W
mocy wichru,
trzeci tom cyklu Agnieszki Hałas Teatr
węży,
zdecydowanie nie jest tym, czego od niego oczekiwałam. A powody wyjaśniam oczywiście w niniejszej recenzji,
prezentując przy okazji podsumowanie całej serii. (Tu znajdziecie recenzje pierwszej i drugiej części.)
Prolog jak zwykle wprowadza wiedzę
dotyczącą historii świata przedstawionego i tym razem przybliża
nam sylwetki wybrańców Eresha oraz naturę Skazy. Sama fabuła zaś
wita nas w Eume, jednym z pięciu miast nad Zatoką Snów, w którym
tajemniczy sprawca w bestialski sposób morduje prostytutki. Brune
udaje się zaś do miejsca, gdzie mieszkali niegdyś jego rodzice, by
uzupełnić luki w pamięci. Spokój zakłócają mu agenci Doliny
Rdzy urządzający polowanie na agentów Doliny Popiołów. A
wszystko dlatego, że w tej pierwszej nastąpił przewrót, co ma
również wpływ na losy Marshii – jej dotychczasowy przełożony
Charooz postanowiła ją bowiem sprzedać. Kuta na cztery nogi Żmijka
przygotowała sobie jednak drogę wyjścia z cyrografu – formę
pojedynku magicznego, którą postanawia teraz wykorzystać. Angażuje
więc w przygotowania Brune i Anavri, choć ta ostatnia opiera się
wszystkimi siłami przed rozwijaniem nadprzyrodzonych umiejętności.
Z tej przyczyny trafia finalnie na naukę do Krzyczącego w
Ciemności, który stara się przekonać ją, że czarna magia to nie
tylko przekleństwo. Gdy zamieszkują razem w enklawie Żmija,
stopniowo zaczynają coraz bardziej zbliżać się do siebie...
Tymczasem zarówno demony jak i srebrni nie próżnują i już
wkrótce wszyscy bohaterowie znajdą się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. A przecież Brune nie pamięta swoich starych
wrogów, oni zaś wykorzystują to, by przygotować okrutną zemstę.