03 czerwca 2018

Dzieci Pana Izanagi i Pani Izanami

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Głosząca kres w sprzedaży od 6 czerwca 2018

W pierwszych dwóch tomach Wojny lotosowej, Tancerzach burzy i Bratobójcy, Jay Kristoff brawurowo podszedł do tematu japońskiego steampunka, powodując przyspieszenie tętna u niejednego czytelnika. Głosząca kres to zamknięcie tej ekscytującej serii, na które czekałam zapewne nie tylko ja.

W zrujnowanej stolicy Hiro i kierująca nim Gildia przygotowują się do ofensywy na Shimę, w której główną rolę ma odegrać przerażająco wielki mechaniczny Miażdżyciel, obsługiwany między innymi przez Kina. A ponieważ uzurpatorzy trzymają w niewoli daimyo klanu Feniksa, mają do dyspozycji także całą jego powietrzną flotę. Klan Smoka postanawia się bronić, jednak sytuację komplikuje armia gaijinów, która niespodziewanie dokonuje inwazji na ich fortecę. Kagé po zniknięciu Daichiego nie potrafią znaleźć wspólnego frontu, więc Yukiko odchodzi z grupą zwolenników, udając się do stolicy klanu Lisa – Yamy. Co gorsza, opętaną zemstą Kaori informuje Gildię, że mają w swoich szeregach buntowników, co wielu z nich przypłaca życiem. Napięcie sięga zenitu, a konflikt zdecyduje o obliczu świata na następnych kilka pokoleń...


Ten tom wyjaśnia wiele zagadek – kim są Inkwizytorzy i jakie są ich cele, jakie są intencje Kina, a także gdzie mieszkają arashitory i jak są zorganizowane, dlaczego Buruu jest nazywany bratobójcą, czemu gaijini uderzają dopiero teraz, i wreszcie co oznacza różowe oko Hany. Przy czym jak na młodzieżówkę wydarzenia są bardzo krwawe, a ilość zwrotów akcji przyprawia o zawroty głowy. Autor zgrabnie zamyka wątki pootwierane w poprzednich częściach i właściwie każdy bohater dostaje swoje dość satysfakcjonujące zakończenie, i nic a nic przy tym nie szkodzi, że niektórzy z nich przemieszczają się po krainie z prędkością fabularną. Co więcej, pisarz pokazuje zupełnie różne typy heroizmu – bardziej idealistyczną i pozytywną Yukiko, nieco mrocznego Yoshiego, upartą Kaori, czy poświęcającego się dla sprawy Daichiego. Wreszcie widać, że cała kraina i jej sąsiedzi mają wpływ na historię, a jeden zbieg okoliczności czy decyzja mogą przesądzić o ich zwycięstwie lub klęsce.

To utwór napisany z wielkim rozmachem, jeżeli poprzednie tomy trzymały Was w napięciu, ten doprowadzi Was tempem i ilością niespodziewanych wydarzeń na skraj zawału. Nawet, jeżeli można domyślić się niektórych rozwiązań, to zapewniam, że i tak Jay Kristoff niejeden raz Was zaskoczy. I do tego całkiem elegancko serwuje morał płynący z niniejszej opowieści w pięknym przemówieniu jednej z centralnych postaci: Prawdziwe przesłanie jest takie: otchłań żyje w nas. W naszej chciwości. W sposobie, w jaki patrzymy na rzeczy inne niż my. W jaki sądzimy, że inny znaczy gorszy. (…) To my wybieramy, kim chcemy zostać; i to my decydujemy o kształcie świata, w którym żyjemy (s. 665-666).





Recenzja ostatniego tomu to dobre miejsce na ocenę całego cyklu. Zatem zaczynając od świata przedstawionego – pisarz tworząc jego mitologię wziął dwie postaci bóstw z japońskich legend – Izanagiego i Izanami, jednak zmienił ich historię tak, by była kanwą jego własnej opowieści. W porównaniu do oryginalnych podań zgadzają się takie szczegóły jak: urodzenie wysp przez boginię i jej śmierć oraz zejście do krainy umarłych Yomi i nieudana próbę wyciągnięcia jej stamtąd przez ukochanego oraz obietnica, że dadzą życie odpowiednio tysiącu i tysiącu pięciuset istot. Z kolei bogowie Amaterasu i Raijin czy Hachiman występują tu bez większych zmian w stosunku do funkcji swoich pierwowzorów. Jay Kristoff dodał do tego legendy o bohaterskich tancerzach burzy, czyli jeźdźcach tygrysów gromu (arashitor), inteligentnych istot przypominających gryfy, jednak zamiast części ciała lwa posiadających część ciała tygrysa. To niejedyne nadnaturalne stworzenia - w górach Ishii pojawiają się bowiem śmiertelnie groźne demony oni, kolejnym magicznym elementem jest zaś umiejętność Przenikania, czyli łączenia swojego umysłu ze zwierzętami, a czasem też innymi ludźmi. W cesarstwie Shimy panuje szogunat, co pociąga też za sobą istnienie samurajów i kodeksu bushido, tu będącego pretekstem do rozważań, czy zawsze należy być wiernym swemu panu i dotrzymywać słowa nawet, gdy robi się krzywdę niebędącym się w stanie bronić. Aby dodać pieprzu, autor dołożył do tego słynącą ze swoich wynalazków ubraną w mechaniczne kombinezony Gildię, czyli element steampunka i wyposażył samurajów w broń łańcuchową, a nawet palną oraz latające statki. I mimo że nie do końca jestem w stanie sobie wyobrazić, jak w ogóle da się walczyć spalinową kataną, to ten świat z pewnością mnie oczarował. Nawet wzorowani na Rosjanach nieco źli gaijini zamiast irytacji wywołali u mnie raczej uśmiech na twarzy. I choć autor wykorzystał cały jego potencjał dopiero w ostatnim tomie, to jednak zrobił to na tyle umiejętnie, że cały pomysł zdecydowanie zdaje egzamin.

Co się tyczy bohaterów – zaczyna się od centralnej dwójki, czyli pochodzącej z klanu Lisa Yukiko i arashitory Buruu w pierwszy tomie, który rewelacyjnie pokazuje powstającą między nimi niezwykłą więź, dwóch adoratorów dziewczyny – samuraja Hiro i Konstruktora Kina, by w drugim tomie dodać rodzeństwo z najniższej sfery Yoshiego i Hany i pokazać trudy codziennego życie bezklanowców. Prawdę mówiąc, myślę, że autor uświadomił sobie w pewnym momencie, że nie może odebrać życia będącej w ciąży Yukiko i dlatego zdecydował się wprowadzić kolejnych posługujących się Przenikaniem. Ten element również zaliczam do udanych – mamy cały wachlarz różnych postaw i zachowań, który dostarcza ciekawych interakcji między bohaterami i bardzo wyraźnie wpływa na rozmach wydarzeń. I chyba każdy znajdzie tu postać, którą będzie w stanie polubić. Zaś fabuła, nieco wolniejsza w pierwszym tomie, rozwija się w niespodziewaną serię wyjątkowo dynamicznych wydarzeń, z których część można rzecz jasna odgadnąć. Ten składnik jest typowo przygodowy, przy czym zręcznie wykorzystuje zachwianie równowagi świata typowe dla fantasy. Styl pisania również ulega zmianie od drugiego tomu i przypominając chwyty stosowane przez Dana Browna pozwala trzymać czytelnika w nieustannym napięciu. Nadal zdarzają się dziwaczne porównania, ale najbardziej przeszkadzały mi one w Tancerzach burzy, później zwracałam bardziej uwagę na fabułę niż sam język.

Reasumując, pod kątem rozrywkowym to jedna z ciekawszych fantastycznych propozycji wydawniczych, a jeśli do tego gustujecie w kulturze japońskiej i steampunku, oraz historiach, w których mity odżywają na waszych oczach w postaci różnorodnych bohaterów, nie wahajcie się ani chwili i bierzcie się niezwłocznie za lekturę Wojny lotosowej Jaya Kristoffa.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Uroboros.


Autor: Jay Kristoff 
Tytuł: Głosząca kres 
Tytuł oryginału: Endsinger 
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński 
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2018

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że wychodzi teraz trzecia część, to będę mogła przeczytać całość bez problemu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie serie dobrze się czyta naraz, nie trzeba sobie wszystkiego od zera przypominać. A ten cykl jest bardzo przyjemny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak one pięknie się razem prezentują 😍 od razu kupię całość 💖 Btw świetna recenzja zresztą, jak zawsze 😘

    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, Uroboros jak zwykle ma piękne okładki (te są z oryginalnego zagranicznego wydania), znakomicie prezentują się razem na półce. I dzięki za komplement :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę w końcu sięgnąć po jakieś dobre fantasy, bo czuję że przestaję być w temacie. Dobrze, że dziś trafiłam na twój blog bo inaczej nie dowiedziałabym się o tej serii. Blog będę obserwować i zapraszam do mnie.
    pozdrawiam

    czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam, u mnie zawsze świeża porcja fantasy i scence-fiction. Dziękuję za zaobserwowanie i też do Ciebie zajrzę.

      Usuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.