17 kwietnia 2021

Wywąchać prawdę – „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” Marlona Jamesa

Czarny Lampart, Czerwony Wilk Marlona Jamesa, a zarazem pierwszy tom Trylogii ciemne gwiazdy jest jedną z najbardziej nietypowych pod względem formy powieści fantasy, jakie miałam okazję przeczytać. To z całą pewnością książka wyjątkowa pod wieloma względami – oparta jest bowiem na niezbyt szeroko znanej mitologii afrykańskiej, wyróżnia się także specyficzną warstwą językową, a zarazem brutalnym, nieco komiksowym sposobem opowiadania, które mogą wywołać u czytelników skrajne reakcje – od zachwytu przez zaskoczenie oraz zdziwienie po solidną niestrawność czytelniczą. Ja w trakcie lektury doświadczyłam chyba wszystkich opisanych w psychologii stanów emocjonalnych. 

 


Całą historię poznajemy z punktu widzenia Tropiciela, mężczyzny obdarzonego nadprzyrodzonym zmysłem węchu, który będąc więźniem opowiada o swoim przepełnionym dramatycznymi wydarzeniami życiu i niecodziennych wyczynach. A jest przesłuchiwany, ponieważ on i grupa posiadających ponadprzeciętne umiejętności najemników zostali opłaceni, aby odnaleźć pewnego chłopca, który może wpłynąć na losy całego kraju. Pozornie wydawać się może, że jest to jedna z wielu historii fantasy, bo autor z pewnością ma pełną świadomość cech charakterystycznych tego gatunku, jednak używa ich tak przewrotnie, że nic nie jest tu oczywiste

Człowiek będzie znosił niedolę, aby dotrzeć do dna prawdy, ale nie zniesie nudy. (s. 392) 

Weźmy choćby przeważającą tu narrację pierwszoosobową, która zazwyczaj jest przyjazna dla czytelnika i pomaga mu się wciągnąć w wydarzenia poprzez identyfikację z centralną postacią. W Czarnym Lamparcie, Czerwonym Wilku jest zupełnie odwrotnie – Tropiciel prowadzi bowiem opowieść tak, że ani przez chwilę nie możemy mieć pewności, co jest obiektywną prawdą, a co jedynie zmyśleniem, przesadzeniem czy niedopowiedzeniem, a co próbuje ukryć przed swoim oprawcą. Przedstawia on wydarzenia za pomocą rozlicznych, krótkich opowieści, przy czym robi to nie zawsze chronologicznie i niekoniecznie w sposób uporządkowany, a historie często pączkują z innych, przypominając nieco Opowieści tysiąca i jednej nocy i ich konstrukcję szkatułkową. Autor swobodnie miesza tu fantasy z elementami różnych innych gatunków, w tym przypowieści, pieśni, mitów, a nawet sensacji, a opisy rozlicznych brutalnych walk wyraźnie czerpią inspiracje z superbohaterskich komiksów. Zaiste, Marlon James to istny Picasso wśród fantastów, a jego surrealistyczne, okrutne wizje mogą wywołać u odbiorców niesmak równocześnie z zachwytem.

Liczyłeś na świadectwa, lecz tak naprawdę pragnąłeś usłyszeć historię, nie mam racji? (…) gdy już znajdziemy [prawdę], to czy zaniechamy poszukiwań? Czy to prawda, tak jak to nazywacie, prawda w całości? Czym jest prawda, skoro zawsze się rozciąga i kurczy? Prawda to zawsze jeszcze jedna opowieść. (s. 635)

Bardzo istotną rolę odgrywa tu język, przechodzący płynnie od od rejestru niskiego do wysokiego, od wulgaryzmów do zaawansowanych środków stylistycznych, od nieskładnych wypowiedzi poszczególnych postaci przez obsceniczne przygadywanie sobie nawzajem do ludowych mądrości i przysłów, charakterystyczny jest tu także chaotyczny szyk wyrazów i krótkie, urywane zdania. Każdy rozdział ma nieco inny charakter, a do tego własne motto z powiedzeniami z języków afrykańskich – joruba i hausa (ich tłumaczeń trzeba jednak szukać na własną rękę), zaś poszczególni bohaterowie posługują się odmiennym od reszty postaci stylem. A wszystko to oczywiście dlatego, że autor pragnął eksperymentować z językiem angielskim, żeby nie brzmiał jak angielski, a stylistyka całej powieści oparta jest na afrykańskiej tradycji przekazów ustnych. Nie wątpię, że na temat sposobu pisania Marlona Jamesa powstanie niejedna praca magisterska z zakresu filologii angielskiej. 

 

Jamajski pisarz dotyka tu wielu złożonych tematów – po pierwsze, tożsamości kulturowej, plemiennej, czy też płciowej. Spore wrażenie zrobił na mnie rozdział pierwszy, w którym autor rozlicza się z wieloma głęboko zakorzenionymi w afrykańskiej kulturze zwyczajami – obrzezaniem chłopców i dziewcząt, rytuałem przejścia w dorosłość, nakazem zemsty rodowej czy odrzucaniem dzieci z różnego rodzaju wadami uważanymi za przeklęte, zwanymi mingi. Drugim istotnym zagadnieniem jest tu prawda, i rozważania czym tak naprawdę jest, w tym czy w ogóle istnieje jako obiektywna wersja wydarzeń. Autor każe tu czytelnikowi aktywnie brać udział w jej poszukiwaniu, przy czym ani trochę nie ułatwia mu zadania. Trzecim istotnym polem jest mitologia afrykańska – a konkretnie rozmaite demony, wiedźmy, duchy, zmiennokształtni, czy też hybrydy człowieka z innymi rasami. Tak bogatego bestiariusza z Czarnego Lądu nie znajdziecie w żadnej innej książce. Kolejną istotną kwestią jest dlaczego i jak opowiadamy sobie rozmaite historie oraz co z nich wynika.

Może tak kończą się wszystkie opowieści, te o prawdziwych ludziach, o rzeczywistych ciałach padających od ran i śmierci, z przelaną czerwoną krwią. Może dlatego wspaniałe historie opowiadane przez nas są tak inne. Bo my opowiadamy, by żyć, a taka historia wymaga celu, a taka historia nieuchronnie jest kłamstwem. Bo na końcu prawdziwej historii nie ma nic oprócz marności. (s. 746)

Podsumowując, w Czarnym Lamparcie, Czerwonym Wilku Marlona Jamesa zaintrygować mogą elementy mitologii afrykańskiej, niebinarny bohater i jego poszukiwanie własnej drogi, jednak nietypowa forma i złożona warstwa językowa powieści oparta na przekazach ustnych stawiają wysoko poprzeczkę wszystkim czytelnikom. Lektura tej książki jest niczym układanie kostki Rubika – trzeba samemu poprzestawiać poszczególne elementy, by ułożyły się w logiczną całość. A do tego Marlon James to stylistyczny Picasso wśród pisarzy fantasy, co może wywołać u odbiorców skrajnie różny odbiór tego tekstu. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zachęcić Was, byście sprawdzili na własnej skórze, jakie odczucia i przemyślenia przyniesie obcowanie z tym jedynym w swoim rodzaju utworem.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Echa.



Autor: Marlon James
Tytuł: Czarny Lampart, Czerwony Wilk
Tytuł oryginału: Black Leopard, Red Wolf
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Echa

Rok wydania: 2021
Stron: 752

14 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa tymi elementami mitologii afrykańskiej, nie słyszałam wcześniej o tym jamajskim pisarzu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaintrygowałaś mnie bardzo i chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mitologii afrykańskiej nie znam i ten wątek jest intrygujący.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czuję, że to będzie jedno z większych wyzwań czytelniczych... mam na półce, byłam na ten tytuł bardzo nakręcona i trochę opadł mi entuzjazm, ale nadal chcę przeczytać. Ale myślę, że jeszcze chwilę musze poczekać na odpowiedni moment.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie, ale muszę mieć dla niej więcej czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mitologia afrykańska... zaciekawiłaś mnie. To może być coś rzeczywiście bardzo nietypowego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa tej książki, już czeka na półce na spotkanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się ciekawe wyzwanie czytelnicze, koniecznie muszę poszukać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ciekawa tej książki i jak będę miała okazję to po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Interesuje mnie mitologia afrykańska, ale niestety trochę się boję tego chaosu w opowiadanej historii.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem zaintrygowana, chętnie poznam bliżej ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobra, teraz mogłem przeczytać - bo przed swoją opinią nie chciałem :D

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.