszę się, że trafiam w Twój gust :) A cała tajemnica polega chyba na tym, że robię staranną selekcję lektur :) Też pozdrawiam!
UsuńNa tę książkę zwróciłam uwagę jeszcze na długo przez "Tancerzami burzy" :D Przyznam, że okładka mnie skusiłam, ale wciąż jeszcze nie znalazłam czasu by ją przeczytać :D
OdpowiedzUsuńWydanie jest rzeczywiście przepiękne: twarda oprawa, czerwone brzegi stron i cudowna grafika na okładce. Ale jak widać z recenzji, treść też niczego sobie. Czyli warto mieć na półce!
Usuń"Woja lotosowa" też skradła moje serducho i właśnie się zastanawiałam nad tą serią autora. Oj, chyba moje postanowienie o ograniczeniu kupowania książek pójdzie się... ;)
OdpowiedzUsuńTa książka jest tak cudnie wydana, że na pewno będzie się pięknie prezentować na półce, i do tego zawartość naprawdę dobrze się czyta, więc chyba warto :)
UsuńUwielbiam Kristoffa za Wojnę Lotosową ⛩️ to wkrótce też chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie 💓
Jeśli go lubisz, to z całą pewnością warto, bo widać, że rozwinął tu swoje umiejętności pisarskie!
Usuń