Douglas Adams to jedyny
twórca, który zdołał napisać, jak sam ją nazwał, trylogię
w pięciu tomach – humorystyczne science fiction Autostopem
przez Galaktykę. Teraz mamy okazję zapoznać się z drugą i
trzecią częścią tego cyklu, wydaną poręcznie w jednym
woluminie, a zatytułowaną Restauracja na końcu wszechświata
oraz Życie, wszechświat i cała reszta.
Fanów pierwszej części
ucieszy zapewne fakt, że pisarz kontynuuje opowieść o losach
dotychczasowych bohaterów – jest zatem dwoje Ziemian (zwanych
czasem Ziemiakami) Artur Dent, nadal w kapciach i szlafroku, oraz
matematyczka i astrofizyczka Trillian, występują też: dwugłowy i
trzyręki były prezydent Galaktyki Zaphod Beeblebrox oraz jego
niezwykły statek z napędem nieprawdopodobieństwa Serce ze
Złota, depresyjny robot Marvin, a także Ford Prefect,
przyjaciel Artura i jeden z badaczy zbierających materiały do
Autostopem. Świat poznał już odpowiedź: 42, ale nadal nie
wiadomo, jak brzmi pytanie i jaki jest sens życia. A że nie wszyscy
zyskają na jego odkryciu, pewien dość przeciętny psychiatra
Halfrunt wynajmuje Vogonów, by zniszczyli Serce ze złota
wraz z pasażerami. Niestety, z winy Artura komputer pokładowy jest
zajęty myśleniem, jak zrobić ziemską herbatę, więc nie
uruchamia systemów obronnych, jedyną nadzieją na ratunek pozostaje
zatem seans spirytystyczny i wezwanie przodków Beeblebroxa. I gdy
ostatecznobójcze armaty fotodemolacyjne o sile 30
meganiszczojednostek trafiają w statek, ten znika gdzieś w czasie i
przestrzeni, rozdzielając załogę po wielu zakątkach wszechświata,
skąd muszą zacząć wypełniać zleconą im misję – znaleźć
kogoś lub coś, co decyduje o losach Galaktyki.
W trakcie wykonywania
zadania bohaterowie trafiają w przeróżne miejsca – od biurowca
wydawcy Autostopem przez Galaktykę, przez koncert grupy
Strefa Zniszczenia, aż do niezwykłej tytułowej restauracji na
końcu wszechświata. A jaka tajemnica kryje się za tą nazwą,
przekonajcie się sami w trakcie lektury. Wszystkie opisane tu
lokacje pokazują
niezwykłą wyobraźnię i zarazem poczucie humoru autora, z jednej
strony wydaje się, że nic tu się nie dzieje na serio, jednak
zagrożenia, na które napotykają bohaterowie wywołują w
czytelniku prawdziwy strach o to, co się z nimi stanie. Największą
zaletą tej książki jest to, że mimo komizmu opartego przede
wszystkim na absurdzie i wyolbrzymieniach, fabuła prowadzona jest w
logiczny i spójny sposób, z wieloma zaskakującymi i zabawnymi
zwrotami akcji. A żartobliwe opisy różnych planet, społeczeństw,
systemów myślenia czy sytuacji niejednokrotnie skłaniają do
głębszej refleksji, jak robi to dobre science fiction. Autor nie
pozostawia suchej nitki na wielu dziedzinach nauki – w tym filozofii,
socjologii i oczywiście lingwistyce, co sprawiło mi niekłamaną
przyjemność.
Życie, wszechświat i
cała reszta opowiada o
dramatycznych wydarzeniach wojen krikkitowych (tak, zgadliście, że
mają coś wspólnego z ziemskim krykietem), których nadejście
zapowiadają pojawiające się co i raz to w innych miejscach białe
roboty, które sprawiały wrażenie, skończonego
ucieleśnienia klinicznie czystego zła (s.481).
Ich lud w wolnym czasie zajmuje się m.in. śpiewaniem pieśni o
likwidacji wszelkich form życia i jest zamknięty w powłoce
spowolnionego czasu, którą może otworzyć tylko klucz wikittowy,
czyli symbol Galaktyki. A ponieważ tak się składa, że został
rozdzielony i ukryty, groźne istoty zawzięcie próbują go znaleźć,
a nikt inny w uniwersum nie ma pojęcia, co robią... Autor w jedyny
w swoim rodzaju sposób buduje historię na znanym z fantasy
schemacie szukania i składania artefaktu, a do tego sprawia, że ma
to sens w zaawansowanym technologicznie świecie. Prawdziwym
majstersztykiem jest tu pomysł na napęd bistromatyczny, w którym
wyposażony jest statek Slartibarfasta, jednego z bohaterów tego
tomu. Dowiecie się tu również, czym jest pole NTP (Nie Twój
Problem), kamrecz (kampania na rzecz realnego czasu) i co robi
nieśmiertelny Wowbagger Nieskończenie Przedłużony, gdy nie może
sobie poradzić z niedzielnymi popołudniami.
Należy sformułować
w tym miejscu zasadnicze twierdzenie: historia Autostopem przez
Galaktykę jest historią pełną idealizmu, walki, rozpaczy,
namiętności, sukcesów, pomyłek i niesamowicie długich przerw
obiadowych. (s.558) Jak na
ironię, ten cytat (z wyjątkiem przerw) jest trafnym posumowaniem
tego tomu. Poznajemy
tu oczywiście kolejne zabawne fragmenty popularnego poradnika, a
pisarz sprawnie
wykorzystuje wzorce znane z science fiction i fantasy, żartobliwie
podsumowując absurdy współczesnych społeczeństw, od wyznawanych
przez nie wartości do sposobów, w jaki spędzają wolny czas i
nadają życiu sens. Dzięki temu od pierwszej do ostatniej strony
miałam uśmiech na twarzy.
Warto
też powiedzieć kilka słów o samym autorze, Douglasie Adamsie
(1952-2001), który miał kilka interesujących zajęć: oprócz
bycia dziennikarzem w radiu, w 1974 roku pisał skecze dla Latającego
Cyrku Montyhy'ego Pythona, przez
chwilę nawet w nim występował, a potem (1978-1983) był również
scenarzystą kilku odcinków Doktora Who,
co oczywiście znakomicie wiąże się z jego stylem poczucia humoru
i znajomością konwencji science-fiction. Białe roboty przypominają
nieco Daleków, a styl prowadzenia przygód bohaterów wspomniany
powyżej serial. Pisarz był także zagorzałym ekologiem, co dość
wyraźnie widać w opisach niektórych bezmyślnie zniszczonych,
pokrytych śmieciami planet. Recz jasna, podobnie jak pierwszy tom, i
omawiane tu dwa były emitowane w BBC w formie słuchowiska radiowego
w odcinkach.
Mimo
że od pierwszego wydania angielskiego tych dwóch tytułów minęło
już prawie 40 lat (ukazały się odpowiednio w 1980 i 1982 roku),
poczucie humoru i opisywane tu problemy nie straciły nic a nic na
aktualności. Nasze społeczeństwo nadal jest oddane
konsumpcjonizmowi, opiera się na nie zawsze sensownych zasadach, ale
także szuka sensu życia i powodów, by się z samych siebie
pośmiać. Przez tyle lat żadnemu innemu pisarzowi nie udało się
stworzyć książki choćby odrobinę zbliżonej do serii Autostopem,
która w tak zabawny, inteligentny sposób pokazywałaby prawdę o
współczesnym człowieku i oparach otaczającego nas zewsząd
absurdu.
Warto
dodać tę książkę do swojej biblioteczki nie tylko z uwagi na to,
że jest klasyczną, unikatową pozycją, którą każdy fan
science fiction znać powinien, ale także ze względu na jej
wyjątkowo inteligentne poczucie humoru doprawione nutką absurdu. To
wydanie, w twardej okładce i z obwolutą oraz świetnie pasującymi
do treści rysunkami Janusza Kapusty będzie się elegancko
prezentowało na każdej półce. Można je przeczytać zarówno dla
czystej rozrywki, jak i potraktować nieco poważniej, jako powód do
refleksji. Na co macie akurat ochotę! Rzecz jasna najlepiej z
ręcznikiem pod ręką, a
żinsto nikem
w dłoni.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Tytuł:
Restauracja na końcu wszechświata; Życie, wszechświat i cała
reszta
Tytuł
oryginału: The Restaurant at the End of the
Universe; Life, the Universe and Everything
Autor:
Douglas Adams
Tłumaczenie:
Paweł Wieczorek
Ilustracje:
Janusz Kapusta
Rok
wydania: 2017
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Przyznaję, że zachęciłoby mnie to do przeczytania.... gdyby nie było dawno przeczytane ;)
OdpowiedzUsuńWiadomo, klasyka ;)
OdpowiedzUsuńFajna recka. Facet stworzył fenomenalne uniwersum absurdów, chociaż nie umiem oprzeć się wrażeniu, że w tomie I-szym pisał z większą pewnością siebie i miał jasno nakreślony cel fabularny, w II-im się to nieco rozmiękczyło i czasami miałem wrażenie, że postacie same nie wiedzą po co są ;)
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami,
Jared z LC ;)
To idzie falami - pierwszy, a potem trzeci tom są bardziej spójne fabularnie niż drugi. Ale wszystkie warto przeczytać, to absolutne unikaty fantastyczne :) I dziękuję za komplement :)
Usuń