RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Książka dostępna od 30 października 2018
Królowie Wyldu Nicholasa Eamesa to napisane z lekkim przymrużeniem oka bohaterskie fantasy, które otrzymało nagrodę The David Gemmell Morningstar Award za najlepszy debiut w 2017 roku. Postanowiłam zatem sprawdzić, co zdecydowało o jej sukcesie. I mogły to być barwne, powracające z awanturniczej emerytury postaci.
Gdy przebrzmiałej urody łotrzyk Gabriel
dowiaduje się, że jego córka Rose wraz ze swoją kompanią
znalazła się w oblężonym przez potwory mieście, bez
zastanowienia rusza po swoich dawnych druhów z grupy zwanej Sagą,
by prosić ich o pomoc w uwolnieniu kobiety. I nie jest mu łatwo
zebrać ich z powrotem, bo wszyscy mają teraz obowiązki rodzinne,
kupieckie czy też królewskie, a przede wszystkim przytyli i nie są
już tacy rzutcy, jak w czasach sławy. I tak pierwszy z nich Clay
Cooper, właściciel niezwykłej tarczy z drzewca – Czarnosercego,
ma żonę i córkę, i ani myśli ich zostawić. Były złodziej
Matrick jest królem, Ganelon siedzi w dość nietypowym więzieniu,
a mag Korg w swojej wieży i szuka lekarstwa na zgniliznę. Sytuację
zdecydowanie komplikuje też fakt, że oblegane miasto Castia
znajduje się po drugiej stronie wielkiego, śmiertelnie
niebezpiecznego lasu zwanego Wyldem, zamieszkałego przez rozmaite
niebezpieczne rasy, potwory i kanibali...