Drugi
tom cyklu Jaya Kristoffa Wojna
lotosowa
zatytułowany Bratobójca
ponownie przenosi nas do wzorowanej na Japonii steampunkowej Shimy,
gdzie Yukiko i jej arashitora Buruu próbują odnaleźć swoje
miejsce w nowej rzeczywistości po śmierci shoguna Yoritomo.
Po
dramatycznym finale Tancerzy
burzy
(recenzja tu) uciekinierzy ze stolicy udają się do siedziby Kagé
w górach Ishii. Tam Yukiko stara się pozbierać po śmierci ojca,
jednak zamiast odpocząć czuje się tylko gorzej, ma coraz
intensywniejsze bóle głowy i zaczyna tracić kontrolę nad
Przenikaniem... Tymczasem w jednej z pułapek wokół obozu zostaje
znaleziona członkini Gildii z metalowymi odnogami na plecach, która
chce przyłączyć się do powstańców i informuje ich, że
rebeliantów w jej organizacji jest więcej. Jednakże nie wszyscy
Kagé
są chętni do przyjęcia w swoje szeregi Kina i jego koleżanki.
Okazuje
się także, że Hiro i Aisha wcale nie zginęli (ten pierwszy dostał
nawet od Gildii mechaniczne ramię) i aby zachować dotychczasową
dynastię już wkrótce zostaną małżeństwem. Z kolei Michi jest
gotowa na wszystko, by uwolnić swoją panią, jednak na razie jest
więźniarką we własnym pokoju. Iskierką nadziei staje się dla
niej niepozorna, opróżniająca nocne naczynia dziewczyna, która
jest potajemnym członkiem Kagé.
Nie mają jednak dużo czasu, bo przygotowania do ceremonii idą
pełną parą, a daimyo klanu Smoka, Lisa i Feniksa zostali już na
nią zaproszeni.
Nowymi bohaterami w tej
części jest nastoletnie rodzeństwo bez klanu, Hana i Yoshi, które
stara się przeżyć w miotanej konfliktem stolicy Shimy. Mają wiele
tajemnic, w tym jedną związaną z jednym z ostatnich żyjących w cesarstwie kotów, więc poznawanie ich dość dramatycznej historii
sprawi niejednemu czytelnikowi sporą przyjemność. Dziewczyna
pracuje w pałacu, ale chce zrobić w życiu znacznie więcej,
chłopak zaś jest gejem i wraz ze swoim partnerem postanawia zdobyć
pieniądze odbierając je miejscowej yakuzie – Dzieciom Skorpiona.
Ponieważ jednak żadne z nich nie ma zbyt dużego doświadczenia,
ich działania prędzej czy później mogą zakończyć się
straszliwą katastrofą...
O
ile poprzedni tom skupiał się przede wszystkim na Yukiko i jej
tygrysie gromu oraz zacieśnianiu się ich relacji, ten prowadzi
naraz kilka przeplatających się wątków: Hiro i Gildii, Kagé
w górach i w stolicy, oraz nowego wspomnianego w poprzednim akapicie
rodzeństwa. Z tego powodu Bratobójca
obfituje w wydarzenia, które nabierają coraz szybszego tempa, a
finał gna niczym rozpędzona lokomotywa. Do tego Jay Kristoff zaczął
stosować nową technikę, znaną czytelnikom m. in. Dana Browna –
kończy rozdziały w tak zatrważających momentach, że nie sposób
przestać czytać, po czym przechodzi do opowieści o innej postaci,
a do tego dopracował zwroty akcji i pokazywanie wydarzeń z nieco
innej perspektywy, niż się pierwotnie wydawało, emocji więc nie
zabraknie. Do tego jeżeli nie pamiętacie, co się działo w
poprzedniej części, książka przypomina kluczowe postaci i co się
z nimi stało we wstępie.
Rzecz jasna Yukiko i Buruu
dostają sporo miejsca antenowego – i choć ich wątek poszedł w
zupełnie nieoczekiwaną przeze mnie stronę, to bardzo podobało mi
się, że na naszych oczach rodzi się bohaterka, która się nie
poddaje i nie boi się improwizować w trudnych momentach, znacznie
rozwija swoje umiejętności, a przy tym umie znaleźć inne niż
wszyscy, pozytywne rozwiązania. Taki właśnie powinien być
protagonista w porządnym fantasy.
Pod
względem rozrywkowości książka zdobywa u mnie 10/10 punktów, a
autor mógłby z powodzeniem pisać scenariusze najbardziej
ekscytujących filmów akcji. Wszystko dzieje się jednak tak szybko,
że nie ma ani chwili na refleksję, a tymczasem robiąc krok wstecz
można na przykład zauważyć, że istotne wydarzenia dzieją się
tylko wokół głównych, nastoletnich bohaterów, a Shima powinna
przecież jakoś niezależnie od nich funkcjonować. Moim zdaniem
przywódca Kagé,
czyli Daichi zupełnie nie zdaje egzaminu w swojej roli, ponadto nie
dowiadujemy się też niczego o działaniach klanu Lisa. Jedynie
Gildia pokazuje pazurki – a raczej długie, ostre szpony. Ich
działania w niejednym wywołają ciarki... Miałam też nadzieję,
że poznamy historię tytułowego bratobójcy, pisarz jednak odłożył
wyjaśnienie tego wątku do trzeciego tomu. I mimo tych drobnych wad,
ta powieść tak wciąga, że nie mogę się już doczekać lektury
kolejnej części, czyli Głoszącej
kres (recenzja tu).
Ogólnie
rzecz biorąc, Bratobójca
to zacne, smakowicie naszpikowane scenami akcji fantasy, zgrabnie
wykorzystujące zarówno potencjał kultury japońskiej jak i
steampunka. W stosunku do pierwszego tomu jest tu zdecydowanie więcej
napięcia i niespodzianek. Tak więc wypieki na twarzy przy lekturze
gwarantowane! Życzę zatem, byście w trakcie czytania bawili się
równie dobrze, co ja.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Uroboros.
Autor:
Jay
Kristoff
Tytuł:
Bratobójca
Tytuł
oryginału: Kinslayer
Tłumaczenie:
Jakub Radzimiński
Wydawnictwo:
Uroboros
Rok
wydania:
2016
Pierwszy tom był świetny 💟💟 czekam na swój egzemplarz!
OdpowiedzUsuńDrugi ma trochę inny klimat, ale pędzi niczym rozpędzona lokomotywa! To czekam na Twoją opinię :)
UsuńKoniecznie muszę nadrobić tę serię :)
OdpowiedzUsuńTa seria to świetna zabawa!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej trylogii 😍 chce ją przeczytać
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję bez bicia, przeleciałam Twą recenzję bez czytania, bo nie chcę sobie zaspoilerować pierwszego tomu, ale czaję się na tę serię i mam nadzieję, że przez wakacje uda mi się ją przeczytać w całości:)
OdpowiedzUsuńKlimaty japońskie to w końcu moja broszka:)
Jeżeli tak, to koniecznie bierz się za lekturę, i daj znać, jak oceniasz cały cykl!
OdpowiedzUsuń