09 czerwca 2018

Mówię, więc jesteś - Margaret Atwood "Opowieść podręcznej"

O kanadyjskiej pisarce science-fiction Margaret Atwood zrobiło się głośno po emisji amerykańskiego serialu opartego na jej książce z 1986 roku zatytułowanej Opowieść Podręcznej. Zachęcona robiącym piorunujące wrażenie serialem postanowiłam przekonać się, czy jego literacki pierwowzór jest równie dobry.

Główna bohaterka, której imienia nie poznajemy, jest podręczną w Republice Gileadu. Oznacza to, że jako jedna z nielicznych pozostałych na świecie płodnych kobiet ma urodzić dziecko jednemu z Komendantów państwa, w którym żyje. Oprócz tego obowiązku nie ma żadnych praw – o jej statusie świadczy tatuaż na kostce – oko i czterocyfrowy numer, a także obowiązkowy czerwony strój z białymi skrzydełkami. Ma być posłuszna i skromna, zgodnie z wybranymi naukami z Biblii, którymi kierują się rządzący Gileadem Synowie Jakuba. Z tymi naszymi skrzydłami (…) trudno o pełny widok – nieba, czegokolwiek. (...) Nauczyłyśmy się oglądać świat, jakbyśmy gwałtownie łapały powietrze (s. 42), Kobietom nie wolno podjąć się żadnej pracy zarobkowej, a także czytać. Pełnią jedynie role użytkowe – są ubranymi na jasnoniebiesko Żonami, lub na ciemnozielono Martami zajmującymi się gotowaniem czy sprzątaniem. Autorka maluje przerażająca wizję totalitarnego państwa, z rozwiniętą propagandą, w którym zupełnie przekręcone wartości religijne narzucają obywatelom nieludzki system wartości. Jest więcej niż jeden rodzaj wolności, powiedziała ciotka Lidia. Wolność czegoś i wolność od czegoś. W czasach anarchii panowała wolność czegoś. Teraz zostałyście obdarzone wolnością od czegoś. Chciałbym, żebyście to doceniły (s. 36).
 

Protagonistka opowiada nam o swoich losach w pierwszej osobie, przeplatając bieżące wydarzenia retrospekcjami z życia w poprzednim ustroju, dzięki którym jak na dłoni widać kontrast pomiędzy oboma światami. Miała kiedyś pracę, męża, córkę i homoseksualną przyjaciółkę, a wspomnienia o nich czasem pozwalają jej utrzymać równowagę psychiczną, innym zaś razem sprowadzają na skraj rozpaczy. Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści (s. 257). W gruncie rzeczy cała książka to właśnie obrona bezimiennej bohaterki przed bezsensownością jej obecnego istnienia. Mówię, więc jesteś (s. 316) – zwraca się do czytelnika narratorka, wierząc, że ktokolwiek jej słucha. Bo w Gileadzie kobiety mogą się bronić jedynie w myślach, w przeciwnym razie zostaną zabite lub wysłane do śmiertelnie niebezpiecznych Kolonii. Byliśmy ludźmi, o których nie pisano w gazetach. Żyliśmy na ich białych, niezadrukowanych marginesach. Żyliśmy w przerwach pomiędzy tymi historiami (s. 71). Dlatego też trudno znaleźć jakikolwiek fragment, przy którym da się wziąć głębszy wdech – dramatyczny monolog wewnętrzny podręcznej trzyma nas w żelaznych kleszczach od pierwszego do ostatniego zdania.

Margaret Atwood daje nam rozliczne powody do refleksji – nie tylko na temat ról kobiecych i męskich, religii czy tolerancji wobec inności, ale przede wszystkim w kwestii tego, do czego można się posunąć, tłumacząc to chęcią przerwania czy uważając się za lepszego od innych. To zdumiewające, do czego ludzie potrafią przywyknąć, jeśli tylko mogą to sobie jakoś powetować (s. 320). Nawiązuje przy tym do prawdziwych wydarzeń z historii Ameryki i Europy – protagonistka wspomina obejrzany kiedyś wywiad z kochanką komendanta obozu koncentracyjnego, a organizacja, która pomaga wydostać się z Gileadu, nazywa się Podziemny Szlak Kobiecy, podobnie do ludzi, którzy organizowali niegdyś ucieczki niewolników. Jeżeli dzięki temu uświadomimy sobie, jakie ogromne krzywdy zostały już nie tak dawno wyrządzone, zaczniemy zdawać sobie sprawę, że Gilead może powstać naprawdę. Albowiem piekło zapewniamy sobie sami (s. 23).

Okładki zagranicznych wydań Opowieści Podręcznej, źródło: http://wyborcza.pl/7,75517,22973156,margaret-atwood-o-metoo-dyskryminacji-i-opowiesci-podrecznej.html, dostęp 09.06.2018

Serial znakomicie wykorzystuje wszystkie pomysły autorki – i choć niektóre wydarzenia dzieją się z innego powodu lub w innym momencie, czy też zmienione są kolory strojów kobiet, twórcy telewizyjni idealnie oddają duszną atmosferę totalitarnego państwa. Zasadnicza różnica pomiędzy nim a książką tkwi jednak w postaciach, na przykład narratorka powieści pragnie tylko przetrwać, w przeciwieństwie do swojego butnego filmowego odpowiednika: Chciałbym, żeby ta historia była inna (…) Żeby ukazała mnie w lepszym świetle (…) bardziej aktywną, mniej wahającą się (s. 315). Ponadto Komendant i jego Żona są znacznie starsi, scenarzyści rozbudowali też historię Moiry, ciotki Lidii i innych podręcznych. Tak więc mogę jedynie doradzić Wam, byście najpierw przeczytali książkę, która ma do całkowicie zaskakujący pomysł na finał, a dopiero potem usiedli przed telewizorem.

Podsumowując, gorąco polecam tę głęboką, wzruszającą, a przy tym wbijającą w fotel prawie każdym zdaniem niezwykłą powieść science fiction dającą do myślenia na temat kondycji i moralności ludzkości. Niech mocne przesłanie Opowieści Podręcznej pójdzie jak najdalej w świat...

autor: Margaret Atwood
tytuł: Opowieść Podręcznej
tytuł oryginału: Handmaid's Tale
tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz
wydawnictwo: Wielka Litera
rok wydania: 2017

25 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o książce ani serialu, a bardzo lubię antyutopijne historie, więc to coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To koniecznie musisz nadrobić, zarówno serial jaki i książka są po prostu rewelacyjne, nie da się od nich oderwać.

    OdpowiedzUsuń
  3. O serialu i książce słyszałam, ale ciągle mi nie po drodze zarówno z jednym, jak i drugim :) Mam nadzieję, że niedługo uda mi się nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podobała mi się ani ta książka Atwood ani "Serce umiera ostatnie". Postaciom brakuje głębi, są nudne. W 2018 r. trudno mi uwierzyć, że nie było żadnych protestów, że opinia światowa nijak nie zareagowała. Jestem w stanie uwierzyć, że społeczeństwo mogłoby się tak zmienić, i pójść w tę stronę, ale nie tak szybko jak to opisała Atwood. A tam nagle miliony kobiet i mężczyzn podporządkowało się fanatykom religijnym i pokornie zaakceptowało swój los i zmiany na gorsze. Nawet wykształcona i dobrze sytuowana główna bohaterka. Praca, dziecko, dom - co za różnica. Szybko i bezboleśnie się dostosowuje do nowych warunków. Skoro "myślenie jest rewolucją" czemu nawet w myślach nie próbowała czepiać się swojego imienia, ale od razu wbiła się w bycie Fredą czy kim tam innym? Czemu nie zostawiła swojego śladu w pamiętniku? Nie podpisała się by jej imię nie zostało zapomniane. Zwłaszcza w takiej sytuacji, w której odebrano jej możliwość decydowania o sobie i bycia sobą. W takich sytuacjach ludzie się czepiają swojej tożsamości, a strach o byciu zapomnianym jest jednym z motorów napędowych ludzkości.

    Ok, dyktatura jest straszna, zniewolenie kobiet jest straszne, no ale chociaż trzymajmy się logiki i nie każmy ludziom zawieszać niewiary, żeby poczytać co autorka roiła sobie 30 lat temu. Wielkie dziury fabularne.

    Polska 2018, nawet PiS latami nie jest w stanie wprowadzić zakazu aborcji, a mamy wierzyć, że miliony kobiet i mężczyzn w USA ot tak po prostu zaakceptowało utratę pracy, praw i pieniędzy?

    Kolejna kwestia: faceci to świnie, nie ma żadnego porządnego bohatera, nawet mąż głównej bohaterki.

    Książka zapewne byłaby ciekawsza, gdyby Moira była główną bohaterką.

    Dobre momenty (cytaty) nie zmieniają faktu dziur fabularnych i nielogiczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka już rola fantastyki, żeby tworzyć światy nierealne, gdzie trzeba zawiesić niewiarę. W jednej książce są to napędy FTL, czy inne gadżety, w innej społeczeństwo, które nam wydaje się niemożliwe do zorganizowania i utrzymania. Ja też uważam, że świat "Podręcznej" nie ma racji bytu, ale to jednak wizja autorki, która może się podobać lub nie. Analiza czy jest to "prawdopodobne" chyba nie ma większego sensu.

      Usuń
    2. Zgadzam się z tym - ważniejsze niż analiza logiki świata przedstawionego jest próba zrozumienia przesłania, które niesie książka. A u Margaret Atwood zdecydowanie jest co interpretować... I słusznie piszesz o zawieszeniu niewiary - to jedna z ważniejszych rzeczy, która musimy umieć zrobić przy lekturze dowolnego gatunku fantastycznego.

      Usuń
    3. Nie, to nie jest kwestia, że rozgrzeszamy, bo "wymyślone". Jakie jest przesłanie książki? Dlaczego mam nie analizować czy to jest prawdopodobne czy nie, skoro w ten sposób sprzedają to miłośnicy książki czy serialu? Że to takie osadzone w rzeczywistości, że może się spełnić? Skoro miłośnicy sami to porównują z rzeczywistością za oknem? W ramach swojego świata przedstawionego Atwood sama sobie tworzy nieścisłości. No i żadne z was nie odniosło się nijak do papierowych postaci.

      Nie, przy dobrze napisanym tekście fantastycznym nie ma zawieszania niewiary. W dobrze napisanej książce, z odpowiednio stworzonym światem (tłem) nie zastanawiasz się czy to prawdopodobne by coś tam się zdarzyło. Możesz się wściekać na głupiego bohatera, ale nie ma "ok, uznajmy, że to ma sens". W "Diunie" nie zastanawiasz się czy melanż istnieje, po prostu istnieje.

      To nie są światy nierealne - Atwood pisała to po wyborze Regana, rojąc swoje lęki. I to widać, bo jest tam cała masa różnych jej lęków, które nijak się nie spinają w logiczną fabułę. Zaczynając od nagle epidemii bezpłodności po rozwiązanie kończąc.

      Usuń
    4. No właśnie uznanie faktu, że coś jest wymyślone, że jest fikcją literacką i nie będzie wyglądało jak nasz świat, nie będzie miało tych samych zasad, czyli wyraźne rozgraniczenie fikcji od realiów, to zawieszenie niewiary. I moim zdaniem czytanie czegokolwiek z beletrystyki, a już szczególnie fantastyki, bez tego zawieszenia niewiary jest bez sensu, jest nielogiczne i niemożliwe. Zawieszenie niewiary jest przy tym terminem literackim, który funkcjonuje już od dobrych kilkudziesięciu lat, więc nie nam z nim dyskutować. Robimy to nieświadomie, zagłębiając się w dowolną lekturę.

      Jednak analizując dany utwór literacki i jego konstrukcję musimy sobie zadać pytanie - jaka jest wartość, przesłanie tej książki i jak autor wykorzystał dostępne mu środki i tropy literackie, by go osiągnąć. I tu będę zażarcie bronić "Opowieści podręcznej", bo z tej analizy wynika, że Atwood chcąc pokazać obłudę i okrucieństwo systemów totalitarnych robi to doskonale, m.in. dobiera narrację pierwszoosobową, bezbronnej jednostki, która trafia w tryby bezdusznej maszyny. Jaki jest totalitaryzm? Okłamuje ludzi, daje im puste ideały, które mają im zamydlić oczy, podczas gdy to kasta na górze spija całą śmietankę. I jest to całkowicie nielogiczne - bo czemu się nikt nie buntuje? Nie musimy szukać daleko - nawet w Polsce nielogiczny komunizm przetrwał kilkadziesiąt lat.
      Poza tym musimy tu rozdzielić logikę na dwa obszary: logikę czytelnika, osoby z zewnątrz z doświadczeniami nowoczesnego świata (z tą możemy bez trudu wykazać bezsensowność każdego świata przedstawionego, szczególnie fantastycznego) i wewnętrzną logikę utworu. Przy tym drugim musimy zawsze zadać pytanie: czemu służy i jaka jest konstrukcja fabuły, bohaterów i świata przedstawionego, a także sposób prowadzenia narracji, i czy broni się w tym konkretnym uniwersum. A tu moim zdaniem każdy element w pełni się broni i doskonale spełnia zadanie wywarcia ogromnego wrażenia na czytelniku i dania mu do myślenia na temat totalitaryzmu, szczególnie zaś czytelniku płci żeńskiej. Ciekawe swoją drogą, że nikt nie wysunął argumentów nielogiczności wobec świata w 451 stopniach Fahrenheita - a tam świat jest momentami jedynie symboliczny.

      Z drugiej strony w pełni rozumiem, że książka może się nie podobać - każdy ma inne gusta i ja to szanuję.

      Usuń
  5. Co do protestów - wystarczy się rozejrzeć po współczesnym świecie - od wielu lat nie da się nic zrobić z totalitarną Koreą Północną, w Wenezueli kobiety idą do więzienia, gdy poronią, a po Afryce bezkarnie hasa banda religijnych fanatyków Boko Haram. Nie jest łatwo innemu państwu po prostu wkroczyć i ot tak zmienić sytuację.
    Główna bohaterka wcale się nie podporządkowała - ona po prostu nie ma wyjścia, o tym jest przecież cała książka. Z trudem udaje jej się zachować równowagę psychiczną, w to wkłada całą swoją energię. Jej tożsamość to nie imię - ale jej wspomnienia. A nie podaje swojego imienia (a inne zmienia) zgodnie z jedną teorii z końca książki - by nie zdradzić, kto jej pomógł uciec.
    Podaj proszę jakiś przykład dziur fabularnych - bo ja ich nie widzę. A stało się tak z związku z tym, że autorka zdecydowała się oddać głos Podręcznej, i ma to swoje daleko idące konsekwencje - pierwszoosobowa narracja oznacza, że dowiemy się tylko rzeczy, o których wie bohaterka, a co najistotniejsze, tylko tych, które ona uzna za ważne i o których będzie chciała nam opowiedzieć. Zresztą siedząc w środku tego sytemu nie wie, co się dzieje poza Gileadem, nie ma na to najmniejszych szans. Tylko wierzy, że Łukasz żyje, a sporadycznie ma dostęp do telewizyjnych wiadomości, w których króluje propaganda państwowa. Owszem, pierwszoosobowa narracja znacznie zawęża czytelnikowi perspektywę, ale obala argument dziur logicznych. bo widzimy subiektywną relację tylko jednej osoby. Pojedyncza osoba nie może wiedzieć i uwzględnić wszystkiego.
    Ja nie widzę tu przesłania, że faceci to świnie, a w szczególności mąż protagonistki jawi się raczej pozytywnie (choć wiadomo, że kwestia ich romansu i jego zdrady pierwszej żony może być oceniona różnie). Wydaje mi się, że ostatni rozdział książki mówi nam wyraźnie - by mnie zinterpretować, dajcie krok wstecz, nabierzcie perspektywy. I jak tak właśnie zrobiłam (zwracając uwagę na wątki o obozach koncentracyjnych i Podziemnym Szlaku).
    I też chętnie przeczytałabym książkę o Moirze :) W serialu Freda ma zdecydowanie cechy Moiry.
    Moim zdaniem to znakomita książka, też ze względu na przepiękny język. I może po prostu kobiecie łatwiej jest zidentyfikować się z główną bohaterką i jej przeżyciami, faceci chyba podeszliby do tego bardziej - co się da z tym zrobić, ale z męskim protagonistą ta książką po prostu nie miałaby sensu. Moim zdaniem historia i sposób jej opowiedzenia z pierwszoosobowej perspektywy bronią się tu na całej linii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Podaj proszę jakiś przykład dziur fabularnych"

      Osobiście nie jestem w stanie przyjąć na wiarę samobójczej polityki osób rządzących Gileadem. I nie chodzi o religijny fanatyzm czy prawa kobiet (a raczej ich) brak. W sytuacji tak po poważnym kryzysie demograficznym (wojna, choroba wpływająca na płodność) priorytetem każdego rządu byłoby szybkie odbudowanie populacji, a tymczasem władze Gileadu robią coś dokładnie odwrotnego: ograniczają dostęp do podręcznych, oferując go przede wszystkim komendantom, czyli mężczyznom starszym i często bezpłodnym, do tego jedna podręczna przypada tam tylko na jednego komendanta. Bohaterka miesiącami (czy nawet latami?) chodzi bezdzietna i nikt nie reaguje na takie marnowanie zasobów, przyrost naturalny w Gileadzie musi być masakrycznie ujemny i lada chwila zabraknie im rąk do pracy. Skoro rozmnażanie jest w tym społeczeństwie traktowane tak centralnie i priorytetowo, najsensowniejsze byłoby skoszarowanie podręcznych i kojarzenie ich z partnerami rokującymi największe szanse na spłodzenie potomstwa. Też byłoby to wstrząsające i straszne, ale przynajmniej logiczne.

      Mimo tych zastrzeżeń, też lubię tę książkę, rozważania bohaterki o społeczeństwie i naturze ludzkiej czyta się na tyle dobrze, że można przymknąć oko na budowanie świata.

      Usuń
    2. Myślę, że to właśnie rozważania na temat ludzkiej natury są w tej książce najważniejsze - i dlatego można nie skupiać się tak bardzo na podstawowych założeniach Gileadu. Bo przecież sami sobie strzelają w kolano np. tym, że nie wykorzystują szpitali i lekarzy, by mieć pewność, że dziecko urodzi się zdrowe. Ale jest to też element obłudy ich systemu - bo to nie dzieci, ale Komendanci (czyli elity) są u nich najważniejsi.

      Usuń
    3. Rzeczywiście, przewidywanie i długofalowe działanie nie jest mocną stroną prawie żadnego rządu (większość nie sięga myślami dalej niż do najbliższych wyborów). Pewnie można postrzegać książkę Margaret Atwood jako coś w rodzaju... farsy? Nie realistyczną wizję świata, która może nam za chwilę grozić, tylko coś skrajnie przerysowanego, wykrzywiony obraz kraju, gdzie władze dla zaspokojenia własnej próżności są w stanie stworzyć starzejące się społeczeństwo, które załamie się już za pokolenie, góra dwa.

      Usuń
    4. Na pewno można ją traktować w kategorii ostrzeżenia, ale nie nazwałabym tego farsą (bo jest ona zazwyczaj zabawna, ma szybką akcję i elementy karykatury), tu zaś utwór jest zdecydowanie poważny, a bohaterka nie znajduje się w tarapatach z powodu swoich wad. Dystopie mogą być odbierane jako nieco przerysowane, ale nie mają na celu rozśmieszenia odbiorcy. Idąc dalej możemy powiedzieć, że cała beletrystyka jest przecież nierealistyczna, to wszystko jedynie fikcja literacka.

      Usuń
    5. OK, w takim razie nie farsa. Może satyra? (czy satyra musi być zabawna?) I chyba nikt nigdy nie powie, że cała beletrystyka jest nierealistyczna, bo wiele z fikcyjnych sytuacji można by bez problemu wyobrazić sobie w normalnym życiu. Może spróbuję jeszcze raz: moim zdaniem, większość dystopii przedstawia sytuacje tak przejaskrawione, że aż absurdalne i mało prawdopodobne do ziszczenia, bo chodzi o pokazanie zjawisk i tendencji, które do tego doprowadziły. "Ostrzeżenie" to chyba dobre określenie.

      Usuń
    6. Tak, satyra musi być zabawna - polega na takim przejaskrawieniu, że już tylko można się z danej cechy/sytuacji śmiać.
      Zgadzam się ze stwierdzeniem, że dystopia ma na pokazać zjawiska i tendencje, które normalnemu człowiekowi nie przyszłyby do głowy.
      Ale ważne jest też to, że cała beletrystyka to fikcja, coś nierealnego i dlatego teoria literatury mówi o zawieszeniu niewiary - że czytając daną pozycję wiemy, że ma jakieś indywidualne cechy gatunkowe i że autor nie będzie nam opisywał szczegółowo funkcjonowania całego świata, tylko wybrane, istotne dla założonego przesłania/efektu elementy. I że czytając, nawet nieświadomie, zgadzamy się na to, że to nie jest nasz, realny świat.

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że pierwszy raz słyszę o tej książce (O serialu nie wspomnę, bo jestem z tych osób, które nie mają możliwości oglądania ich ze względu na słaby sprzęt.), ale wizja świata przedstawionego przez autorkę niezwykle mnie zaciekawiła. To traktowanie kobiet przedmiotowo, decydowanie, co kto będzie robił z ich ciałami, gdy one muszą milczeć... Przerażające, a zarazem godne mojej uwagi. Uwielbiam tego typu literaturę, także będę miała tę książkę na uwadze.
    Pozdrawiam!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zachęciłam Cie do "Opowieści podręcznej", bo to pozycja godna przeczytania. Podziel się koniecznie opinią po lekturze!

      Usuń
    2. Trochę czasu minie, zanim dorwę się do tej książki, ale staram się zapamiętać, że muszę cię poinformować o moich odczuciach po lekturze. :D

      Usuń
    3. Bedę po prostu wpadać do Ciebie na bloga i czekać na recenzję :)

      Usuń
    4. Och, miło mi to słyszeć (czytać). :)

      Usuń
  7. Fabuła tej książki jest trochę przerażająca, kobieta, która ma urodzić dziecko mężczyźnie i do tego nie ma żadnych praw, to trochę smutne :( Na pewno kiedyś wezmę się za tę książkę, bo bardzo lubię takiego rodzaju historie.
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/06/buntowniczka-z-pustyni-alwyn-hamilton.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie ma to jak porządna, dająca do myślenia dystopia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Słyszałam wcześniej o serialu, jednak nie zdawałam sobie sprawy, że powstał na podstawie książki. Teraz koniecznie muszę sięgnąć po pierwowzór, bo wizja świata wydaje się naprawdę interesująca. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, a serial znaczne rozbudowuje świat z powieści i główną bohaterkę.

      Usuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.