21 maja 2018

Najciemniejsze cienie nurtu

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Spętani przeznaczeniem dostępni w sprzedaży od 23 maja 2018

Na kontynuację Naznaczonych śmiercią Veronica Roth kazała nam czekać ponad rok. W pierwszym tomie zaprezentowała niezwykły świat przestawiony, w którym przenikający wszystko nurt obdarzał wybrane osoby szczególnymi zdolnościami. I tak Cyra, dysponująca wywołującymi ból cieniami nurtu spotkała Akosa – jedynego chłopaka, który potrafi stłumić każdą nadprzyrodzoną umiejętność. Niczym Romeo i Julia pochodzą jednak z nienawidzących się ludów – podróżujących po kosmosie Shotet i osadniczych Thuvhe, które dzielą jedną planetę i pogrążają się w coraz większym konflikcie... Drugi i zarazem ostatni tom tej serii, zatytułowany Spętani przeznaczeniem kontynuuje tę unikalną historię. Przekonajmy się więc, czy autorka wynagradza nam czas oczekiwania na tę lekturę?

Eijeh i Ryzek zostają zamknięci w celach na statku kosmicznym, jednak spokój nie trwa długo, bo Isae postanawia rozprawić się z drugim z nich po swojemu, co kończy się wsadzeniem jej i Cisi do kapsuły ratunkowej i odesłaniem ich do Siedziby Zgromadzenia. Na miejscu dołącza do nich stary znajomy pani kanclerz o imieniu Ast, który najwyraźniej pragnie wpływać na jej decyzje, przez co on i Cisi z miejsca zostają wrogami. Statek z Cyrą i resztą bohaterów dolatuje zaś do Ogry, gdzie przez dłuższy czas gromadzili się przeciwnicy jej ojca. I właśnie tam dościga ją ultimatum kanclerz Isae – bezwarunkowa kapitulacja Shotet albo bezpardonowa wojna. Pojawia się jednak kolejny problem – Lazmet Noavek żyje i wraca na arenę, pragnąc znów przejąc kontrolę nad całym wędrownym ludem. Na dodatek wyrocznia z Ogry wzywa do siebie Cyrę i Akosa i mówi im coś, co każe im całkowicie inaczej spojrzeć na siebie i swoje losy...


Ci, którzy lubią wątki miłosne, nie będą zawiedzeni – mamy bowiem okazję obserwować historię perypetii sercowych Cisi (i nie zdradzę kogo), a także rozlicznych problemów, które pojawiają się między nerwową Cyrą i czasem nieco zbyt potulnym Akosem. Zaś nowym elementem w tym tomie jest narracja pierwszoosobowa prowadzona przez wspomnianą już Cisi, ale także Eijeha, dzięki czemu poznajemy sytuację z ich punktu widzenia i możemy przebywać w wielu miejscach naraz. Eijeh dostaje zresztą interesujący motyw – po wymianie wspomnień z Ryzekiem zaczyna bowiem mówić o sobie my, nie tracąc przy tym daru wyroczni... Przed wszystkimi bohaterami staje zatem trudne zadanie – nie tylko odnaleźć swoje miejsce w nowej sytuacji, ale też powstrzymać wojnę, która przy dostępnej technologii pocisków antynurtowych może zetrzeć w proch oba narody...

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po literaturę młodzieżową, bo sprawia mi przyjemność obserwowanie, jak młodzi ludzie nabierają pewności siebie i kształtują swoją osobowość, niejednokrotnie przeradzając się w wybitne jednostki. I jak potrafią przywrócić sens zatraconym przez starsze pokolenia ideałom. Tu spodziewałam się szczególnie tego, że młodzi zbuntują się przeciwko ogłoszonym dla nich losom i pokażą wszystkim, że to oni sami wybiorą swoją ścieżkę. Że książka doda kamyczek do dyskusji o przeznaczeniu. Niestety, nic takiego się nie następuje, do tego rozwój bohaterów jest minimalny i raczej tylko reagują na wydarzenia, zamiast je aranżować. Owszem, prawie każdy z nich dostaje swoją odrębną scenę kulminacyjną, w której wykorzystuje swój dar w wyjątkowy sposób (ten element jest zdecydowanie na plus), ale w mojej ocenie był tu potencjał na znacznie więcej, także w zakresie budowania napięcia i wywoływania emocji u odbiorcy.

Sama fabuła jest zaś poszarpana, postaci przemieszczają się po uniwersum nie porozumiewając się między sobą i do tego wybierają najprostsze rozwiązania – typu zabić. W Zgromadzeniu jest aż dziewięć planet – i jest jego przewodniczący, który przecież wyrzeka się imienia i nazwiska, by reprezentować interesy wszystkich po równo. Jak to więc możliwe, że pozwalają swojemu członkowi – Isae na podjęcie drastycznych kroków w wojnie domowej? Czemu polityka kończy się na kilku bezowocnych rozmowach, a posiadający wyrocznie, czyli widzący przyszłość Thuvhe pozwalają na taki rozwój wydarzeń? Jedną z odpowiedzi jest oczywiście to, że tylko bohaterowie znani przez czytelnika mają realny wpływ na rozwój opowieści i był to celowy zabieg autorki. I o ile sprawdził się w poprzednim tomie przy ekspozycji, to w tym, gdy orientujemy się już dość dobrze w świecie przedstawionym, a postaci latają po kilku globach, w moich oczach nie zdaje już egzaminu.

Kolejną łyżką dziegciu jest język – z przykrością muszę stwierdzić, że styl tłumaczenia zupełnie nie przypadł mi do gustu. Dziwny szyk wyrazów w wielu zdaniach, rozliczne niezgrabnie brzmiące fragmenty, w których  jestem w stanie bez trudu zrekonstruować angielski oryginał, i sztuczne dialogi w znacznej mierze zredukowały moją radość z czytania.

I mimo że moja głodna wyobraźnia lubi uniwersa wymyślane przez Veronikę Roth – zarówno to z Niezgodnej jak i z tej powieści (pomysł na dary nurtu jest przecież znakomity), to sam intrygujący świat i kilkoro przemieszczających się po nim bohaterów z mocami raczej nie wystarczy, by mnie oczarować. Dlatego też niestety mam wrażenie, że choć chciałam poznać dalsze losy rodzin Kereseth i Noavek, to lektura Spętanych przeznaczeniem ujawniła przede mną wszystkie najczarniejsze cienie nurtu i w efekcie nie sprawiła oczekiwanej przyjemności. A jak było w Waszym przypadku?

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Autor: Veronica Roth
Tytuł: Spętani przeznaczeniem
Tytuł oryginału: The Fates Divide
Tłumaczenie: Michał Zacharzewski
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2018

12 komentarzy:

  1. Zaplątana fabuła;), zastanowię się jeszcze, czy to dla mnie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, ja po prostu popełniłam ten błąd, że miałam naprawdę wysokie oczekiwania i niestety książka ich nie spełniła.

      Usuń
  2. pierwszy tom mnie zachwycił, a drugi jeszcze przede mną :)

    Pozdrawiam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy też mi się podobał - ach, jaki tam był potencjał fabularny... Daj koniecznie znać, jak oceniasz drugi tom! Też pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Nie ukrywam, że Roth zawiodła mnie "Wierną", przez co jednocześnie zawiodła mnie całą trylogią "Niezgodna" i aż mnie boli w krzyżu, jak sobie pomyślę, jak wielki potencjał miała ta książka, a Roth to po prostu spartoliła. Ale okładki kuszą... I to bardzo. I cieszą pozytywne recenzje, więc chyba dam jej drugą szansę.

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś jest u Roth na rzeczy z tym niewykorzystanym potencjałem... Z jednej strony unikalne światy, czy udany koniec historii protagonistki "Niezgodnej", a z drugiej ma się wrażenie, że fabularnie mogło być dużo ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie najbardziej ten język bolał. Będę musiała kiedyś spojrzeć na oryginał, bo być może to wina tłumacza. Niemniej zdecydowanie zniszczyło to doświadczenie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł, bo pierwszy tom aż tak nie zgrzyta językowo (a na pewno miał na to wpływ fakt, że kto inny go tłumaczył).

      Usuń
  6. Nie sądzę, by książki przypadły mi do gustu. Zazwyczaj sięgam po inny rodzaj literatury. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba lepiej nie zaczynać od nich przygody z fantastyką, ale wszystko jest kwestią literackiego gustu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Interesting post

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, mam dzięki nim więcej motywacji :). Chwilowo włączyłam funkcję moderowania, bo niestety na cel wzięli mnie spamerzy, mam nadzieję, że w ten sposób szybko się zniechęcą.