12 maja 2018

Panny Stern w opałach

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Toń dostępna w sprzedaży od 23 maja 2018

Toń Marty Kisiel to, jak zwykle w przypadku tej pisarki, urban fantasy zawierające elementy humorystyczne, tym razem wzbogacone o kilka zagadek związanych z historią Wrocławia. Ale, czy jak wieść gminna niesie, jest to najlepsza książka Ałtorki*? Właśnie na to pytanie postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.

Cały ambaras zaczyna się w momencie, gdy kieszonkowa seksbomba Dżusi Stern na prośbę ciotki wraca po trzyletniej nieobecności do Wrocławia, by tam zaopiekować się mieszkaniem i wspomóc starszą siostrę, pedantyczną bibliotekarkę Eleonorę. I niestety zaprasza do środka bardzo urokliwego antykwariusza, który twierdzi, że znalazł pewien przedmiot dla jej nieobecnej krewnej i w zamian miał coś od niej odebrać. Blond piękność łamie tym samym obowiązującą w rodzinie zasadę trzech nigdy: nikogo nie wpuszczać do mieszkania, nie zostawiać go pustego i nie wspominać, co się stało z rodzicami. Gdy Eleonora robi jej z tego powodu wyrzuty, w gorącej wodzie kąpana Dżusi rozpoczyna poszukiwania, co kończy się śmiercią zbyt gadatliwego antykwariusza, a także spontaniczną kradzieżą pewnego nietypowego zegarka, który odegra w dalszych wydarzeniach dość istotną rolę. Gdy wraca ciotka, siostry muszą się zmierzyć nie tylko z jej gniewem, ale także nachodzącym je codziennie zegarmistrzem Gerdem. Pragną też dowiedzieć się, jak zaginęli ich rodzice Ludwik i Irena Sternowie. Co ma z tym wspólnego stary zegar, półki pełne pudełek z notatkami sprzed lat i udający antykwariusza niezwykle groźny typ o melodyjnym imieniu Ramzes?

Toń to dobrze napisana powieść, bowiem po pierwsze zawiera galerię niezwykle barwnych i wyrazistych postaci, w tym komiczną Dżusi opisaną tak: Z jednej strony po ostatnich przejściach starała się uważać na każde słowo, żeby znowu czegoś nie schrzanić, z drugiej zaś ciągle odzywała się w niej choleryczna natura narwańca kąpanego nie tyle w gorącej wodzie, ile wręcz we wrzątku (s.279). Występują też bohaterowie bardziej poważni, na przykład Eleonora, o której Ałtorka pisze w następujący sposób: Pamiętała wszystkie czytelnicze twarze, nazwiska i zbrodnie przeciwko konkretnym książkom. Jeśli dodać do tego absolutnego świra na punkcie punktualności, symetrii i porządku, Eleonora Stern była bibliotekarzem z piekła rodem (s.34). I wreszcie pojawiają się także bohaterowie tragiczni – na przykład ciotka Klara (nie zdradzę za wiele na jej temat, by nie psuć zaskoczenia przy odkrywania jej sekretów), którą inni widzą tak: A potem spojrzał prosto w oczy Klary Stern i ujrzał w nich coś takiego, od czego zjeżyły mu się włosy. Jak gdyby zawędrowała pod same bramy piekła, po czym wróciła (s.93). Jak widać po powyższych cytatach, każda postać została przez pisarkę dość starannie przemyślana i scharakteryzowana, a co za tym idzie ma indywidualną, zazwyczaj silną motywację do działania. Dlatego też ich interakcje kończą się często mini wybuchem wulkanu, co może zapewnić solidną dawkę czytelniczych emocji. Dialogi bywają tu istną burzą z piorunami!

 

Po drugie, to zdecydowanie najciekawsza i najlepiej zrealizowana fabuła, która wyszła spod pióra Marty Kisiel. Jak zwykle wszystko zaczyna się zabawnie, ale w miarę rozwoju wydarzeń akcja tym razem już pełnoprawnej powieści przyspiesza i staje się coraz poważniejsza. Na tyle, że zaczynają pojawiać się trupy... Oprócz elementów fantastycznych istotną rolę odgrywają tu też fragmenty historii Wrocławia, bohaterowie muszą się więc postarać i przeprowadzić w tej sprawie mini śledztwo. Do tego pisarka zastosowała dość ciekawą technikę – czytelnik zyskuje informacje na temat rozwoju sytuacji nie od narratora, ale głównie z dialogów postaci. Występuje oczywiście narrator wszechwiedzący, ale zazwyczaj opisuje otoczenie czy wygląd i zachowanie poszczególnych osób, a tylko od czasu do czasu komentuje sytuację, np.: Obie miały trochę racji - a trochę nie (s.99). Myśli bohaterów prezentuje za pomocą mowy pozornie zależnej, dostosowując stylistykę do każdego z nich. Zaś najważniejszą nowością w warstwie językowej jest to, że w porównaniu do poprzednich utworów stała się ona bardziej neutralna, dzięki czemu nawet ci czytelnicy, którzy do tej pory nie przepadali za stylem Marty Kisiel, mogliby sięgnąć po tę pozycję. Biorąc to wszystko pod uwagę, w stosunku do poprzednich utworów widać zatem spory progres literacki.

Jedynym dysonansem może być połączenie prawie nieustannie zabawnego stylu z dość poważnym głównym wątkiem, jednak czym byłaby Ałtorka bez swojego kwiecistego języka i z czego byśmy się śmiali? Przecież taka właśnie jest popkultura: łączy pozornie sprzeczne elementy, by zapewnić nam rozrywkę. A tak się składa, że Marta Kisiel dostarcza nam obfitość tejże w swojej najlepszej powieści Toń, którą polecam zaserwować sobie na balkonie w najbliższy weekend.

* Nie, to nie jest błąd, sama Marta Kisiel tak o sobie mówi, podobnie jak jej fani.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Uroboros.

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Toń
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2018

6 komentarzy:

  1. Chcę to przeczytać 😍 przepraszam, że tak krótko, ale nic więcej nie mam do dodania 😘
    Pozdrawiam serdecznie,
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. No i masz Ci los, namieszałaś mi. :P w sensie nie wiem teraz czy się z resztą książek Marty Kisiel polubimy czy niezbyt. To, że "Toń" jest inna od reszty to wiem. Martwi mnie jednak podkreślanie w wielu opiniach, że "jeśli się wcześniejsze nie spodobały to ta się może spodobać!" - boję się trochę, że zadziała ta zasada, ale z odwrotnym kierubkiem... Skoro mi się "Toń" spodobała to reszta już niekoniecznie podejdzie... :P zwłaszcza, że zdanie "(...) najciekawsza i najlepiej zrealizowana fabuła (...)" też nie napawa optymizmem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O książkach Marty Kisiel musisz wiedzieć jedno: mają bardzo charakterystyczny styl, który nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Jest kwiecisty i ironiczny, przez co narrator co chwilę komentuje rzeczywistość (też tę pozaksiążkową!). Dodatkowo poprzednie książki mają zdecydowanie dużo luźniejsze fabuły (po szczegóły zachęcam do zerknięcia na moje wcześniejsze recenzje tych utworów), ale w sumie to wszystko kwestia gustu i wymagań osoby czytającej.

      Usuń
    2. Wymagań to ja właśnie dużych nie mam co do literatury współczesnej, mam wysoki próg tolerancji na niesklejające się fakty oraz jestem w stanie wybaczyć luźne podejście do wielu rzeczy, jeśli tylko ogół książki jest mnie w stanie wciągnąć. ;) Ale to chyba po prostu kolejny z tych jednocześnie przeze mnie znienawidzonych i ulubionych przypadków, w których dopóki sam nie przeczytam, to się nie przekonam.

      Usuń
  3. W takim razie musisz sprawdzić organoleptycznie, czy ci się spodoba. Ogólnie jest raczej lekko i rozrywkowo, z dość oryginalnymi postaciami. No i tym jedynym w swoim rodzaju stylem.

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.