04 września 2021

[recenzja] „Dzieci Starych Bogów. Śmiech diabła” Agnieszki Mieli – Poszukując prawdy

Dzieci Starych Bogów. Śmiech diabła Agnieszki Mieli były na mojej liście książek do przeczytania już od jakiegoś czasu, a oryginalna okładka zachęcała do sprawdzenia, co się pod nią kryje. Byłam ogromnie ciekawa świata, w którym dominowali niegdyś Starzy Bogowie i ścieżek, którymi powędrują ich tytułowi potomkowie. Po lekturze nota bene drugiego wydania tej młodzieżowej powieści fantasy mam jednak mieszane uczucia – z jednej strony intrygowały mnie bowiem losy bohaterów i tajemnice Starych Bogów, a z drugiej dały w kość pewne wady związane ze skromną ekspozycją i epizodycznym sposobem prowadzenia fabuły. 

 


Opowieść zaczyna się, gdy dwunastoletni Bertram z rodu Arminów, Potomków Starych Bogów, zostaje wysłany przez swojego ojca Frithusa na misję zabicia jego starego wroga – Balora Rudego, by pomścić popełnione przez niego zniewagi. Po śmiertelnie wyczerpującej podroży chłopak zostaje znaleziony przez nieco młodszą od siebie dziewczynkę Wilgę, która zabiera go do rodzinnego domu Wartów, gdzie mieszka wiele innych przygarniętych dzieci. Następnie między wspomnianą tu dwójką szybko nawiązuje się silna nić porozumienia i niebawem zaczynają się traktować jak rodzeństwo. Od ich spotkania mija osiem lat, a tymczasem w kraju zachodzą poważne zmiany – stara wiara jest wypierana przez nową, a promują ją kapłani nowego boga – Loriemisthusa, skupieni w organizacji zwanej Karmazynowym Bractwem. Początkowo jedynie głoszą kazania, ale z czasem ich działania stają się coraz bardziej brutalne, a szczególny lęk budzą Czyści – rzadko występujące jednostki posiadające magiczne talenty. Powodem do obaw staje się także Oddział Psów, złożony z Frithusa Armina i jego ludzi, który pojawia się znienacka w oddalonych od siebie miejscach, by dokonać rzezi, a potem znika bez śladu. Pewnego dnia atakuje też dom Wartów pod nieobecność pana domu i jego Zielonej Kompanii, co powoduje dramatyczny rozłam wśród traktujących się dotąd jak rodzina bohaterów...

Zabawne, jak szybko wszystko potrafi się zmienić, kiedy na moment dasz się zbytnio ponieść emocjom. (s. 444)

Myślę, że protagoniści są mocną stroną tego utworu – wielu czytelniczkom spodoba się zapewne Wilga, czyli dziewczyna, która pragnie być mężczyzną i dołączyć do kompanii swojego ojca, więc uczy się sztuk walki. Łatwo wczuć się też w niewesołą sytuację Bertrama, któremu nieczuły rodzic narzucił niemożliwe do spełnienia zadanie, przez co młody mężczyzna musi budować całe życie od nowa. Intryguje jasnowłosy Gavin – inteligenty i spokojny medyk, wiecznie chodzący w słomkowym kapeluszu. Ta centralna trójka staje tu przed wieloma problemami i musi odkryć sekrety swojego dziedzictwa, a tak się składa, że autorka chętnie i często posługuje się tu mową pozornie zależną, dzięki czemu spędzamy sporo czasu w głowach postaci, poznając ich przemyślenia i emocje. Tak więc mole książkowe, które gustują w nacisku na postaci i ich przeżycia, będą z tej lektury z pewnością zadowolone.

Niestety, to rozwiązanie ma także negatywne konsekwencje – bo gdy bohaterowie nie rozumieją, co się dzieje (a zdarza się to stosunkowo często), odbiorca może być równie skonfundowany, co oni. Ponadto niesie ono poważne implikacje dla fabuły i świata, które moim zdaniem nie są zbyt dobrze przemyślane i przedstawione. Wprawdzie finał odsłania pewne interesujące fakty, obiecując szeroko zakrojoną kontynuację i złożone uniwersum, jednak zaskakuje zupełnie nowymi informacjami, które zostały wprowadzone nieco na zasadzie deus ex machina. Szkoda, że nie miał związku z bezpośrednimi działaniami dramatis personae.

Informacji o samych Starych Bogach jest naprawdę niewiele, co wydaje się zaskakujące w świecie, który do niedawna ich wyznawał. Magia również nie występuje często – oprócz wspomnianych wyżej Czystych nie ma tu jej innych znanych użytkowników, choć są miejsca, w których się kumuluje, na przykład Lai Silnen – Las Śpiących. Pewnym pocieszeniem i ułatwieniem jest piękna mapa, ale to jednak za mało, by wyobrazić sobie przedstawione tu uniwersum. Fabułę ubarwiają też pojawiające się co i raz to nadprzyrodzone demoniczne stwory, z którymi muszą walczyć bohaterowie, choć te epizody nie mają istotnego wpływu na główną oś wydarzeń.  

 


 

W Dzieciach Starych Bogów. Śmiechu diabła znalazłam wiele elementów, które nie do końca przypadły mi do gustu. Przede wszystkim wybijał mnie z rytmu sposób prowadzenia całej opowieści oparty na pojedynczych epizodach i rozlicznych przeskokach czasowych, które nie były oczywiste – dopiero na drugiej czy trzeciej stronie danego rozdziału pojawiała się gdzieś, jakby mimochodem, informacja o upływie lat. Przez to, oprócz poczucia zagubienia w historii, w moim przypadku opadały też emocje zebrane przy poprzednich wydarzeniach. Mam wrażenie, że lepszym rozwiązaniem mogłoby tu być podanie na początku nowego kawałka opowieści bieżącego roku (przecież autorka wymyśliła tu własne nazwy miesięcy) lub krótka informacja typu: osiem lat później. (Innym pomysłem byłoby wprowadzenie retrospekcji, które są popularnym chwytem fabularnym i ułatwiają czytającemu odnalezienie się w czasie.) Ponadto z powodu tych zaskakujących przesunięć ucierpiała konstrukcja niektórych postaci – na przykład Bertrama, który niemal ze strony na stronę diametralnie zmienia swój stosunek do jednej z kluczowych osób, co nie zostało w moim odczuciu odpowiednio umotywowane psychologicznie. Nie byłam również przekonana co do zasadności dziwacznego stosunku ojca do Wilgi czy rodzica do Bertrama. Zdziwił mnie też fakt, że potomkowie Starych Bogów, skupieni w czterech rodach, w ogóle nie przekazują sobie wiedzy na temat swojego pochodzenia (a przecież to są mity tego uniwersum!), przez co bohaterowie muszą jej szukać u przypadkowych bajarzy czy po bibliotekach. Chaos w mojej wyobraźni wywołał także wilk, który od pewnego momentu towarzyszy Wildze – założyłam bowiem, że należy do niej od momentu, gdy odwiedziła Las Śpiących, a później okazało się, iż jest towarzyszem zupełnie innej, pobocznej postaci. Oprócz tego zastanawiało mnie również, skąd się wziął diabeł w tytule, bo z powieści nie wynika, czy mieszkańcy Kerhalory wierzą w niebo i piekło oraz zamieszkujące je istoty. Czy to tylko potknięcia debiutantki, czy coś więcej – na to pytanie odpowie zapewne kolejna część tego cyklu.

Ogólnie rzecz biorąc, Dzieci Starych Bogów. Śmiech diabła nie są nieudaną opowieścią, bo w świecie kryje się spory potencjał, a losy bohaterów nie są czytelnikowi obojętne, jednak poszarpana konstrukcja fabuły z przeskokami czasowymi i pobieżna ekspozycja zostawiły w mojej głowie spory zamęt. Jestem oczywiście ciekawa, co kryje drugi tom, zatytułowany Dzieci Starych Bogów. Grzechy ojców, który zostanie wydany już wkrótce, choć powiem szczerze, że wstrzymam się z lekturą do czasu pojawienia się konkretniejszych recenzji. 

 


Moja ocena: 3,5/6


Autor: Agnieszka Miela
Tytuł: Dzieci Starych Bogów. Śmiech diabła
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2021
Stron: 480

19 komentarzy:

  1. Moim zdaniem bardzo ciekawa pozycja i z chęcią bym po nią sięgnęła. A okładna naprawdę przekonuje!
    Pozdrawiam Kolorowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że jest w niej mało magicznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. NIe dla mnie, daruję sobie tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie ten tytuł urzekł i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Szkoda, że tobie nie przypadł do gustu bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie boję się tych przeskoków, ale chyba bardziej mnie ciekawi. Kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam, że jestem bardzo ciekawa tej serii i chciałabym sięgnąć przynajmniej po pierwszy tom.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że potencjał mógł być lepiej wykorzystany ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jednak się nie skuszę, chyba, że po czasie napiszesz, że II tom był o niebo lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miałam tego tytułu w planach, ale zawsze cenię sobie, jak książki tego typu mają mapy :)

    Pozdrawiam Zakładka do Przyszłości

    OdpowiedzUsuń
  10. jakoś tak bez szału dla mnie. Nie ma opadu szczęki z zachwytu więc nie wiem czy bym się zwyczajnie nie nudziła podczas lektury:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że tyle niedociągnięć, bo na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie ciekawej
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mnie ta książka zainteresowała :) A okładka - obłędna! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. „Młodzieżowa powieść fantasy”? Naprawdę? To jest fantastyka zdecydowanie dla dorosłego czytelnika, a nie dla młodzieży. Świadczy o tym już samo wykreowanie tak okrutnego świata i zawarcie mocno brutalnych scen gwałtów i morderstw.
    Dla mnie przeskoki czasowe nie stanowiły problemu, chociaż to faktycznie nie jest standardowa konstrukcja w książkach z tego gatunku. Trochę się tu trzeba zastanowić, połączyć fakty, odkryć tajemnice.
    Kreowany świat jest złożony, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że to tylko wstęp do kolejnych części, to okaże się, że wszystko zostało raczej dobrze przemyślane i ułożone tak, żeby czytelnika zakotwiczyć i zachęcić do dalszej podróży.
    Ja przepadałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanuję Twoje zdanie w kwestii powieści młodzieżowej, ale się z nim nie zgadzam. Ta książka ma wiele cech młodzieżówek - po pierwsze, głównymi bohaterami są młodzi ludzie, obserwujemy ich dojrzewanie i kształtowanie się charakterów. Po drugie, to właśnie oni decydują o losach świata, bo dorośli nie dają rady lub są nieobecni (co jest bardzo charakterystyczne dla young adult i występuje praktycznie w każdej książce z tego gatunku). Brutalne sceny (np. pobicia czy przesłuchiwania, których wcale nie ma tu dużo) nie muszą wpływać na wiek odbiorcy, a jeżeli przyjrzeć się książkom pisanym dla starszych czytelników, np. serii "Gra o tron" czy powieściom Brandona Sandersona lub Stevena Eriksona, tam zdarzają się okrucieństwa, ale przy tym bohaterowie są w każdym wieku, a fabuła i świat przedstawiony są dużo bardziej skomplikowane. Brutalną scenę gwałtu napisał bez wątpienia Stieg Larsson w swojej serii Millenium, a w porównaniu do jego opisu tu jest to zaledwie delikatnie wspomniane.
      Nawet, jeżeli kreowany tu świat jest złożony, to niestety jeszcze tego nie widać w tej części, jest tylko jakaś zapowiedź tego w finale, w którym informacje wyskakują niczym filip z konopi. Niestety, autorka musi się jeszcze co nieco nauczyć w kwestii prowadzenia historii, bo takie domyślanie się, kiedy dzieje się dany rozdział zdecydowanie zmniejsza przyjemność czytania, przynajmniej w moim przypadku. Lubię domyślać się czegoś, gdy autor prowadzi ze mną grę, stawia przede mną zagadkę, jak Brandon Sanderson w „Bohaterze wieków”, tu niestety ten przymus rozszyfrowywania wynika ze słabego warsztatu pisarki. Ponadto bohaterowie są niespójni psychologicznie i robią nie to, co by sami zrobili, ale to, co im wymyśliła autorka. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie Agnieszka Miela wyciągnie wnioski ze swoich potknięć i będzie on dużo lepiej napisany, czego jej z całego serca życzę.

      Usuń
    2. Okej, teraz wiem, na czym oparłaś swoją opinię dotyczącą książki młodzieżowej. Jak to bywa często - ilu czytelników, tyle opinii, najwyraźniej zupełnie różnie odebrałyśmy i zamiary autorki, i jej grę z odbiorcami :)

      Usuń
    3. I na tym polega piękno literatury - ilu odbiorców, tyle interpretacji :)

      Usuń
  14. Jak strasznie mi ta książka nie podeszła. Mam właśnie pisać recenzję i nie wiem co napisać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dość dobrze Cię rozumiem, może warto spróbować w recenzji wypisać, co Ci się nie podobało i dlaczego?

      Usuń
    2. Jest to świetny pomysł. Dzięki takim recenzjom ludzie będą wiedzieć czy książka fajna czy nie a jak nie to dla czego. Tonery Samsung pozdrawiają.

      Usuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.