RECENZJA
PRZEDPREMIEROWA
Spętani
przeznaczeniem dostępni w sprzedaży od 23 maja 2018
Na
kontynuację Naznaczonych śmiercią Veronica Roth
kazała nam czekać ponad rok. W pierwszym tomie zaprezentowała
niezwykły świat przestawiony, w którym przenikający wszystko nurt
obdarzał wybrane osoby szczególnymi zdolnościami. I tak Cyra,
dysponująca wywołującymi ból cieniami nurtu spotkała Akosa –
jedynego chłopaka, który potrafi stłumić każdą nadprzyrodzoną
umiejętność. Niczym Romeo i Julia pochodzą jednak z
nienawidzących się ludów – podróżujących po kosmosie Shotet i
osadniczych Thuvhe, które dzielą jedną planetę i pogrążają się
w coraz większym konflikcie... Drugi i zarazem ostatni tom tej
serii, zatytułowany Spętani przeznaczeniem kontynuuje
tę unikalną historię. Przekonajmy się więc, czy autorka
wynagradza nam czas oczekiwania na tę lekturę?
Eijeh
i Ryzek zostają zamknięci w celach na statku kosmicznym, jednak
spokój nie trwa długo, bo Isae postanawia rozprawić się z drugim
z nich po swojemu, co kończy się wsadzeniem jej i Cisi do kapsuły
ratunkowej i odesłaniem ich do Siedziby Zgromadzenia. Na miejscu
dołącza do nich stary znajomy pani kanclerz o imieniu Ast, który
najwyraźniej pragnie wpływać na jej decyzje, przez co on i Cisi z
miejsca zostają wrogami. Statek z Cyrą i resztą bohaterów
dolatuje zaś do Ogry, gdzie przez dłuższy czas gromadzili się
przeciwnicy jej ojca. I właśnie tam dościga ją ultimatum kanclerz
Isae – bezwarunkowa kapitulacja Shotet albo bezpardonowa wojna.
Pojawia się jednak kolejny problem – Lazmet Noavek żyje i wraca
na arenę, pragnąc znów przejąc kontrolę nad całym wędrownym
ludem. Na dodatek wyrocznia z Ogry wzywa do siebie Cyrę i Akosa i
mówi im coś, co każe im całkowicie inaczej spojrzeć na siebie i
swoje losy...
Ci,
którzy lubią wątki miłosne, nie będą zawiedzeni – mamy bowiem
okazję obserwować historię perypetii sercowych Cisi (i nie zdradzę
kogo), a także rozlicznych problemów, które pojawiają się między
nerwową Cyrą i czasem nieco zbyt potulnym Akosem. Zaś nowym
elementem w tym tomie jest narracja pierwszoosobowa prowadzona przez
wspomnianą już Cisi, ale także Eijeha, dzięki czemu poznajemy
sytuację z ich punktu widzenia i możemy przebywać w wielu
miejscach naraz. Eijeh dostaje zresztą interesujący motyw – po
wymianie wspomnień z Ryzekiem zaczyna bowiem mówić o sobie my, nie
tracąc przy tym daru wyroczni... Przed wszystkimi bohaterami staje
zatem trudne zadanie – nie tylko odnaleźć swoje miejsce w nowej
sytuacji, ale też powstrzymać wojnę, która przy dostępnej
technologii pocisków antynurtowych może zetrzeć w proch oba
narody...
Lubię
od czasu do czasu sięgnąć po literaturę młodzieżową, bo
sprawia mi przyjemność obserwowanie, jak młodzi ludzie nabierają
pewności siebie i kształtują swoją osobowość, niejednokrotnie
przeradzając się w wybitne jednostki. I jak potrafią przywrócić
sens zatraconym przez starsze pokolenia ideałom. Tu spodziewałam
się szczególnie tego, że młodzi zbuntują się przeciwko
ogłoszonym dla nich losom i pokażą wszystkim, że to oni sami
wybiorą swoją ścieżkę. Że książka doda kamyczek do dyskusji o
przeznaczeniu. Niestety, nic takiego się nie następuje, do tego
rozwój bohaterów jest minimalny i raczej tylko reagują na
wydarzenia, zamiast je aranżować. Owszem, prawie każdy z nich
dostaje swoją odrębną scenę kulminacyjną, w której wykorzystuje
swój dar w wyjątkowy sposób (ten element jest zdecydowanie na
plus), ale w mojej ocenie był tu potencjał na znacznie więcej,
także w zakresie budowania napięcia i wywoływania emocji u
odbiorcy.
Sama
fabuła jest zaś poszarpana, postaci przemieszczają się po
uniwersum nie porozumiewając się między sobą i do tego wybierają
najprostsze rozwiązania – typu zabić. W Zgromadzeniu jest aż
dziewięć planet – i jest jego przewodniczący, który przecież
wyrzeka się imienia i nazwiska, by reprezentować interesy
wszystkich po równo. Jak to więc możliwe, że pozwalają swojemu
członkowi – Isae na podjęcie drastycznych kroków w wojnie
domowej? Czemu polityka kończy się na kilku bezowocnych rozmowach,
a posiadający wyrocznie, czyli widzący przyszłość Thuvhe
pozwalają na taki rozwój wydarzeń? Jedną z odpowiedzi jest
oczywiście to, że tylko bohaterowie znani przez czytelnika mają
realny wpływ na rozwój opowieści i był to celowy zabieg autorki.
I o ile sprawdził się w poprzednim tomie przy ekspozycji, to w tym,
gdy orientujemy się już dość dobrze w świecie przedstawionym, a
postaci latają po kilku globach, w moich oczach nie zdaje już
egzaminu.
Kolejną
łyżką dziegciu jest język – z przykrością muszę stwierdzić,
że styl tłumaczenia zupełnie nie przypadł mi do gustu. Dziwny
szyk wyrazów w wielu zdaniach, rozliczne niezgrabnie brzmiące
fragmenty, w których jestem w stanie bez trudu zrekonstruować
angielski oryginał, i sztuczne dialogi w znacznej mierze zredukowały
moją radość z czytania.
I
mimo że moja głodna wyobraźnia lubi uniwersa wymyślane przez
Veronikę Roth – zarówno to z Niezgodnej jak i z tej
powieści (pomysł na dary nurtu jest przecież znakomity), to sam
intrygujący świat i kilkoro przemieszczających się po nim
bohaterów z mocami raczej nie wystarczy, by mnie oczarować. Dlatego
też niestety mam wrażenie, że choć chciałam poznać dalsze losy
rodzin Kereseth i Noavek, to lektura Spętanych przeznaczeniem
ujawniła przede mną wszystkie najczarniejsze cienie nurtu i w
efekcie nie sprawiła oczekiwanej przyjemności. A jak było w Waszym
przypadku?
Za
egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Jaguar.
Autor:
Veronica Roth
Tytuł:
Spętani przeznaczeniem
Tytuł
oryginału: The Fates Divide
Tłumaczenie:
Michał Zacharzewski
Wydawnictwo:
Jaguar
Rok
wydania: 2018
Zaplątana fabuła;), zastanowię się jeszcze, czy to dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ech, ja po prostu popełniłam ten błąd, że miałam naprawdę wysokie oczekiwania i niestety książka ich nie spełniła.
Usuńpierwszy tom mnie zachwycił, a drugi jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:*
Pierwszy też mi się podobał - ach, jaki tam był potencjał fabularny... Daj koniecznie znać, jak oceniasz drugi tom! Też pozdrawiam :)
UsuńNie ukrywam, że Roth zawiodła mnie "Wierną", przez co jednocześnie zawiodła mnie całą trylogią "Niezgodna" i aż mnie boli w krzyżu, jak sobie pomyślę, jak wielki potencjał miała ta książka, a Roth to po prostu spartoliła. Ale okładki kuszą... I to bardzo. I cieszą pozytywne recenzje, więc chyba dam jej drugą szansę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Coś jest u Roth na rzeczy z tym niewykorzystanym potencjałem... Z jednej strony unikalne światy, czy udany koniec historii protagonistki "Niezgodnej", a z drugiej ma się wrażenie, że fabularnie mogło być dużo ciekawiej.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej ten język bolał. Będę musiała kiedyś spojrzeć na oryginał, bo być może to wina tłumacza. Niemniej zdecydowanie zniszczyło to doświadczenie :(
OdpowiedzUsuńDobry pomysł, bo pierwszy tom aż tak nie zgrzyta językowo (a na pewno miał na to wpływ fakt, że kto inny go tłumaczył).
UsuńNie sądzę, by książki przypadły mi do gustu. Zazwyczaj sięgam po inny rodzaj literatury. :)
OdpowiedzUsuńChyba lepiej nie zaczynać od nich przygody z fantastyką, ale wszystko jest kwestią literackiego gustu.
OdpowiedzUsuńInteresting post
OdpowiedzUsuńThanks :)
OdpowiedzUsuń