Tancerze burzy Jaya
Kristoffa to naszpikowany scenami akcji japoński steampunk z
elementami fantasy, który dostarcza całkiem niezłej rozrywki.
Miejscem wydarzeń jest rządzone przez dwudziestoletniego szoguna
Yorimoto wyspiarskie Cesarstwo Shimy, w którym najważniejszym
surowcem jest lotos – napędzający nowoczesne machiny, ale także
wyjaławiający ziemię uprawną. I właśnie ów władca pewnego
ranka życzy sobie, by upolować mu żywego mitycznego stwora zwanego
tygrysem gromu, bo miał wizję, że na jego grzbiecie ostatecznie
pokona gaijinów.
Zadanie zostaje powierzone łowczemu
Masaru Kitsune, czyli ojcu głównej bohaterki, szesnastoletniej
Yukiko. Problem leży w tym, że na zatrutym spalinami lotosu
czerwonym niebie od dawna nie widziano już żadnej legendarnej
bestii. Mimo tego garstka samurajów na pokładzie latającego statku
Dziecię Gromu wyrusza na poszukiwania. Dołącza do
nich także Konstruktor, członek Gildii Lotosu skrywający się we
wszechstronnym mechanicznym kombinezonie. Razem udają się nad góry
Iishi, wprost w największą burzę, jaką kiedykolwiek widzieli. I,
ku zdumieniu wszystkich, odnajdują legendarną arashitorę i po
trudnej walce zamykają ją w klatce na pokładzie. Jednak statek
doznał tak poważnych uszkodzeń w czasie nawałnicy, że nagle
staje w płomieniach...
Świat przedstawiony to istny samograj –
szogunat z kodeksem bushido, w którym oprócz czterech szlachetnych
klanów Lisa, Feniksa, Tygrysa i Smoka ogromną rolę odgrywa sprytna
i pieczołowicie pilnująca swoich tajemnic Gildia Lotosu, składająca
się z pomysłowych konstruktorów, twórców między innymi radia,
katan łańcuchowych czy spalinowych miotaczy żelaza. Jak w każdym
porządnym fantasy kraina stoi na progu wielkich zmian – kończą
się ziemie uprawne, wyginęła większość zwierząt, w miastach
nie da się normalnie oddychać, a wojna z gaijinami przeciąga się
w nieskończoność. Do tego pisarz dokłada legendy o założeniu
cesarstwa i historie o jego bogach oraz demonach, a przede wszystkim
opowieści o tancerzach burzy. Trzeba autorowi przyznać, że aspekt
budowania uniwersum powieści bardzo mu się udał. W utworze
występuje nawet poezja haiku, a dla
niezorientowanych w kulturze japońskiej przygotowany został
specjalny słowniczek pojęć znajdujący się na końcu książki –
o broni i strojach, a także o religii i najważniejszych pojęciach
w Shimie.
Co do bohaterów – na pierwszym planie
znajduje się szesnastoletnia Yukiko, która, jak na nastolatkę
przystało, nieustannie kwestionuje postawę ojca, początkowo nie
rozumiejąc przyczyn jego postępowania. Do tego posiada niezwykły
dar, rzecz jasna nie zdradzę tu jaki, przekonajcie się sami. Jednak
gdy los rzuca ją samotnie w obce góry, musi wziąć się w garść
i zacząć podejmować samodzielne decyzje, które okażą się nie
lada wyzwaniem. Mamy tu oczywiście do czynienia z typowym wątkiem
przechodzenia w dorosłość, zrealizowanym w taki sposób, że
szybko polubiłam energiczną dziewczynę. Jest także wątek miłosny
– protagonistka ma dwóch zupełnie różnych od siebie adoratorów,
a każdy z nich ma do odegrania istotną rolę w wydarzeniach. Przy
czym autor wiarygodnie buduje motywację każdej obecnej tu postaci
oraz zgrabnie używa mowy pozornie zależnej, by pokazać ich myśli,
dzięki czemu łatwo ich wszystkich zrozumieć. Ponadto relacje
między nimi są dynamiczne i realistycznie oddane, czasem wręcz
wzruszające, a także mają spory wpływ na fabułę.
(Oto oryginalne okładki serii,
źródło: http://www.fantastyka.pl/informacje/pokaz/1796, dostęp dnia 05.05.2018)
Nie obyło się jednak bez drobnych
zgrzytów – na stronie 283 występują np. gotyckie wzory, które w
tym uniwersum nie mają racji bytu, a od czasu do czasu autora
całkowicie ponosi fantazja i używa środków stylistycznych, które
moim zdaniem są przekombinowane i z tego powodu nie pasują do
lekkości całej czysto przygodowej opowieści. Oto kilka przykładów:
Olbrzymie, poczerniałe szeregi kominów rafinerii na południu
wyrzucały w niebo smród i brud niczym czarne palce tłustego odoru
i kwaśnego smaku, które wnikały w gardła wezbranego tłumu
(s.39). W tłumie widoczne były szkarłatne tuniki jin-haori
żołnierzy miejskich – niczym czerwone rekiny poszukujące
broczącego krwią mięsa (s.43). Mimo gasnącego światła
dnia upał był niczym kołdra, jak żywa istota przygniatająca
mizerne pałacowe ogrody lepkim ołowianym ciężarem i oblewająca
ciała lśniącym potem (s.239).
Z drugiej strony wszystkie opisy są
bardzo plastyczne oraz zawierają sporo detali, wliczając w to nawet
zapachy, więc łatwo wyobrazić sobie wszystko, co chce przekazać
nam autor. Poza tym zastanawia mnie, czemu tak zaawansowana
technologicznie Gildia nie przejęła jeszcze władzy w Shimie, ale
czuję, że będą próbowali to zrobić w kolejnych tomach.
Podsumowując, Tancerze burzy
to znakomita propozycja dla każdego miłośnika dynamicznej fantasy,
kultury japońskiej oraz steampunka. Osobiście dawno się tak dobrze
nie bawiłam i nie zrelaksowałam w trakcie lektury. I z
przyjemnością sięgnę po kolejny tom cyklu Wojna lotosowa
zatytułowany Bratobójca (recenzja tu).
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
wydawnictwu Uroboros.
Tytuł:
Tancerze burzy
Autor:
Jay Kristoff
Wydawnictwo:
Uroboros
Rok
wydania:
2018 (wydanie II)
Mój brat czytał tę książkę już jakiś czas temu, ale mnie jakoś do tego nie ciągnęło - to chyba ze względu na Japonię i steampunk, które niespecjalnie mnie kręcą. Ale chyba nadrobię tę serię, skoro Uroboros ma zamiar wydać całość :)
OdpowiedzUsuńTak, już w czerwcu wychodzi ostatni tom, a seria jest bardzo przyjemna w czytaniu, więc chyba warto się z nią zapoznać.
UsuńMoja ukochana książka 💕 uwielbiam tę historię. Cały ten steampunkowy klimat i więź między Yukiko a Arashitorą była piękna 💓 nie mogę się doczekać przeczytania kontynuacji. Dla mnie to 10/10.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Zgadzam się w pełni, bohaterowie i więzi między nimi to najlepsza część utworu.
UsuńBiorę w ciemno! Co prawda do motywów japońskich w fantastyce podchodzę z dużą dozą ostrożności, bo niektórzy pisarze potrafią je tak strasznie zniekształcić i odrzeć z wszystkiego, co w nich japońskie, że aż serce się kraje, ale tutaj dochodzi do wszystkiego steampunk, a taki miks musi być dobry:)
OdpowiedzUsuńOj tak, to zdecydowanie udane połączenie, bez specjalnych zniekształceń, a tym samym przyjemna lektura! Miłego czytania!
OdpowiedzUsuń