„Bóg Zero Jeden” autorstwa Michała Kłodawskiego to kolejna oryginalna i ambitna powieść hard science fiction Wydawnictwa IX, zabierająca nas daleko w kosmos i zmuszająca szare komórki do bardzo intensywnego wysiłku.
Załoga statku Horyzont udaje się w kosmiczną wyprawę do układu AR Chimaera, by zbadać sygnały wysyłane przez inteligentną gwiazdę nazwaną przez naukowców Bogiem Zero Jeden. Po drodze dzieją się jednak niepokojące rzeczy – załoga ma luki w pamięci, w tajemniczych okolicznościach umiera kapitan, a potem bez śladu znika członkini wyprawy.
Fabuła jest tu w zasadzie pretekstem do prowadzenia rozmaitych rozważań – przede wszystkim filozoficznych i religijnych. Jednym z najważniejszych wątków jest oczywiście bóg – a książka zadaje wiele pytań z nim związanych. Jeżeli on istnieje, to czy da się go zdefiniować i czy można zrobić to naukowo, czy osoba niewierząca jest go w stanie zrozumieć, czy istnieje sposób na komunikację z taką istotą, czy też funkcjonujemy na tak różnych poziomach rozwoju, że jest to całkowicie niemożliwe? Kolejnym istotnym polem refleksji jest to, jak zawodna może być ludzka percepcja oraz intelekt wobec nieznanego. Pod tym kątem autor robi wyraźny ukłon w stronę Stanisława Lema i jego „Solaris”, w którym również zasadniczym problemem było objęcie rozumem istoty niepojmowalnej dla ludzi. Nie zabrakło też mrugnięcia okiem do Istvana Vizvary'ego i jego utworu „Lagrange. Listy z Ziemi” – na pewno pamiętacie purpurowy szept.
Bogowie to niebezpiecznie istoty, nawet jeżeli nie istnieją. (s. 85)
Dla wielbicieli hard science fiction ta powieść to istny raj – cała wyprawa w kosmos i sposób funkcjonowania statku są opisane bardzo rzetelnie, pojawiają się również takie zjawiska jak wszechświat lustrzany czy czwarty wymiar, teoria życia w próżni, a także najciekawsza dla mnie osobiście maszyna zwana wykrywaczem dusz.
Językowo jest to utwór zaawansowany i wymagający skupienia. Pod tym względem szczególnie ucieszyły mnie rozliczne nazwy znaczące – np. główny bohater ma na nazwisko Ash, czyli pył lub też popiół, co znakomicie koresponduje z tym, że konfrontując się z niemal wszechmocną istotą, jest niczym pyłek w oku boga. Nic więc dziwnego, że jego końcowe wnioski są pesymistyczne – mówi bowiem, że niektórych pytań nie powinniśmy zadawać, bo nigdy nie uzyskamy na nie odpowiedzi. To zrozumiałe, że po swoich niesamowitych przeżyciach mówi właśnie coś takiego, ja jednak absolutnie się z nim nie zgadzam. Uważam, że całym sensem ludzkiego życia jest pytanie, sprawdzanie różnych teorii i szukanie sensu. Jestem tu bardzo ciekawa, jak Wy i inni czytelnicy zareagujecie na końcowe wpisy głównego bohatera, bo moim zdaniem autor postawił tu nam jeszcze jedno wyzwanie intelektualne.
Reasumując, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Boga Zero Jeden” Michała Kłodawskiego, szykujcie się na kosmiczno-filozoficzną wyprawę w głęboki kosmos, z której Wasze zmysły i intelekt z pewnością powrócą zmienione, być może całkowicie zdezorientowane, a być może całkowicie usatysfakcjonowane.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu IX.
Moja ocena: 4,5/6
Autor: Michał Kłodawski
Chyba nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńW planach:), kupiona już jakiś czas temu, a co do sensu, profesor Dragan chyba powiedział kiedyś, że sensem nauki jest szukanie i zadawanie odpowiednich pytań, bo odpowiedź znamy, jest nią nasza rzeczywistość:).
OdpowiedzUsuńKojarzę nazwisko! Znasz coś jeszcze tego twórcy?
OdpowiedzUsuńNie mój klimat ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę fascynująco, jestem przeciekawa tej historii!
OdpowiedzUsuń